niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 77

Kolejne dni mijały mi tak samo. Budziłam się w nocy, bo bez bezpiecznych ramion Michała powróciły koszmary, chodziłam na zajęcia, pisałam kolokwia, gotowałam obiady, a popołudniami się uczyłam i widywałam z Zosią lub Kingą. Na szczęście tata powiedział, że nie muszę chodzić do psychologa. Nie wiem, czemu zmienił zdanie, ale byłam jak najbardziej za. Koks dzielnie pomagał mi w nauce, kładąc się na moich notatkach porozrzucanych po całym pokoju. Raz nieźle się na niego wkurzyłam, bo zeżarł mi jeden zeszyt, gdy byłam na uczelni i musiałam kserować notatki od Zośki. Wieczorami oglądałam telewizję z tatą i rozmawiałam z Miśkiem przez skype’a.
Dni upływały dosyć szybko w nawale obowiązków i nim się obejrzałam, był sobotni poranek. Po umyciu się, ubraniu, zjedzeniu śniadania, wyprowadzeniu i nakarmieniu psa, sprawdziłam czy mam wszystko, pożegnałam się z tatą, pogłaskałam Koksika i odpaliłam moje audi.
Warunki na drodze były okropne i zamiast jechać niecałe trzy godziny, do Bydgoszczy dojechałam po ponad czterech godzinach… Spóźniłam się na pierwszy set… Niestety Jastrzębianie go przegrali. Przecisnęłam się do machającej mi Mileny i zajęłam swoje miejsce, gdy Michał zerknął w tą stronę, przesłałam mu buziaka. Widziałam, że na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech. Zaczął coś tłumaczyć Czarnemu. Chyba z dobrym skutkiem, bo ten set padł naszym łupem. Kolejny znów dla gospodarzy…Musieliśmy walczyć o tie-break. Czwartą odsłonę meczu JSW wygrał z dziewięciopunktowym prowadzeniem. Jeszcze jeden… Emocje były wręcz namacalne, ale… Nie udało się… Drużyna gości przegrała…
Podbiegłam do smutnego Michała. Nic nie powiedział, tylko mocno mnie objął i wpił się w moje usta.
-Cieszę się, że jesteś-odgarnął mi kosmyk włosów na bok-Jak nie było cię na początku, bałem się, że coś się stało…
-Wszystko w porządku-uśmiechnęłam się delikatnie-Spóźniłam się, bo strasznie ślisko i jeszcze ten śnieg.
-Dobrze, że się spóźniłaś, a nie jechałaś jak wariatka, byle zdążyć-pocałował mnie-Kocham widzieć cię na trybunach, gdy w mojej koszulce skaczesz i krzyczysz najgłośniej z kibiców…
-Ja kocham patrzeć, jak na boisku dajesz z siebie wszystko…
-Moje szczęście…
-Dziś niestety nie pomogłam…
-Jak to nie? Gdyby nie ty, rozłożyli by nas w trzech setach… Teraz chociaż jeden punkt im zabraliśmy-uśmiechnął się.
Nie mogliśmy dłużej rozmawiać, bo Miśka wzywały obowiązki. Jakieś autografy, rozciąganie…
Nie chciałam dziś wracać do Łodzi, więc zatrzymałam się w jakimś hotelu. Wieczorem wyszłam z Michałem na spacer. Zimno straszne, ale padające płatki śniegu pozwoliły nam na zrobienie cudownych zdjęć. W parku siatkarz rzucił się w zaspę i zaczął robić aniołki na śniegu. Przyłączyłam się do niego, ale zrezygnowałam, gdy rzucił we mnie śnieżką. Aparat bezpiecznie schowany w torbie, a my zaczęliśmy bawić się jak dzieci. Niestety nie miałam szans i już po chwili leżałam w największej zaspie, a Michał na mnie.
-I co teraz?-zapytał z ogromnym uśmiechem.
-Nic. Chyba nie liczysz, że zacznę błagać o litość.
-Boisz się mnie?
-Nie-prychnęłam.
-Jesteś pewna?
-Mhm-uśmiechnęłam się, czując na zmarzniętym policzku, gorące wargi przyjmującego.
Na chwilę zapomnieliśmy o Bożym świecie, ale chwilę później, gdy wracaliśmy do hotelu, zimno dawało się jeszcze gorzej we znaki. Na miejscu szybko przebraliśmy się w suche ciuchy i zamówiliśmy do pokoju gorącą czekoladę i naleśniki. Przez resztę wieczoru siedziałam wtulona w chłopaka. Trochę rozmawialiśmy, ale milczenie nie było dla nas problemem. Cisza między nami nie była krępująca. Wystarczyła nam obecność drugiej połówki, bez zbędnych słów. Po 23 Michał musiał wracać do swojego hotelu, bo trener dzwonił do niego. Chłopakom nie do końca wyszło zatuszowanie jego nieobecności. I tak cieszyłam się, że mogłam spędzić te kilka wykradzionych godzin spędzić z nim. Misiek obiecał, że rano mnie jeszcze odwiedzi. Pocałowałam go na pożegnanie, a potem wyszykowałam się do snu.

Obudził mnie dźwięk przychodzącego sms-a.

„Śpisz jeszcze? Stoję pod drzwiami i myślę o tym, jak miło by było wejść i położyć się koło Ciebie <3”

Przetarłam zaspane oczy i ruszyłam, by mu otworzyć.
-Cześć, słońce-pocałował mnie.
-Hej-mruknęłam i wróciłam do łóżka.
Momentalnie leżał koło mnie. Zaczął bawić się moimi włosami. Leżeliśmy tak z pół godziny.
-Już się wyspałaś?-zapytał, gdy go pocałowałam.
-Tak troszkę, w końcu ile można spać?-uśmiechnęłam się.
Zjedliśmy śniadanie, które chłopak przyniósł ze sobą, posiedzieliśmy trochę, a potem znowu trzeba było się żegnać. Następny mecz za tydzień w poniedziałek, a ja nawet nie wiedziałam, czy będę mogła na nim być… Jeżeli jutrzejszy egzamin zdam, to drugi termin (w dzień meczu) nie będzie mnie obchodził…
Michał pojechał z chłopakami, a ja wsiadłam w samochód i wróciłam do domu. Nawet nie podejrzewałam, że pewna mała, futrzana kulka może się tak stęsknić przez jeden dzień. Niestety nie mogłam bawić się z Koksikiem, bo jeśli chciałam jechać na z Częstochową, to musiałam się ostro wziąć do nauki.
I znów wciągnął mnie wir zajęć i obowiązków. Nie miałam nawet czasu odwiedzić Kini, chociaż mnie zapraszała. Egzamin poszedł mi raczej dobrze i czekając na wyniki uczyłam się na dwa kolejne. Michał dzielnie mnie wspierał i trzymał kciuki. Na szczęście zdałam i mogłam już w niedzielę jechać do Żor. Spakowałam siebie, trzy placki, które upiekłam dzień wcześniej i Koksika i pojechałam do ukochanego.
Cieszyłam się, jakbym nie widziała go z miesiąc. Nie posiedzieliśmy zbyt długo w mieszkaniu, bo Michał miał trening. Ciasta, które z myślą o sztabie i siatkarzach upiekłam, zapewniły „wejściówkę” mi i nawet Koksowi. Trener Bernardi strasznie ucieszył się na mój widok. Zagadywał mnie i drapał za uchem szczeniaka. Po treningu chłopaki mogli zjeść ciasto, ale nie za dużo, żeby mogli się jutro na meczu ruszać…
Oni zajadali, śmiali się i wychwalali moje wypieki, a ja bawiłam się z yorkiem. Nawet nie wiedziałam, że tak może mu się spodobać zabawa piłką. Ja turlałam Mikasę, a on ją gonił, wskakiwał na nią, turlał… Chłopaki śmiali się z niego, a Misiek robił nam zdjęcia.
Zamiast wyjść z treningu o 18, siedzieliśmy tam do 20. Żarty się ich trzymały, a pod halą nie mogli się rozstać. Dobrze, że mieli dobre nastroje przed meczem, bo stres nie pomógłby im wygrać.
Wieczór w towarzystwie Michała spędziłam na oglądaniu z nim jakiejś komedii. Potem przyszykował mi kolację i dosyć wcześnie poszliśmy spać.

Kolejny dzień to trening z rana, a potem wieczorem mecz. Znów miałam jedno z najlepszych miejsc i koszulkę z trzynastką. Jak dla mnie szczęśliwą. Buziaki, rozgrzewka i wbiegł na boisko. Cała hala śpiewała, wspierając swoją drużynę. Gospodarze roznieśli Częstochowian w trzech setach. Entuzjazm kibiców był ogromny. Nie mogłam podbiec od razu do Miśka, bo musiał poświęcić chwilę dla fanów. Gdy już grupka się przerzedziła, podeszłam do niego.
-A ja mogę autograf?
Odwrócił się i chwycił mnie w ramiona, kręcąc się w kółko. Jego usta odnalazły moje…
-Mówiłem, że przynosisz mi szczęście-uśmiechnął się-Moja piękna…
Po rozciąganiu i przebieraniu się, cała drużyna z dziewczynami, narzeczonymi i żonami, ruszyła na symboliczne piwko. Na szczęście Michał wypił jedno i wracaliśmy do jego mieszkania. Oboje byliśmy wykończeni. On meczem, a ja wspieraniem go. Wyprowadziliśmy Koksika, a potem w ubraniach zasnęliśmy na kanapie... 

Może i po przebudzeniu bolało mnie wszystko, ale byłam szczęśliwa. W jego towarzystwie mogłabym budzić się codziennie. Wspólny czas minął nadzwyczaj szybko i musiałam wracać. Wieczorem już siedziałam nad notatkami w swoim pokoju. Jutro miałam ostatni egzamin… A teraz ćwierćfinały… W piątek mecz, w czwartek Walentynki…  Niby głupie święto, straszna komercha i w ogóle jak się kogoś kocha, to trzeba to okazywać codziennie, ale miło by było, gdybym mogła je spędzić z Michałem…


Egzamin był łatwy, więc o zdanie go nawet się nie martwiłam. Misiek spodziewał się mnie dopiero w piątek rano, ale ja chciałam już jutro zrobić mu niespodziankę. Wywołałam nasze wspólne zdjęcie, kupiłam ramkę i postanowiłam dać to jutro siatkarzowi. Musiałam się wyspać, bo znów czekało mnie 250 kilometrów…
Rano odśnieżyłam autko (tak to jest, jak nie chce się do garażu wjechać) i już o 10 wyjechałam z domu. Misiek był w niemałym szoku, gdy jadł obiad, a ja wparowałam mu do mieszkania. Oczywiście towarzyszył mój wierny przyjaciel, pies obrońca-Koks.
Zaraz znalazł się obiad i dla mnie, bo Michał stwierdził, że mu się zagłodzę. Jadłam, a on siedział naprzeciwko i przyglądał mi się z uśmiechem. Dałam mu nasze zdjęcie, które od razu zajęo honorowe miejsce w salonie.
-Co powiesz na kolację wieczorem?
-No… Ja zazwyczaj jem kolację wieczorami-wystawiłam mu język.
-Wiesz, co mam na myśli.
-Nie.
-Czemu nie?
-Nie wiem, co masz na myśli-puściłam mu perskie oczko.
-Kochanie, czy pójdziesz ze mną na kolację?
-Gdzie?
-Tu niedaleko jest taka restauracja…
-Nie mam się w co ubrać-przerwałam mu.
-Kobiety-przewrócił oczami-A jak byś miała, to poszłabyś?
-Z miłą chęcią, panie Kubiak.
Wyszedł i po chwili wrócił z portfelem.
-Ja idę na trening, a ty na zakupy-dał mi kartę płatniczą-Na 20 masz być gotowa.
Uśmiechnął się, a ja w odpowiedzi go pocałowałam. Tak jak chciał, pojechałam do galerii i zaczęłam spacerować po sklepach. Trochę głupio było mi wydawać jego pieniądze, ale uparł się, że to jego pomysł, więc on funduje mi kreację. Wybrałam szafirową sukienkę przed kolano, z asymetryczną górą i srebrną broszką na ramieniu. Do tego czarne szpilki i bolerko. W restauracji raczej nie zmarznę…
Wykąpałam się, uczesałam, umalowałam i ubrałam. Michał miał o 20 przyjechać już gotowy. Oczywiście był na czas i to z ogromnym bukietem czerwonych róż.
-Jaka ty jesteś piękna-mruknął mi do ucha, muskając moją szyję wargami.
-A ty niezwykle przystojny-uśmiechnęłam się-Jedziemy?
-Sekundkę… Czegoś brakuje…
Przyniósł płaskie pudełeczko i otworzył przed moimi oczami. Śliczna kolia, która się w nim znajdowała, wylądowała na mojej szyi.
-Ale Michał…
-Już nie mogę sprawić prezentu mojej miłości?
-Możesz, ale to pewnie kosztowało kupę kasy…
-Chodźmy już, bo stolik czeka-zmienił szybko temat.
W restauracji było bardzo miło. Wyśmienite jedzenie, przyjemna atmosfera, czułe słówka i gesty, trochę wina, śmiech…
Gdy przekroczyliśmy próg mieszkania, akurat wybiła północ. Nie zapalając światła, Michał odnalazł moje usta i kolejne części naszej garderoby lądowały na podłodze, znacząc drogę do sypialni. Leżeliśmy na miękkiej pościeli, zachłannie wpijając swoje usta w wargi ukochanej osoby. Czułam dłonie Michała na moim nagim brzuchu. Zsunęły się niżej, by zdjąć koronkową bieliznę.
-Nie-zesztywniałam, gdy jego palec zahaczył o czerwoną koronkę, a pod powiekami zapiekły łzy…
__________________________________________
I znowu mam problemy z czasem -.-
Nauka do egzaminów, spotkania ze znajomymi i brak weny, zdecydowanie nie są po mojej stronie...
Możecie być na mnie źli. Zrozumiem :(

Mam nadzieję, że jednak rozdział mimo poślizgu Wam się spodoba i na długość też nie będziecie narzekać...

I takie poważne pytanie do Was. Ile rozdziałów oczekujecie na tym blogu?
Tylko to ma być realna liczba, bo kiedyś i tak na pewno się skończy :P

Dziękuję, że czytacie, komentujecie, że JESTEŚCIE <3
To dla mnie bardzo wiele znaczy...
Strasznie się cieszę, że zdecydowałam się pisać tą historię, bo dzięki niej wiem, że to co robię się komuś podoba... :]
Bez Was bym nie istniała...

Przepraszam, dziękuję i pozdrawiam,
Wasza Niezapominajka ;*



11 komentarzy:

  1. Za taki rozdział wybaczam Ci wszystko :) Sielanka znów została przerwana, no ale nie ma co się dziwić... Michał na pewno to zrozumie. Tylko przykro mi strasznie, że Laura znów cierpi. Może to banalne ale zżyłam się z bohaterką i życzę jej jak najlepiej.
    Jeśli chodzi o liczbę rozdziałów to ja poproszę jak najwięcej, a skoro chcesz konkretną liczbę to tak żeby Cię zbytnio nie obciążać to chociaż 200 :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam, że minęło tyle czasu, że Laura się przełamie. Ale tak się nie stało i Misiek będzie musiał wykazać się cierpliwością;/
    A co do liczby rozdziałów to minimum 100;)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny jak zawsze, a ty niepotrzebnie narzekasz ;) To prawda, że z Laurą łatwo się zżyć i współczuję jej z całego serca. Mam nadzieję, że to minie. Michał to zrozumie. Co do liczby rozdziałów to mam nadzieję, że będzie ich ok. 200 :D
    * Powodzenia na egzaminach :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, myślałam że Laura i o wszystkim przynajmniej w połowie zapomniała i się przełamie a tu nic. Mam nadzieję że kiedyś wszystko wróci do normy. Pozdrawiam i zapraszam na nowy do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojojoj, pod koniec, czyżby wszystko znowu wracało? Nie dobrze..

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Laura ciągle do niej powraca :(
    Mam nadzieje że ta trauma kiedyś od niej odejdzie.Super rozdział :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam :-D
    I z jednej strony się cieszę a z drugiej jest mi smutno, że Laura nie może nadal wyjść z przeszłości :-(
    Dziś krótko bo chora jestem.
    Pozdrawiam ;-*

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że Laura nie może jeszcze uprać się z tym co się stało :) Potrzebuje czasu i wsparcia Miśka :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajowy rozdział;) No ja myślę, że gdyby było 100 rozdziałów to by było super;) Jak opisywałaś, że Michał wyciągnął pudełko to myślałam, że się będzie oświadczał xD
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominuję cię do Liebster Blog Award ;) http://oh-hello-my-imagination.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Super sie czyta. Bede Cie poprawiac, przepraszam, ale mysle, ze konstruktywnie - bledy ortograficzne sa wykluczone :) Czytaja to ludzie i na tym tez sie ucza, bo, powiedzmy szczerze, ksiazek czyta sie coraz mniej ;) "Kobiety-przewrócił oczami-A jak byś miała, to poszłabyś?" [powinno byc 'jakbys', pisane razem]. Czytam dalej:))

    OdpowiedzUsuń