niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 107

-Pójdę otworzyć-wstałam od stołu i podeszłam do drzwi.
Otworzyłam je i zamarłam.
-Laura!-dziewczynka rzuciła mi się na szyję.
Zaraz za nią stał jej brat. Oboje mieli spore plecaki i buzie zaczerwienione od zimna.
-Wchodźcie, bo zimno-wciągnęłam ich do środka-Co wy tu robicie? I gdzie wasi rodzice?
-W domu-Karolina spuściła wzrok-Nie cieszysz się, że przyjechaliśmy?
-Cieszę się, ale…
-Kochanie, kto tam?-w drzwiach stanął Misiek.
-Michał!-dziewczynka rzuciła mu się na szyję.
-Karola? Marcin?-jego zdziwienie było tak samo ogromne jak moje.
Zaprosiliśmy dzieciaki do stołu, zrobiłam im gorącej herbaty, bo zmarzły. Wieczór upłynął nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Karolina zasnęła na kanapie, więc Michał zaniósł ją do łóżka mojego ojca, który postanowił spać u sąsiadki. Rodzice Michała dostali mój pokój, a my we dwójkę mieliśmy spać w salonie. W tym roku postanowiliśmy darować sobie Pasterkę. Małgorzata i Barbara pomogły mi posprzątać, a potem każdy poszedł do siebie. Tylko Marcin został przy kuchennym stole.
-Misiu, idź się połóż, ja niedługo przyjdę-szepnęłam do narzeczonego i ruszyłam w stronę chłopca.
Zrobiłam dwa kubki gorącej czekolady, postawiłam na stole i usiadłam naprzeciwko niego.
-Możemy porozmawiać?-zapytałam.
-Chyba musimy-westchnął-Jesteśmy ci winni wyjaśnienie.
Spojrzałam na niego zdziwiona, ale czekałam, aż będzie kontynuował. Oplotłam dłońmi ciepły kubek i wsłuchałam się w opowieść dziecka.
-Rodzice nie wiedzą, gdzie jesteśmy. Ostatnio nic, tylko się kłócą. Karola boi się spać w nocy przez ich ciągłe krzyki. Chyba chcą się rozwieść-spojrzał na mnie smutno-Nie chcę, żeby na to patrzyła i się bała… Nawet na wigilię nie potrafili się uspokoić. Od rana to samo, więc kazałem Karoli spakować trochę ciuchów i miśka, wziąłem nasze oszczędności i gdy oni się kłócili, po prostu wyszliśmy-upił łyk czekolady i kontynuował-Zabrałem ją na autobus i przyjechaliśmy tu. Pomyślałem, że jesteś jedyną osobą, która może nam pomóc. Byliśmy tu nie raz, więc udało nam się trafić. Przepraszam, że sprawiłem ci kłopot…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że dzieciak może być tak bystry. I to, jak martwił się o młodszą siostrę…
-Kochanie, nie sprawiacie mi kłopotu. Cieszę się, że mnie odwiedziliście i obiecuję, że nie zostawię was z tym samych.
Chłopiec podszedł i mocno mnie przytulił.
-Dzięki, Laura-szepnął, a ja poczułam, że wilgotnieją mi oczy.
Przez dłuższą chwilę trwaliśmy w tej pozycji, ale potem otarłam zagubioną łzę i przerwałam ciszę.
-Powinieneś się już położyć. Dużo się dziś wydarzyło…
Zaprowadziłam go na górę, a potem wróciłam do Michała. Streściłam mu rozmowę z Marcinem.
-Będziemy martwić się rano, a teraz już śpij-pocałował mnie w skroń i przytulił.

Obudziło mnie ciągnięcie za rękaw. Spojrzałam zaspana na Karolinkę.
-Nie mogę spać-powiedziała cichutko-Pójdziesz mnie przytulić?
-Pewnie-uśmiechnęłam się i chwyciłam jej drobną dłoń.
Zaprowadziłam ją do łóżka, położyłam się obok, a po drugiej stronie spał Marcin. Dziewczynka jedną ręką objęła pluszowego misia, a drugą mnie.
-Kocham cię, Laura-szepnęła.

Nagły błysk zmusił moje powieki do otwarcia się.
-Kurde… Nie wiedziałem, że lampa jest włączona…
Nad łóżkiem stał Michał z aparatem i ogromnym uśmiechem. Podobno tak słodko wyglądaliśmy, że musiał nam zrobić zdjęcie. Wstałam i zeszłam razem z nim do kuchni. Wypominał mi, że sam musiał spać na niewygodnej kanapie. Obiecałam, że jakoś mu się odwdzięczę i razem przygotowaliśmy stos kanapek dla dzieci.
Karola zeszła pierwsza, uroczo przecierając oczy. Najpierw nas przytuliła, a dopiero potem zabrała się za śniadanie. Marcin dołączył chwilę po niej. Misiek świetnie się z nimi dogadywał.
Po śniadaniu zarządziłam, że trzeba iść umyć zęby, co spotkało się ze sprzeciwem ze strony małej.
-Jak to nie?-oparłam ręce na biodrach-Michał, co radzisz zrobić z tym łobuzem?-spojrzałam na narzeczonego.
Po chwili oboje ją łaskotaliśmy. Wyrwała się i zaczęła uciekać po całej kuchni. Siatkarz złapał ją, przerzucił sobie przez ramię i ruszył na górę. Marcin poszedł z nimi, a ja skorzystałam z okazji i zadzwoniłam do ich rodziców, bo na pewno się zamartwiali.
-Zajmę się nimi przez kilka dni, a wy w tym czasie zdecydujcie, co z waszym życiem, bo dzieci na tym najbardziej cierpią. Będziemy w kontakcie-rozłączyłam się.
To nie była przyjemna rozmowa i cieszyłam się, że mam ją za sobą. Dołączyłam do tej roześmianej trójki. Każdy zawzięcie szorował zęby, a potem porównywaliśmy, czyje są najładniejsze.
-Moje!-zawołał Misiek.
-A wcale że nie!-zaczęła się z nim kłócić siedmiolatka.
Przedrzeźniali się, a ja z Marcinem się z nich śmialiśmy. Michał upierał się, że ma najbardziej olśniewający uśmiech, za co wepchnęliśmy go do wanny i po chwili był cały mokry. Pociągnął dzieciaki za sobą, a gdy wyszedł, przytulił mnie.
-Chyba nie myślałaś, że ci się upiecze…
Za naszymi plecami rozległy się śmiechy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęli nas obserwować moi przyszli teściowie.
-Nie przeszkadzajcie sobie-uśmiechnęła się Barbara-Miło się na was patrzy.
Chyba narobiliśmy strasznego hałasu, bo po chwili przybiegł do nas Koks, szczekając. Michał wsadził go do wanny, w której nadal siedziała Karolina. Cała nasza piątka była mokra, a państwo Kubiak mieli niezły ubaw.
-Koniec tego! Przebierać się i suszyć włosy, bo się przeziębicie-zarządziłam.
O dziwo, posłuchali mnie. Ogarnęliśmy się, potem Karola robiła mi jakieś wymyślne fryzury, a chłopaki zaczęli grać w gry komputerowe. Czas minął nam zaskakująco szybko. Pani Małgosia odgrzała bigos, więc mieliśmy dużo czasu na wygłupy. Potem dzieciaki uparły się na spacer, bo dawno nie były w Łodzi. Wyszliśmy z Koksem i Michał śmiał się, że jesteśmy jak czterej pancerni i pies. Trzymaliśmy się za ręce, a Karola dodatkowo trzymała smycz. Humory nam dopisywały. Jak dla mnie mogłoby tak być codziennie. Tak beztrosko i… szczęśliwie.
Do domu ścigaliśmy się i wygrał Marcin, a zaraz za nim dobiegł Kubi z Karolinką na barana. Ja byłam na końcu i za karę miałam im zrobić naleśniki na kolację. Oczywiście mi pomogli. Gdy talerze w zastraszającym tempie opustoszały, dzieci poszły się kąpać, a zaraz potem zasnęły.
-My też się kładźmy, bo zaraz usnę-ziewnęłam przeciągle.
-Obiecałaś mi, że wynagrodzisz mi tą kanapę…
-Michał, twoi rodzice są!
-Już się położyli…
Dałam się namówić na wspólny prysznic, a potem zasnęłam wtulona w jego silne ramiona.

Obudzili nas jego rodzice, oznajmiając, że muszą już jechać. Głupio mi było, że nie mieliśmy za bardzo dla nich czasu, ale zapewniali nas, że nic nie szkodzi i zapraszali w odwiedziny. Do nich przyjeżdżała babcia Krysia i brat Michała.
-Proszę pozdrowić babcię-uśmiechnęłam się-Szkoda, że nie mogła być z nami na wigilii.
Starsza pani spędziła ten czas w domu swojego syna, ale obiecała, że niedługo mnie odwiedzi. Pożegnaliśmy rodziców siatkarza, a potem rozsiedliśmy się przed telewizorem. Dzieciaki wstały dopiero koło południa, więc od razu zaserwowałam obiad.
-To co dziś robimy?-zapytałam.
-Możemy odwiedzić Kubę?-zapytał z pełnymi ustami Marcin-Dawno się nie widzieliśmy…
-Nie wiem, czy nie pojechali do rodziny, w końcu są święta. Misiu, zadzwoniłbyś do Bartka-mrugnęłam do narzeczonego.
Okazało się, że rodzina Kurków jest w domu. Bartek zgodził się na naszą wizytę, pod warunkiem, że wezmę ze sobą szarlotkę, bo obiecałam, że będę mu piekła. Na święta upieczone było kilka ciast, więc zostało jeszcze dużo tego. Zapakowałam je, ubraliśmy się i pojechaliśmy do domu państwa Kurków.
Przyjmujący bardzo ucieszył się na nasz widok, bo długo się nie widzieliśmy. Jeszcze większą euforię widać było po małolatach. Nie dało się nie uśmiechać, patrząc na ich roześmiane buzie. Dzieci i Koks poszły się bawić na górę, rodzice Bartka pojechali do znajomych, a my usiedliśmy z nim i słuchaliśmy opowieści, jak to się żyje we Włoszech.
-No, a co z Sylwestrem?-wyszczerzył się-Widzimy się w Rzeszowie? Krzysiek podobno zaprosił wszystkich…
-Zaprosił nas, ale nie wiem, co z dziećmi…
-Zachowujesz się, jak jakaś stara nudziara-szturchnął mnie Kuraś.
-Daj spokój, Laura ma rację, musimy się nimi zająć-w mojej obronie stanął Michał.
-Wiem, co zrobimy-odezwał się nagle Bartek-Zapytamy Ignaczaka, co robi ze swoimi dzieciakami, ja wezmę Kubę, a wy tę dwójkę i podrzucimy ich do Sebastiana i Dominiki.
-Jesteś genialny-przyjmujący przybili piątkę i zeszli na tematy siatkówki.
_____________________________________________
W sumie, to jak pisałam ostatni rozdział, nie miałam pojęcia, kto zadzwonił do drzwi i oto, co wyszło...
Zaskoczeni? ;)

Przepraszam, że znowu o niereformowalnej godzinie, ale ostatnio czas strasznie mi ucieka przez palce...

I znów Sylwester z siatkarzami ^^
Ostatni był tragiczny w skutkach, więc trzeba coś zrobić, żeby Laura się przekonała do tej imprezy :]

Niedługo półfinały <3
Nie mogę się doczekać :]

Nie przedłużam...
Do następnego :)
Buziaki ;*

piątek, 28 marca 2014

Rozdział 106

Przeciągnęłam się, przy okazji strącając kołdrę. Zaraz… Kołdrę? Przetarłam zaspane oczy i zauważyłam, że leżę w łóżku Michała. Ale przecież zasnęliśmy na kanapie… I skąd na mnie jego koszulka?
-Misiek?-wstałam i ruszyłam odnaleźć siatkarza.
-W kuchni!-usłyszałam jego odpowiedź, więc skręciłam w tamtym kierunku.
-Możesz mi powiedzieć, czemu obudziłam się w łóżku?-spojrzałam na niego pytająco.
-Chyba lepiej niż na podłodze?-zapytał, i dalej majstrował coś przy kuchence, podśpiewując wesoło.
-Ale zasnęłam gdzie indziej… I co z moimi ciuchami?-zignorował moje pytanie-Kubiak!-wkurzyłam się, bo nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi.
-Nie złość się, bo złość piękności szkodzi. Siadaj-z ogromnym uśmiechem postawił dwa talerze jajecznicy na stole.
-Ale…-widząc jego spojrzenie, usiadłam.
-Smacznego-powiedział rozbrajająco.
Nie wiem, co go naszło, ale jego pozytywny nastrój był aż za bardzo pozytywny. Zjedliśmy, ale nie mogłam powstrzymać spojrzeń kierowanych w stronę narzeczonego. Misiek pozmywał i usiadł naprzeciwko mnie.
-I co? Dowiem się, co ty brałeś i czemu przedawkowałeś?-zapytałam, a on odpowiedział śmiechem.
-Mam dobry humor, czy to niewystarczający powód?-podszedł i wziął mnie na ręce-Przebudziłem się i zaniosłem cię do łóżka, żeby ci było wygodnie-oznajmił, niosąc mnie do sypialni-Pomyślałem, że będzie ci niewygodnie w dżinsach, więc cię przebrałem-posadził mnie na łóżku.
-A ten przeraźliwie dobry humor?
-Obudziłem się u boku ukochanej kobiety. Pominę tutaj tego futrzaka, co spał w nogach łóżka… Ale gdy mężczyzna budzi się i ma przed sobą cały swój świat, to od razu czuje, że mógłby góry przenosić-pocałował mnie-No, a teraz ubieraj się.
-Co? Gdzie idziemy?
-Koks sam się nie wyprowadzi-mrugnął do mnie i wstał, by po chwili zniknąć za drzwiami łazienki.
Wyszliśmy z psem, a potem razem przygotowaliśmy obiad. Nim się obejrzeliśmy, Michał musiał lecieć na ostatni rozruch przed meczem. Obiecał mi, że wygra to dla mnie. Nie wątpiłam w to nawet, bo pewność siebie i optymizm wręcz biły od niego.
Mecz z Bielskiem wygrali 3:1, co wprawiło wszystkich kibiców gospodarzy w doskonałe humory. Ale dla mnie i tak najlepszy był moment wyczytania zawodnika meczu, który został Misiek. Odebrał tort i nagrodę, którą potem wręczył mi.
-Mówiłem, że dla ciebie wygram-uśmiechnął się szelmowsko.
Po meczu poczekałam na mojego MVP i razem pojechaliśmy do jego mieszkania, bo miałam wracać do domu.
-Musisz dziś jechać? Masz jutro jakieś ważne zajęcia?-zaczął jojczyć Michał.
-Hm… Jakby się tak zastanowić, to może mogłabym zostać-uśmiechnęłam się.
Złapał mnie w pasie i zaczął kręcić. Cieszył się, jak małe dziecko. Kilkanaście minut później w ruch poszedł szampan, bo zwycięstwo trzeba było uczcić. Michał miał jutro wolne, więc nie musieliśmy się przejmować jego dyspozycją. Po wypiciu bąbelków wylądowaliśmy w sypialni…

Rano obudziłam się pierwsza i to z okropnym bólem głowy. Z półprzymkniętymi powiekami udałam się do kuchni i odnalazłam aspirynę.
-Co tu się wyprawia?-Michał pojawił się zaraz za mną.
-Nic…
-Jak to nic? Gdzieś ty tak wczoraj balowała?-zaczął mnie łaskotać.
-Michał! Puść mnie! Puść…-uciszył mnie pocałunkiem.
-Nie gniewasz się?
-Hm…
-Czyli mam zrobić śniadanie?-spytał ze smutną miną.
Zaśmiałam się i pocałowałam przelotnie w policzek. Ja wzięłam długą, odprężającą kąpiel, a Misiek w tym czasie usmażył naleśniki. Po śniadaniu wyszliśmy z psem, nie chodziliśmy długo, bo zaczęło padać. Spakowałam rzeczy i chciałam się pożegnać, ale Michał oznajmił mi, że jedzie ze mną.
-Pogoda jest brzydka, droga daleka…
-A samochód?-uniosłam pytająco brew.
-Może za tydzień przyjedzie z tobą Zośka?
Oczywiście Michał postawił na swoim. U mnie w domu też trochę posiedział, bo najpierw zagadał go mój tata, a potem przyszła pani Małgosia i oznajmili, że chcą nam powiedzieć coś bardzo ważnego.
-Pobieramy się-powiedział mój ojciec-W marcu chcielibyśmy wziąć ślub…
Widziałam, że bardzo stresował się przekazaniem nam tej informacji.
-To cudownie-cieszyłam się, że wreszcie jest szczęśliwy.
-No to będziemy hulać na weselu, a ja myślałem, że my z Laurą będziemy pierwsi…-z rozbrajającym uśmiechem powiedział mój narzeczony.
Długo rozmawialiśmy, więc namówiłam Michała, żeby został na noc. Było późno, a nie chciałam, żeby jechał po nocy. Oboje niestety wiedzieliśmy, że musi wyjechać po 6, żeby zdążyć na trening. Ale po co się wyspać, skoro można rozmawiać do drugiej nad ranem?

-Michał! Zaspaliśmy!-szturchnęłam siatkarza.
-Jeszcze pięć minut, mamo…-mruknął i przekręcił się na drugi bok.
-Misiek! Wstawaj… Bernardi cię zamorduje!
-Lorenzo? Gdzie?-od razu się zerwał, o mały włos nie zrzucając mnie z łóżka.
-Michał, jest  siódma…
Zerwał się i po kilku minutach całował mnie na pożegnanie. Wybiegł bez śniadania, obiecał, że będzie jechał ostrożnie i tyle go widziałam. Ja spokojnie zjadłam i wyszykowałam się do wyjścia na uczelnię.
Wieczorem Misiek do mnie zadzwonił i użalał się, że miał dwa razy więcej ćwiczeń od reszty, bo wpadł na salę prawie w połowie treningu. Przekazał mi pozdrowienia od chłopaków, a potem musiał lecieć na zakupy, bo jego lodówka świeciła pustkami.

Dni mijały, a nasz związek polegał na codziennych rozmowach przez internet i widywaniu się na meczach. Nie raz było ciężko, albo kłóciliśmy się o byle co, ale za każdym razem dochodziliśmy do kompromisu. Michałowi świetnie szło zarówno w meczach plusligowych, jak i w Lidze Mistrzów. Po jego grze widać było, że jest w świetnej formie.
Czas mijał nam na wyjazdach i nim się obejrzałam, była już połowa grudnia. Umówiliśmy się, że święta spędzimy razem. Wigilia miała odbyć się u mnie w domu. Ja, Michał, jego rodzice, a także mój tata z panią Małgosią.
-Co byś chciała dostać od Mikołaja?-kiedy w jeden z wolnych weekendów leżeliśmy u mnie w pokoju.
-Najpierw powinieneś zapytać, czy byłam grzeczna…
-Wiem, że nie byłaś… To jak? Co byś chciała dostać?-zaśmiał się.
-Ty mi wystarczysz-uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego umięśniony tors.
-Pamiętaj, że Mikołaj reklamacji nie przyjmuje…
-Bez ryzyka nie ma zabawy-mrugnęłam do niego.

Czas przelatywał mi przez palce. Coraz częściej myślałam o zbliżającym się powoli ślubie i o naszej wspólnej przyszłości. Może i związek z siatkarzem nie jest łatwy, ale jak można nie kochać takiego wielkiego Miśka?

Jego mama zdecydowała, że przyjedzie dzień przed Wigilią, żeby nie wieźć całej masy jedzenia, tylko ugotować na miejscu. Już wiedziałam, po kim mój narzeczony jest taki uparty… Jak powiedziała, tak zrobiła i 23 grudnia wygoniono mnie z własnej kuchni, którą zajęły pani Basia i pani Małgosia. Obie bardzo się polubiły i prowadziły niekończące się dyskusje, lepiąc uszka, czy smażąc rybę. Mi nie chciały znaleźć zajęcia, a gdy brałam się za cokolwiek, wołały Michała, żeby mnie zabrał. Na szczęście on też mógł przyjechać wcześniej.
Razem z narzeczonym ubraliśmy choinkę, w kuchni urzędowały moja przyszła macocha i jego mama, a ojcowie rozmawiali przy kawie. Już nie pamiętam, kiedy w wigilię w moim domu było tylu ludzi. Jak nigdy czułam tą rodzinną atmosferę. Znajomym wysłałam życzenia, a przed pojawieniem się pierwszej gwiazdki, całą szóstką wybraliśmy się na grób mamy, żeby się pomodlić. Bardzo żałowałam, że jej nie ma tu z nami.
Wróciliśmy do ciepłego domu i po odczytaniu fragmentu Pisma Świętego, połamaliśmy się opłatkiem. Każdy życzył mi szczęścia u boku Michała i powiększenia rodziny. Z uśmiechem odpowiadałam, że to jeszcze nie pora, ale wiedziałam, że trzeba nad tym poważnie pomyśleć. Misiek coraz częściej poruszał ten temat. Nie naciskał, ale dało się zauważyć, że to dla niego ogromnie ważne.
Zasiedliśmy do wieczerzy, gdy rozległ się dzwonek do drzwi…
___________________________________________
Wiem, że ostatnio Was zaniedbuję, ale niestety studia są ważniejsze :/
Zbyt dużo obowiązków, za mało czasu...
No ale moi rodzice nie płacą za moje mieszkanie w Krakowie tylko po to, żebym sobie chodziła na wykłady jak mi się zachce, ale żebym skończyła te studia.
A jak się teraz nie wezmę za to, to czarno widzę moją karierę studenta :(
Ten semestr jest zdecydowanie cięższy i mam nadzieję, że mnie zrozumiecie...

Taki beznadziejny ten rozdział... I o niczym... :(
Zdziwiło Was, że już Wigilia? Tak? Mnie w sumie też...
Ale nie będę pisała: "Poszłam na uczelnię, gadałam z Miśkiem, poszłam spać... W weekend pojechałam na mecz do Jastrzębie Zdroju, wróciłam do domu, poszłam na uczelnię..."
To byłoby i dla mnie, i dla Was męką nie do przebycia...

Kolejny rozdział w sobotę. Mam wolny weekend, więc może uda naskrobać coś więcej...
Pozdrawiam ;*

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 105

-Co ty tu robisz?
-Byłem na grobie babci… Pójdziemy do jakiejś kawiarni i porozmawiamy?
-Nie wiem, czy mamy o czym-warknęłam i powróciłam do przerwanej czynności.
Kątem oka widziałam, że siatkarz dalej stał w tym samym miejscu. Gdy skończyłam i ruszyłam w stronę auta, on poszedł za mną.
-Laura, proszę…
Nie wiem czemu, ale się zgodziłam. Wsiedliśmy do mojego samochodu, bo on przyjechał na cmentarz taksówką. Podjechałam pod moją ulubioną kawiarnię. Złożyliśmy zamówienia, a ja w napięciu wpatrywałam się w atakującego.
-Czy ty nie powinieneś być we Włoszech?-spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Powinienem, ale mam kilka dni wolnego-odpowiedział i znów zapadła między nami pełna napięcia cisza.
-O czym chciałeś rozmawiać?
-Przepraszam. Zachowałem się jak idiota…-spuścił wzrok-Wiem, że to nie wasza wina. Tamtego dnia spotkałem Adę i trochę sobie wygarnęliśmy, a ja odreagowałem na was… Jestem skończonym kretynem… Mam nadzieję, że nic ci nie zrobiłem?-spojrzał na mnie ze strachem i troską w oczach.
 -Już jest wszystko w porządku, ale to nie obrażenia fizyczne były najgorsze… Nadal nie pojmuję, jak mogłeś być do tego zdolny-pokręciłam głową, zawiedziona.
-Naprawdę ją pokochałem, a jak dowiedziałem się, jaka jest… Nie umiałem sobie z tym poradzić i odtrąciłem wasze wsparcie. Już nigdy nie zrobię wam krzywdy, potrzebuję przyjaciół, a wszystko zniszczyłem… Przepraszam. Wybaczysz mi kiedyś?
-Bartman! Przez ciebie nie mogłam ruszać ręką i nie byłam w stanie pracować, do tego Misiek miał rozwaloną wargę, a zawsze byliście jak bracia…
-Wiem, ale…
-Nie przerywaj mi-spojrzałam na niego groźnie-Myślałam, że zniszczyłeś to wszystko, ale ta rozmowa pozwoliła mi zrozumieć, że mocno nadszarpnąłeś nasze zaufanie…  Nie możemy się od ciebie odwrócić, bo w końcu od czego są przyjaciele? Może nie będzie tak, jak dawniej, ale mam nadzieję, że jakoś uda się…-nie dał mi dokończyć, tylko mnie przytulił.
-Dziękuję, nawet nie wiesz, jak się cieszę! I jeszcze raz ogromnie cię przepraszam…
Tonęłam w jego niedźwiedzim uścisku i dopiero uwaga o braku powietrza w płucach, skłoniła go do puszczenia mnie. Stwierdziliśmy, że jutro pojedzie ze mną do Kędzierzyna i porozmawia z Michałem. Miałam nadzieję, że jakoś się dogadają, bo im obu było z tym ciężko. Zaproponowałam Zibiemu nocleg, żeby nie tułał się po hotelach. Zjedliśmy nasze zamówienie i pojechaliśmy do mojego domu. Tata, jak to ostatnio miał w zwyczaju, siedział w ogrodzie z panią Małgosią, a Zbyszek, gdy tylko wysiadł z auta, zajął się Koksem. Ja weszłam do środka i usiadłam przy pianinie. Dawno nie miałam chwili, żeby w całkowitej ciszy i spokoju pograć na tym instrumencie. Niestety już po kilku minutach przerwał mi mój telefon. Dzwonił nieznany numer. Jak się okazało, była to mama Michała. Jechali na cmentarz, żeby odwiedzić grób mojej mamy i pytała, czy razem z mężem mogą nas odwiedzić. Oczywiście się zgodziłam i zaraz po zakończeniu połączenia, zabrałam się za pieczenie na szybko ciasta i w międzyczasie poinformowałam tatę i Bartmana o ich przyjeździe. Akurat wyciągnęłam blachę z piekarnika, gdy podjechali państwo Kubiak. Spędziliśmy miło czas na rozmowie. Tata przedstawił im swoją lubą. Pani Basia i pan Jarek wydawali się trochę zdziwieni, ale nie bardziej niż wizytą Zbigniewa. Siedzieli u nas do wieczora, ale nie udało mi się ich namówić, żeby zostali na noc, więc pościeliłam tylko łóżko dla atakującego i po szybkim prysznicu padłam zmęczona.

-Laura! Wstawaj, bo pojadę bez ciebie!-ZB9 od samego rana chodził i się wydzierał.
-Zamknij się, już wstaję-jęknęłam i nakryłam głowę kołdrą.
-Puk puk-powiedział-No właśnie widzę, jak wstajesz…
Była chwila ciszy, a potem ten idiota zabrał mi kołdrę i wylał na mnie szklankę zimnej wody.
-Ty debilu! Pogrzało cię!-wyskoczyłam z łóżka i rzuciłam się na niego z pięściami.
-Ciesz się, że nie wiadro-zaśmiał się i zszedł na dół.
-Całe życie z wariatami-mruknęłam i zaczęłam się szykować.
Na szczęście na przeprosiny za akcję z wodą, Zibi przygotował mi śniadanie. Jak tylko zjedliśmy i umyliśmy zęby, zabraliśmy wszystko i wyjechaliśmy do Kędzierzyna. Koło 12 byliśmy już na miejscu, więc mieliśmy jeszcze ponad dwie godziny do rozpoczęcia meczu. Połaziliśmy trochę po mieście, a potem bez większego pośpiechu udaliśmy się na halę. Weszliśmy w samą porę, bo obie drużyny już szykowały się do gry. To był długi mecz, bo po pierwszych dwóch wygranych setach, gospodarze wzięli się ostro do walki i doprowadzili do tie-break’a. Widziałam, że zdezorientowany wzrok Michała co chwila wędruje w naszym kierunku. Oboje go wspieraliśmy i pod koniec ledwo mogliśmy cokolwiek wychrypieć. Na szczęście udało się i zakończyli ostatnią partię z sześciopunktowym prowadzeniem. Uściskałam Zbyszka i razem zeszliśmy do zawodników. Przywitaliśmy się ze znajomymi, a potem ja uwiesiłam się na szyi narzeczonego, a atakujący nieśmiało stanął za mną.
-Michał…-zaczął.
-Czego chcesz?-warknął Misiek.
-Przepraszam, możemy porozmawiać?
-Załatwmy to szybko…
-Przepraszam, że zachowałem się jak skończony idiota. Wiem, że gorzej postąpić nie mogłem… Nie chciałem się na ciebie wtedy rzucić, to był impuls. Za dużo emocji się we mnie kumulowało i nie wytrzymałem…
-Nie chodzi o mnie. Zibi, ty zrobiłeś krzywdę Laurze… Ona jest najważniejszą osobą w moim życiu, a gdyby stało jej się coś poważnego, nigdy bym ci tego nie wybaczył. Nawet nie masz pojęcia, ile bólu jej sprawiłeś…
-Przepraszam. Rozmawiałem z nią-spojrzał na mnie smutnym wzrokiem-Już nie popełnię takiego błędu…
-Nie popełnisz, bo nie będziesz miał okazji-mój narzeczony odwrócił się na pięcie i ruszył do szatni.
-Michał!-krzyknęliśmy oboje, ale nawet się nie odwrócił.
Widziałam, że Zbyszek jest załamany. Wyszliśmy razem przed Halę Azoty i poradziłam mu przeprowadzić jeszcze jedną próbę. Czekaliśmy dłuższy czas, bo Misiek musiał się rozciągnąć, wziąć prysznic, przebrać.
-Wiesz, Zibi, ja skoczę po coś do picia, bo bardzo sobie zdarłam gardło-powiedziałam cicho-Zaraz wracam.
Ruszyłam do małego sklepiku, gdy nagle usłyszałam krzyk Miśka. Nie zdążyłam się nawet odwrócić, bo coś przygwoździło mnie do ziemi. Byłam trochę skołowana. Spojrzałam zdziwiona na Zbyszka, który ze strachem wpatrywał się we mnie. Po chwili Michał pomagał nam wstać.
-Nic ci nie jest?-zapytał Zibi.
-Co się stało?
-Nie widziałaś tego auta?
Z samochodu wysiadła jakaś niewysoka szatynka.
-Michał jest mój! Rozumiesz! Zniszczę cię-zaczęła na mnie krzyczeć.
Stałam osłupiała, ale na szczęście ochrona się nią zajęła. Siatkarze też byli w szoku. Narzeczony otoczył mnie ramieniem i zaprowadził do samochodu. Cały czas szeptał uspokajające słowa, ale ja dalej patrzyłam na nich przerażona.
-Nic ci nie jest, kochanie?-patrzył na mnie z troską.
Pokręciłam niepewnie głową.
-Przepraszam za ten zdarty łokieć, ale to dla większego dobra-zaczął tłumaczyć Zibi, gdy Misiek pocałował startą skórę na mojej ręce.
-Dziękuję, że ją odepchnąłeś-Michał uśmiechnął się do Bartmana.
-Przecież nie mogłem pozwolić, żeby tamta wariatka jej coś zrobiła. Przyjaciele sobie pomagają i są gotowi się poświęcić…
-Cieszę się, że mam takiego przyjaciela.
Po chwili ściskali się, chowając wszelkie urazy. Porozmawiali jeszcze trochę, a potem Zbyszek usiadł za kierownicą auta, bo ja nadal byłam zbyt roztrzęsiona, żeby prowadzić.
-Nie bój się, mała-mrugnął do mnie-Ja i Michał nie pozwolimy, żeby stała ci się krzywda-przytulił mnie, gdy byliśmy już pod moim domem.
Siatkarz postanowił jechać do rodziców, ale wcześniej zaparzył mi melisę i kilkadziesiąt razy zapytał, czy aby na pewno wszystko w porządku.
-Gdyby nie ty…-zaczęłam płakać.
-Cicho, głupia-dał mi pstryczka w nos-Dostanie mi się od Miśka, że płaczesz przeze mnie…
-Dziękuję-uśmiechnęłam się, ocierając łzy.
-No! I tak ma być, jak cię następnym razem odwiedzę-zaśmiał się-To ja się będę zbierał, bo jutro mam samolot, a do rodziców muszę jechać... Trzymaj się!
Życzyłam mu bezpiecznej podróży i udanego sezonu. Machałam aż zniknął za zakrętem. Nie było późno, ale ja po przekroczeniu pokoju, od razu położyłam się na łóżku, by moje obolałe ciało mogło w spokoju odpocząć.

Dni mijały w zastraszającym tempie, ale to przez nawał nauki i pracę z dziewczęcą drużyną z mojego dawnego liceum. Przyjęłam propozycję Jarka i teraz, jak miały mecz, musiałam być na nim obecna. Kolokwia i czas spędzany z młodymi siatkarkami sprawiały, że nie miałam na nic siły. Wracałam wieczorami do domu i od razu się kładłam. W sobotę przed południem posprzątałam w domu, by potem z czystym sumieniem pojechać do Żor.

Michał bardzo cieszył się na mój widok. Wzięliśmy yorka na spacer i chodziliśmy nieznanymi mi uliczkami. Czułam się tak, jakbyśmy byli beztroską parą nastolatków bezgranicznie zakochaną w sobie. Brakowało mi tego, że nie mogę budzić się codziennie w jego ramionach, trzymać za rękę, przytulać… Na szczęście była już prawie połowa listopada, więc niedługo święta. Michał chciał, żebyśmy gdzieś wyjechali, ale ja wolałam je spędzić w rodzinnej atmosferze. Rozmawialiśmy o moim pisaniu, czy raczej nie pisaniu, pracy magisterskiej. Ale też robiliśmy listę gości na ślub, by ogarnąć w końcu, na ile osób będzie to wesele.
Wieczór minął nam bardzo szybko. Zasnęliśmy na kanapie, oglądając jakiś nudnawy film…
__________________________________________
Przepraszam :/
Dziś spędziłam cały dzień na uczelni, potem jeszcze uczyłam się z kolegą kodów na jutrzejsze programowanie i tak jakoś zeszło, że dopiero skończyłam pisać...

Pewna kochana osoba (dzięki Paula :* ) doradziła mi, żebym ustaliła w jakie dni będę dodawać rozdziały, bo Wy czekacie, a ja też ostatnio nie mam kiedy odpocząć...
Jeszcze nie wiem, jak to będzie... W środę pod rozdziałem zapewne wszystko Wam napiszę...

Teraz lecę spać, bo mi się oczy kleją...

A może jeszcze powiem Wam, co kolega powiedział o moim pisaniu (w kontekście tego, że groźby są karalne, ale mniejsza o to :D )
"Ubytki na psychice po przeczytaniu Twojej książki również są karane :P "
Miał na myśli bloga, bo książka dopiero jest w planach :P
Miły, co nie? :D
Wredna menda...
Mam nadzieję, że nie spowodowałam u nikogo żadnych trwałych uszkodzeń? ^^

Jeszcze raz przepraszam, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie :)
Do następnego,
Buziaki ;*

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 104

Minął ponad miesiąc od mojego wyjścia ze szpitala. Chłopaki przegrali w barażach z Bułgarami i odpadli z Mistrzostw Europy. Ja dbam o siebie, racjonalnie się odżywiam, nie przemęczam. Tylko od zabrania ze Spały swoich rzeczy i powrotu do Łodzi, unikałam Michała. Często przyjeżdżał pod moją uczelnię, czy do domu. Pisał, dzwonił, ale dla mnie to i tak było za wcześnie. Kaśka opowiedziała mi, że po tym przytuleniu na hali po meczu z Turcją, Misiek naskoczył na Sylwię, ale ich wspólne zdjęcie obiegło wszystkie plotkarskie portale, bo wszyscy zastanawiali się, co z jego narzeczoną… Kocham go, ale to zbyt skomplikowane… Wydzwaniali do mnie Łasko i Czarny, a także chłopaki z reprezentacji, ale ja byłam nieugięta. To miała być moja decyzja…
Pierwszy mecz w tej kolejce przegrali. Olsztyn był górą. Potem pokonali Częstochowian, a teraz czas na starcie z Resovią.
Poprawiłam koszulkę z numerem 13 i weszłam na halę w Jastrzębie Zdroju. Zajęłam swoje miejsce w tłumie kibiców, by obejrzeć spotkanie dwóch fantastycznych klubów. Zawodnicy wbiegli na boisko, a ja nie mogłam nawet na chwilę spuścić wzroku z jednego zawodnika. Był w świetnej formie. Komentatorzy cały czas chwalili jego i obrony Damiana Wojtaszka.
Pierwszy set dla nas, wygrany na przewagi, kolejny też w świetnym wykonaniu gospodarzy. W trzecim Reska się przebudziła, ale pomarańczowa drużyna zakończyła spotkanie w czwartej części. Kibice na hali szaleli. Wojtaszek dostał statuetkę, zawodnicy podali sobie dłonie pod siatką i zaczęli rozdawać autografy oraz udzielać wywiadów. Nie przepychałam się przez tłum hotek, bo nie uśmiechało mi się posiadanie siniaków przez jakieś gimnazjalistki i nie chciałam przeszkodzić tym prawdziwym kibicom w dotarciu do idola. W końcu tłum się przerzedził.
-A ja dostanę autograf?-zapytałam cicho stojąc za Kubiakiem.
Zesztywniał.
-Laura?-odwrócił się.
Widziałam to niedowierzanie, szybko ustępujące miejsca radości. Chciał mnie przytulić, ale ja zrobiłam to pierwsza.
-Możemy porozmawiać?
-Oczywiście, tylko się przebiorę-poleciał do szatni.
Po kilkunastu minutach szliśmy ramię w ramię w kierunku parku. Musiałam przerwać narastającą ciszę.
-Michał, ja chciałam cię przeprosić…-zaczęłam nieśmiało.
-Ty? Za co?
-Unikałam cię i…
-Nie, nie przepraszaj za to-chwycił moją dłoń-To, że tu jesteś oznacza, że dasz mi szansę?
-Nam, Misiu, nam-uśmiechnęłam się.
Nie musiałam długo czekać, bo poczuć jego spragnione bliskości usta na moich. Brakowało mi tego. Tak cholernie mi tego brakowało, że zrobiłam smutną minę, gdy się odsunął.
-Kocham cię-przytuliłam go-Każdy dzień bez ciebie był stratą czasu, zwykłą, bezcelową egzystencją…
-Też cię kocham-złapał mnie w pasie i zaczęliśmy się kręcić w kółko-Jesteś moim powietrzem, nie mogę żyć bez ciebie…-przerwałam mu pocałunkiem.
Staliśmy tak, nie zwracając uwagi na świat, czy przechodzących ludzi. Gdy się od siebie oderwaliśmy, Misiek zaczął grzebać w kieszeniach.
-Co ty…
-Laura-zaczął, klękając przede mną-Czy uczynisz mi ten zaszczyt i…
-Tak!-przerwałam mu i rzuciłam się w jego ramiona-Skąd wiedziałeś, że będę?
-Nie wiedziałem. Cały czas nosiłem go przy sobie, bo miałem nadzieję, że wrócisz.
Pojechaliśmy do jego mieszkania i wylądowaliśmy w sypialni. To był długi wieczór, pełen miłosnych wyznań i utęsknionej bliskości…

-Kochanie-poczułam jego usta na szyi-Czas wstawać…-musnął ją delikatnie wargami.
Specjalnie udawałam, że śpię dalej, a on nie przerywał swojej czynności, mającej na celu obudzenie mnie. Nie odpuścił…
-Tak nie chcesz?-po tonie głosu, wiedziałam, że zaraz zrobi coś głupiego.
Wziął mnie na ręce, więc zaplotłam mu dłonie na szyi. Zaniósł mnie do kuchni i posadził przy stole.
-Śniadanie podano-oznajmił stawiając przede mną tosty i herbatę.
-To już nie do łóżka?-zapytałam unosząc brew.
-Żebyś mi w pościeli nakruszyła?-zapytał ze śmiechem.
-Głupek…
On zrobił śniadanie, więc ja zaoferowałam się, że pozmywam. Bardzo mi przy tym kibicował, zwłaszcza, gdy kładłam czyste naczynia na suszarce, a jego koszulka, którą miałam na sobie, znacznie podciągała się ku górze. W końcu stanął za mną i położył mi ręce na biodrach.
-Skończyłaś?-nie czekając na odpowiedź, odwrócił mnie w swoim kierunku i pocałował.
Moje mokre ręce błądziły po jego umięśnionych plecach. Przerwał nam dźwięk telefonu.
-Igła-oznajmił Michał, patrząc na wyświetlacz.
-On to od zawsze miał wyczucie-zaśmiałam się.
Misiek po przywitaniu się, nic nie powiedział, tylko podał mi komórkę.
-Tak?-zapytałam.
-Gratulacje!-usłyszałam uradowanego Krzyśka.
-Skąd wiedziałeś, że jestem u Michała?-zdziwiłam się.
-Kubiak umówił się z nami na piwo, ale po meczu był nieosiągalny.
-Zapytaj, kiedy przyjedzie odwiedzić nas w Rzeszowie-Piotrek darł się po drugiej stronie.
Do rozmowy dołączył jeszcze Grzesiek. Wszyscy nam gratulowali i mówili, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Porozmawialiśmy, pośmialiśmy się, ale oni musieli lecieć na zbiórkę i ruszać w drogę do Rzeszowa.
Ja i Michał wzięliśmy prysznic, a potem usiedliśmy na kanapie w salonie, żeby nacieszyć się sobą.
-Dopiero teraz rozumiem, jaka ja byłam głupia-pokręciłam głową-Wszyscy mówili mi, że mam do ciebie wrócić, a ja sprawiałam, że oboje cierpieliśmy.
-Teraz już wszystko będzie dobrze-przyciągnął mnie bliżej-Jak będzie trzeba, to przestanę w ogóle mieć koleżanki.
-To ty masz jakieś koleżanki? I ja nic o tym nie wiem?
Spojrzałam jego zdezorientowaną minę i zaczęłam się śmiać. W akcie zemsty on zaczął mnie łaskotać. Dokuczaliśmy sobie, aż oboje spadliśmy z kanapy. To znaczy Misiek spadł i pociągnął mnie ze sobą.
-Wiesz… Termin naszego ślubu jest nadal aktualny. Nic nie odwoływałem…
Trochę się zdziwiłam, ale jeszcze bardziej ucieszyłam. Postanowiliśmy w wolnych chwilach zacząć planować nasze wspólne wesele, chociaż na razie zajęliśmy się sobą, bo wieczorem wracałam z powrotem do Łodzi.
Pożegnanie było straszne… Nie czułam jego silnych ramion, oplatających moje ciało, zapachu jego perfum, ani nie patrzyłam w jego lazurowe oczy od miesiąca, a teraz, po tych kilkunastu godzinach, znów miałam to stracić, co prawda tylko na tydzień, bo obiecałam przyjechać na kolejny mecz, ale…
-Będę za tobą strasznie tęsknił-wyszeptał w moje włosy.
-Ja za tobą bardziej…
-Jedź ostrożnie, albo wcale nie jedź. Zostań ze mną…
-Wiesz, że nie mogę… Obiecałam dokończyć te studia i obronić magistra. To ostatni rok…
-Potem zamieszkamy razem, weźmiemy ślub, będziemy mieć dzieci-zaczął wyliczać.
-Muszę jechać, bo mnie zagadujesz, a już późno…
Kazał mi uważać na drodze i zadzwonić, jak dojadę. Pocałunek na pożegnanie wydawał się trwać sekundę, a do oczu napłynęły łzy. Otarłam je wierzchem dłoni, bo nie mogłam jechać płacząc i ruszyłam do domu.

Kolejne dni pokazały, czym naprawdę jest tęsknota. Cały zeszły sezon było nam ciężko, ale teraz było jeszcze gorzej. Nie wiem, czy to przez nasze wcześniejsze rozstanie, czy przez to, że byliśmy po słowie… Rozmawialiśmy w każdej wolnej chwili, wieczory spędzałam przed laptopem, żeby popatrzeć na niego przez kamerkę. Zośkę też męczyły studia, bo wolałaby być w Rzeszowie z Piotrkiem. Kinga rzuciła swoją psychologię, zmieniła pracę i teraz mieszkała z Grześkiem, a ja i Koks chodziliśmy całe wieczory po domu z laptopem. Chciałam zrobić sobie kolację, to nie rozłączałam się, tylko brałam urządzenie ze sobą i dalej rozmawiałam z ukochanym.
Dni mijały na chodzeniu na uczelnię, spacerach z Koksikiem, sprzątaniu i gotowaniu. Chociaż w tym ostatnim często wyręczała mnie pani Gosia, której miłość z moim tatą kwitła.

W czwartek i piątek nie musiałam iść na uczelnię, bo był 1 listopada, a w sobotę rano miałam jechać do Kędzierzyna na mecz. We Wszystkich Świętych, jak co roku wzięłam znicz i w czarnej sukience stanęłam przed grobem mamy. Zapaliłam ogarek i długo się modliłam.
-Pozwolisz, że się przyłączę?-usłyszałam pytanie.
 _____________________________________________
Już mi nie jojczcie, że jest smutno :P
Specjalnie jest miesiąc później, żeby nie rozpisywać się o Mistrzostwach Europy i rozłące ukochanych...
Chyba zadziałały endorfiny, wywołane tym pięknym dniem i Waszą obecnością tutaj ;]
Zadowoleni z obrotu sprawy? ^^

Tylko nie wiem, co będzie dalej...
Jakieś pomysły, sugestie, propozycje? :D

Chyba dawno nie mówiłam, jak bardzo Was uwielbiam...
Kochani, dziękuję za ponad 100 000 wyświetleń <3

Niestety Jastrzębianom nie udało się awansować do finału Ligii Mistrzów :(
Szkoda, ale teraz walczymy o trzecie miejsce!

Jak Wam mija weekend?
Korzystacie z pięknej pogody? Macie okulary przeciwsłoneczne? :D
Życzę dużo słońca ^^
Buziaki ;*

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 103

Laura odzyskała przytomność, a mnie lekarz wygonił na korytarz. Jeszcze dostało mi się za to, że ją zdenerwowałem. Nie pozwolił mi już do niej wejść, więc z ciężkim sercem wróciłem do hotelu.
Chłopaki od razu mnie okrążyli, bo każdy chciał wiedzieć, co się stało drobnej blondynce.
-Zgłupiałeś totalnie?!-wydarł się na mnie Kuraś-Miałeś się z nią pogodzić, a tylko pogorszyłeś sprawę!
-Ale ona…
-Michał, weź się ogarnij, jeśli chcesz, żeby do ciebie wróciła-walnął mnie w ramię Kosa i poszedł do siebie.
-Ty… A może ona w ciąży jest?-zapytał Piotrek, a my patrzyliśmy na niego w osłupieniu-Wy przecież ten… Więc może ona…-Nie mógł się wysłowić.
-Nie ma co spekulować-Bartek przerwał ciszę, która nastała-Jutro do niej pojedziesz, pogodzicie się i dowiecie się, co wyszło z wyników badań.
-Chłopaki idźcie spać, jutro mecz!-Marcin rozgonił nas do pokoi.

W nocy nie mogłem spać, bo cały czas chodziły mi po głowie słowa Cichego. My rodzicami… Maleństwo rozwijające się w brzuchu Laury… To byłoby coś cudownego. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, ale zaraz potem przed oczami stawał mi obraz zszokowanej dziewczyny, gdy wspomniałem o Andrzeju… I jej bezwładne ciało leżące w szpitalnej pościeli…
Zasnąłem dopiero przed świtem, a zaraz po śniadaniu pognałem do szpitala.

Perspektywa Laury

Gdy otworzyłam oczy, Michał akurat znikał za drzwiami.
-Niech pani odpoczywa i się nie denerwuje-uśmiechnęła się pielęgniarka.
Łatwo jej było tak mówić… Przez pół nocy przekręcałam się z boku na bok. Zastanawiałam się, co mi jest, bo lekarz kazał czekać na wyniki. Nurtowało mnie też, co będzie dalej ze mną i z Michałem. Ja go kochałam, on mnie z pewnością też, ale ostatnio tyle się wydarzyło… Dręczyły mnie wątpliwości, czy podejmuję słuszną decyzję…

Rano pielęgniarka przyniosła śniadanie i zapytała, czy na pewno dobrze się czuję, bo jestem strasznie blada. Tak to jest, jak nie śpi się w nocy… Potem przyszedł lekarz z jakimiś papierami.
-Ma pan moje wyniki? Kidy będę mogła stąd wyjść?-nie dałam mu dojść do głosu.
-Spokojnie, pani Lauro. Chciałem zapytać jeszcze o coś. Nie przepracowywała się pani ostatnio? Bo po wczorajszym zajściu nawet nie pytam, czy zdarzały się pani sytuacje stresowe… Przepraszam, to nie moja sprawa.
-Nie przepracowywałam się. Co mi jest?
-Jada pani produkty bogate w żelazo i witaminy C i B?
-Nie wiem…
-Bolała panią ostatnio głowa?-zadał kolejne pytanie.
-Zdarza się czasami, ale to tak jak zwykle…
-Z pani wyników badań wynika, że ma pani za mało erytrocytów, co z kolei oznacza anemię. Prawdopodobnie wszystko wróci do normy, gdy pani zmieni dietę, zacznie łykać witaminy i trochę odpocznie, ale będzie musiała się pani oszczędzać i zgłosić na kontrolne badania. Oraz ograniczyć stres…
-Kiedy będę mogła stąd wyjść?
-Jutro po porannym obchodzie dostanie pani wypis. Ale proszę podejść do tego poważnie, bo niedobór czerwonych krwinek może prowadzić do…
-Wiem, jakie są skutki nieleczonej anemii-przerwałam mu-Dziękuję, doktorze.
Zostałam sama z własnymi myślami. Anemia… W najgorszych przypadkach może powodować białaczkę… Przełknęłam głośno ślinę. Usłyszałam ciche pukanie i w drzwiach stanął Michał. Spojrzał na mnie jakoś dziwnie i bez słowa usiadł na brzegu łóżka.
-Laura, przepraszam-powiedział chwytając moją dłoń-Zachowałem się, jak ostatni kretyn. Jak zasłabłaś, zrozumiałem, jak wiele mogę stracić… Nie strasz mnie tak więcej. Nie poradzę sobie bez ciebie.
-Michał…-zaczęłam, ale mi przerwał.
-Wiem, że powiedziałem i robiłem ostatnio dużo niewłaściwych rzeczy, ale proszę, daj mi szansę to naprawić.
-Proszę, daj mi trochę czasu. Nie przekreślam naszego związku. Kocham cię, ale to dla mnie ogromnie trudne. Teraz muszę odpoczywać i lekarz zabronił mi się denerwować.
-Były wyniki? Czy ty…
-Mam niedokrwistość-widziałam, że nie bardzo wie, o czym mówię-Anemię.
-Och…-wyglądał na przestraszonego-Ale wszystko będzie dobrze, tak? Wypiszą ci trochę leków i ci przejdzie?
-Tak, Misiu-uśmiechnęłam się-A teraz chciałabym odpocząć.
-Laura…-patrzył na mnie błagalnie.
-Proszę, daj mi czas-pocałowałam delikatnie jego policzek i położyłam się plecami do drzwi.
Siedział jeszcze kilka minut, a potem usłyszałam, zagłuszone przez skrzypiące drzwi, ciche „Kocham cię”. Długo płakałam, aż w końcu zmęczona usnęłam.

Perspektywa Nowakowskiego

Michał przyjechał na trening prosto ze szpitala. Czekaliśmy na niego w szatni, żeby się czegoś dowiedzieć.
-I jak? Będą małe Miśki?-zapytał go Jarosz.
Dziku był smutny, więc wiedzieliśmy, że coś się stało. Każdy z chłopaków zaczął zadawać pytania o to, co z Laurą, co jej jest, czy wszystko w porządku.
-Nie jest w ciąży. Ma anemię i musi na siebie bardzo uważać…
-A pogodziliście się?-wtrącił się Wrona.
-Ona… Prosiła, żebyśmy dali sobie trochę czasu.
-I ty tak po prostu odpuściłeś?-zdziwił się Zati.
-Nie wolno jej się denerwować! A ja nie chcę jej już bardziej zaszkodzić…-Misiek usiadł na ławce i ukrył twarz w dłoniach.
-Nie martw się. Będzie dobrze…
Każdy starał się go pocieszyć, a potem poszliśmy na trening, a on został sam w szatni. Spóźnił się kilka minut i widać było, że nie może się skupić na grze, ale nie tylko jemu, bo każdy lubił Laurę i życzył im jak najlepiej.

O 20 wbiegliśmy na boisko. Francuzi po drugiej stronie siatki wydawali się pewni siebie, co przełożyło się też na ich grę. Dwa sety przegraliśmy i dopiero w trzecim, po rozmowie z trenerem, zaczęliśmy lepiej grać. Niestety nie udało nam się doprowadzić do tie-break’a. Tylko przedłużyliśmy ten mecz, bo w czwartej odsłonie znów musieliśmy uznać wyższość przeciwników.
Każdy był mniej lub bardziej zawiedziony, bo reprezentacja Francji nie miała być dla nas jakąś wielką przeszkodą.
-Jak jutro wygramy ze Słowacją, a Francja przegra z Turcją, to będziemy w ćwierćfinale…-zaczął Winiar.
-A jak coś nie pójdzie, to baraże-dodał nasz kapitan.

Oczami głównej bohaterki

Przespałam praktycznie cały dzień. Pielęgniarka budziła mnie tylko na obiad i kolację. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się leniwie, ziewając.
-O kurcze! Mecz…-uświadomiłam sobie, gdy już się rozbudziłam.
Zerknęłam na telefon. Było już po 21… Włączyłam internet w komórce, bo na sali nie było telewizora. Znalazłam tylko jakąś relację na żywo. Chłopaki przegrywali już 0:2, ale w tym secie szło im lepiej. Gdy go wygrali, zaczęłam piszczeć z radości, aż jakaś opryskliwa pielęgniarka zwróciła mi uwagę, chociaż nie było jeszcze ciszy nocnej… Miałam nadzieję, że siatkarze będą walczyć i pokażą przeciwnikom potęgę polskiej siatkówki. Coś było nie tak… Już na początku czwartej partii Francuzi zbudowali sobie kilkupunktową przewagę i niestety utrzymali ją do końca. Przegraliśmy…
Jutro spotkanie ze Słowacją, ale nie wiedziałam, czy będę mogła pojawić się na hali. Wszystko zależało od decyzji lekarza, bo to przecież silne emocje i niewątpliwie trochę stresujące.
Zadzwoniłam jeszcze do Zośki, która miała zostać na mistrzostwach, a po moim wyjeździe do szpitala, dalej zastępowała mnie, jako fizjoterapeutka. Poprosiłam, żeby jutro odebrała mnie ze szpitala, na co bez żadnych przeszkód się zgodziła.
_________________________________________________
Wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale niestety obowiązki nie pozwoliły mi go dodać wcześniej :(
W tym semestrze zdecydowanie więcej wymagają ode mnie na studiach...
I tak referat na propedeutykę ochrony środowiska oraz sprawozdanie na chemiczną analizę instrumentalną osiągnęły wyższość nad Laurą i Michałem :/

Na pocieszenie powiem, czy raczej napiszę, że na jutro nie mam planów, więc prawdopodobnie wieczorem oddam w Wasze ręce kolejny rozdział ;]
Cieszycie się? ^^

Niestety to nie była ciąża... Moja siostra odgadła, że to nie to, ale ona zna mnie aż za dobrze :D
Michałowi spodobał się pomysł z byciem tatą, więc na pewno nie pozostanie bierny w tej sprawie :]

Oglądaliście tańce Piotra Gruszki? ^^
I kto zrobił sobie dziś wagary xD

Nie przedłużam, bo i tak już mam opóźnienie...
Miłego weekendu!
Łapcie Ziomusia i Kurasia (coś mu wpadło do oka, czy mruga??? :D )
Całuję ;*