Przepraszam Was bardzo, ale rozdział dodam dopiero jutro koło południa...
Spowodowane jest to tym, że dziś po południu pomagałam koleżance z matematyką, a potem byłam u kolegi i uczyliśmy się chemii...
Uwierzcie, że 3,5 godziny chemii (z dodatkiem walniętych wzorów z fizyki) potrafi zrobić wodę z mózgu... :(
Wróciłam jakieś pół godziny temu, nie mam napisanego nawet słowa i jestem tak padnięta, że po prostu marzę już tylko o łóżku...
Mam nadzieję, że wybaczycie...
Chyba nie miałoby sensu pisanie teraz, bo rozdział dodany koło 1 w nocy i tak w większości przeczytacie jutro...
Rozdział pojawi się jutro koło południa i planowo w niedzielę wieczorem.
Życzę Wam miłego weekendu :*
Pozdrawiam i dobranoc ;*
piątek, 31 stycznia 2014
środa, 29 stycznia 2014
Rozdział 79
Od samego rana
biegałam po domu szukając rzeczy, które powinnam wziąć. Michał przyjechał do
mnie już spakowany, więc tylko siedział i śmiał się ze mnie.
-Pomógłbyś, a nie…
-A czego szukasz,
skarbie?-zapytał, powstrzymując śmiech.
-Tej fioletowej
bluzy z kapturem, którą ostatnio…
-W szafie między tą
czerwoną sukienką, a jakąś koszulą.
Otworzyłam szafę,
do której zaglądałam chwilę wcześniej. Faktycznie bluza tam wisiała.
-Jak ty to
zrobiłeś? Skąd wiedziałeś?-zdziwiłam się.
-Nieważne-uśmiechnął
się szelmowsko-Ale teraz buziak się należy.
Dzięki pomocy
Miśka, szybko uporałam się z zapakowaniem wszystkiego, co potrzebne i potem
mogliśmy poleniuchować. Nie chciało nam się siedzieć w domu, więc poszliśmy na
spacer, oczywiście zabierając ze sobą Koksa.
Było dosyć ciepło,
więc trochę zasiedzieliśmy się. Byliśmy w parku, potem na placu zabaw i Misiek
huśtał mnie na huśtawce. Koksik sobie grzecznie spacerował, a my cieszyliśmy
się sobą.
-Nie tak wysoko!
-Boisz się?
-Zaraz spadnę!
Reakcja siatkarza
była natychmiastowa. Zatrzymał huśtawkę i mnie przytulił.
-Nie ufasz mi? Nie
dał bym ci spaść…-pocałowałam go w policzek i zaczęłam się rozglądać.
-Gdzie ten futrzak
polazł…
-Tam
jest!-spojrzałam we wskazanym przez Michała kierunku.
Najpierw myślałam,
że Koks goni jakieś dzieci, ale jak podeszliśmy bliżej, okazało się, że one
ganiają się z Koksem, a on biega, szczeka i merda ogonem z radości.
-Widzisz,
niepotrzebnie panikujesz-szturchnął mnie chłopak.
-To pani
piesek?-podeszła do mnie chyba najmniejsza dziewczynka.
-Tak-uśmiechnęłam
się do niej.
-Fajny-błysnęła
ząbkami w uśmiechu i wróciła do reszty.
-Fajny, bo ode
mnie-Misiek dorzucił pod nosem.
-Prezenty od ciebie
zawsze są najlepsze…
-Oj słodzisz,
Wójcikówna, słodzisz… Lepiej przyznaj się, czego chcesz.
-Niczego-zrobiłam
niewinną minkę.
-Ale ja ci nie
wierzę.
-A to już twój
problem-wystawiłam język, ale zaraz tego pożałowałam, bo znalazłam się w
powietrzu.
Przerzucił mnie
przez ramię. Zaraz u jego stóp znalazł się Koks i dzieciaki. Pies skakał po
nogach Michała.
-Dobry piesek,
przyszedłeś uratować panią?
-Ten pan panią
porywa?-zapytała ta sama dziewczynka co wcześniej.
-Pewnie, że ją
porywam i nikt jej nie uratuje-zaśmiał się Michał.
-Możemy panią
uratować?
-Pewnie-uśmiechnęłam
się.
Po chwili kilkoro dzieci siedziało na siatkarzu, a ja
byłam wolna. Popłakałam się ze śmiechu patrząc na tą scenę.
-Zabierz psa-zaczął
prosić Michał, bo Koksik podbiegł i właśnie lizał go po twarzy.
Zabrałam yorka i
zaczęłam dziękować dzieciom, gdy podbiegła do nas mama któregoś z nich.
-Co wy tu
wyprawiacie?! Powariowaliście? Przepraszam państwa za nich…
-Nic się nie stało,
bawiliśmy się z nimi-uśmiechnął się Misiek, wstając, bo przerażone dzieciaki
szybko z niego zeszły-Niech pani się na nich nie złości.
-Przepraszam…
Lepiej ich zabiorę…
Dzieci po kolei
żegnały się z Koksikiem, a ta mała mrugnęła do mnie. Wróciliśmy do domu. Michał
cały wieczór zastanawiał się, jak to robię, czyli co sprawia, że dzieci mnie
kochają, a ja naśmiewałam się z niego, że one go pokonały.
-Dałem im fory…
Wytłumaczyłam
tacie, co gdzie ma w zamrażalniku, by nie musiał męczyć się w kuchni. Pokazałam
mu, gdzie stoi karma Koksa, żeby przypadkiem nie zapomniał go karmić.
-Skarbie, jestem
dorosły. Umiem o siebie zadbać-poklepał mnie po ramieniu.
-Nie będzie mnie
pięć dni…
-No właśnie, to
tylko pięć dni-uśmiechnął się uspokajająco.
Misiek śmiał się ze
mnie, że jestem nadopiekuńcza w stosunku do własnego ojca… No może i racja, ale
zostawiałam mu cały dom na głowie, a do tego psa…
Położyliśmy się
wcześnie spać, bo pobudka była zaplanowana na piątą…
-Laura, wstawaj,
słońce-poczułam wargi Michała w kąciku moich ust i się uśmiechnęłam.
-No już, ale
jeszcze budzik nie dzwonił…
-No właśnie… I tu
jest problem, bo jest już wpół do siódmej…
Zerwałam się z
łóżka. Nie wiedziałam, jak to się mogło stać, że aż tak zaspaliśmy…
Pół godziny później
wpychaliśmy walizki do bagażnika. Na początku Misiek prowadził, a ja
przysypiałam na siedzeniu pasażera. Po jakichś dwóch godzinach jazdy,
zrobiliśmy sobie postój. Michał wypił kawę, ja skoczyłam do toalety i mogliśmy
ruszać dalej.
-Laura…-spojrzał na
mnie nagle.
-Co się stało?-przestraszyłam
się.
-A nic… Chciałem
tylko powiedzieć, że cię kocham-uśmiechnął się rozbrajająco.
-Ja ciebie
też-złączyliśmy na chwilę nasze usta-Fu… Smakujesz kawą…
Zaśmiał się tylko w
odpowiedzi. Podśpiewywaliśmy sobie, oboje w świetnych nastrojach.
Koło południa
byliśmy pod domkiem, który wynajął Misiek. W środku było bardzo przytulnie i „góralsko”.
Właścicielka dała nam klucze i życzyła miłego pobytu. Zostawiliśmy rzeczy i od
razu ruszyliśmy na miasto. Najpierw obiad, a potem standardowo Krupówki.
-Kocham
Zakopane-uśmiechnęłam się patrząc na Giewont.
-Ja wolę plażę,
słońce, morze… Ale takie góry też są niczego sobie.
Do domku wróciliśmy
przed północą. Ja oczywiście nakupowałam pełno niepotrzebnych pamiątek, ale też
pocztówki i prezenty dla bliskich. Misiek śmiał się, że do samochodu się nie
zmieścimy, gdy będziemy wyjeżdżać.
Kolejny dzień
postanowiliśmy poświęcić na spacer nad Morskie Oko. Słońce świeciło, mi było
gorąco, a przy drodze wciąż leżał śnieg. Widoki były nieziemskie. Zrobiłam masę
zdjęć, chłopak też cyknął mi kilka fotek. Zazwyczaj jak prosiliśmy kogoś o
zrobienie nam razem zdjęcia, Michał musiał odwdzięczyć się autografem, ale
ludzie nie rzucali się na niego zbytnio.
Chcieliśmy wybrać
się nad Czarny Staw, ale tam było za dużo śniegu i niebezpiecznie by było,
gdybyśmy tam we dwójkę poszli.
-Nie mam siły…-jęczał
Kubiak, gdy już wróciliśmy do siebie.
-Ale jest jeszcze
wcześnie, a przyjechaliśmy, żeby chodzić po górach…
-I odpocząć… Jeżeli
chcesz, żebym jutro w ogóle wstał z łóżka…
-Dobra, mam
pomysł-przerwałam mu-Co powiesz na to, żebyśmy pojechali kolejką na Gubałówkę?
-W sumie… To czemu
nie.
Na Gubałówce
zjedliśmy pizzę, zrobiliśmy sobie zdjęcie z facetem przebranym za niedźwiedzia
i staliśmy patrząc na Tatry. Misiek obejmował mnie od tyłu.
-Pięknie
tu-uśmiechnęłam się.
-Ładniejsze widoki
mam, gdy budzę się rano z tobą u boku.
-Misiu…
-Kocham Cię.
Przez chwilę
trwaliśmy w pocałunku. Dla mnie ta chwila mogłaby być wieczna, ale niestety
trzeba było wracać. Michał umyślił sobie, że zjedziemy kolejką linową.
-No chodź, na co
czekasz-gestem kazał mi podejść.
-Nie wsiądę na to…-spojrzałam
nieufnie na chyboczące się krzesełka.
-Nic się nie
stanie, obiecuję.
Zgodziłam się. Cały
czas obejmował mnie ramieniem.
-Uśmiech-w
wyciągniętej ręce trzymał aparat.
-Złap się, bo
spadniesz!
-Miał być uśmiech,
a nie mina w stylu „boję się, zaraz zginiemy”-pokręcił głową patrząc na
zdjęcie-No to jeszcze raz.
Tym razem zrobił w
miarę ogarnięte zdjęcie. Może było trochę wysoko i bałam się, że spadniemy, ale
widoki zapierały dech w piersiach. Słońce zachodzące nad pasmem gór wyglądało
niesamowicie.
-No i zeskakujemy-pociągnął
mnie i stałam bezpiecznie na twardym podłożu.
Zmęczeni po całym
dniu wrażeń wróciliśmy do siebie, ale nie po to, żeby od razu zasnąć…
-A mówiłeś, że
jesteś tak zmęczony, że nie wstaniesz jutro z łóżka-uniosłam pytająco brew.
-To ty najwyżej też nie wstaniesz-posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów i rzucił moją koszulkę w kąt...
_____________________________________________
Udało mi się przed 23... To jakiś cud normalnie...
Cieszę się, że nie myślicie, że przynudzam ;]
Mam nadzieję, że ten rozdział też się spodoba ^^
Obiecuję, już niedługo więcej siatkarzy ;)
A pomysł na Zakopane przyszedł mi do głowy, gdy... myślałam o mojej wykładowczyni od matematyki :D
Raz miałam koszulkę z napisem "I <3 Zakopane" i teraz za każdym razem rzuca do mnie teksty o tym pięknym mieście :D
A dziś dostałam piąteczkę z egzaminu u niej ^^
Jestem happy, bo jeszcze tylko chemia :P
Oglądaliście dzisiejsze mecze? Brawo Sovia! Brawo JSW! Szkoda tylko Skry...
Ale ktoś musiał przegrać :/
Misiek debeściak ^^ MVP zasłużone :)
Nie przedłużam...
Czytajcie, komentujcie, obserwujcie i co tam jeszcze chcecie ;]
Całuję ;*
_____________________________________________
Udało mi się przed 23... To jakiś cud normalnie...
Cieszę się, że nie myślicie, że przynudzam ;]
Mam nadzieję, że ten rozdział też się spodoba ^^
Obiecuję, już niedługo więcej siatkarzy ;)
A pomysł na Zakopane przyszedł mi do głowy, gdy... myślałam o mojej wykładowczyni od matematyki :D
Raz miałam koszulkę z napisem "I <3 Zakopane" i teraz za każdym razem rzuca do mnie teksty o tym pięknym mieście :D
A dziś dostałam piąteczkę z egzaminu u niej ^^
Jestem happy, bo jeszcze tylko chemia :P
Oglądaliście dzisiejsze mecze? Brawo Sovia! Brawo JSW! Szkoda tylko Skry...
Ale ktoś musiał przegrać :/
Misiek debeściak ^^ MVP zasłużone :)
Nie przedłużam...
Czytajcie, komentujcie, obserwujcie i co tam jeszcze chcecie ;]
Całuję ;*
wtorek, 28 stycznia 2014
Rozdział 78
-Laura?-usłyszałam
cichy głos Michała przy moim uchu-Nic ci nie jest…
-Przepraszam-jęknęłam
i wybiegłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Osunęłam się po
nich na dywanik i płakałam. Michał próbował wejść, ale go nie wpuściłam.
-Kochanie, w
porządku, nic się nie dzieje…-przemawiał do drzwi-Spokojnie, wpuść mnie…
-Przepraszam, że
jestem taka beznadziejna-wychlipałam.
-Jesteś
najcudowniejszą osobą, jaką w życiu spotkałem…
-Ja nie potrafię,
to takie…-urwałam zanosząc się jeszcze większym płaczem.
-Nic się nie stało,
skarbie, wyjdź tu do mnie, albo otwórz drzwi-cały czas przemawiał do mnie
spokojnym głosem.
Nie wiem, ile tak
siedziałam. Misiek nie ustępował… Martwił się o mnie strasznie… W końcu powoli
wstałam na drżących nogach, przekręciłam zamek i delikatnie pchnęłam drzwi.
Jego ramiona od razu mnie przyciągnęły, ale po chwili odsunął mnie delikatnie,
jakby bał się, że robi coś nie tak. Widziałam troskę w jego lazurowych oczach.
Chwila patrzenia w te tęczówki, a moje zwilgotniały… On mnie kocha, a teraz
pewnie myśli, że mu nie ufam… Gdyby mnie nie trzymał, pewnie bym się
przewróciła.
-Mogę?-zapytał
cicho.
Nie wiedziałam, co
ma na myśli, ale kiwnęłam niepewnie głową. Wziął mnie w ramiona i zaniósł do
łóżka. Położył się obok, ani na chwilę nie puszczając mojej dłoni. Uniósł ją do
ust i pocałował.
-Przepraszam, nie
pomyślałem, że może ci być ciężko… Nie chcę cię skrzywdzić…
-To ja przepraszam,
ale…
-Nie musisz nic
mówić. Kiedyś będziesz gotowa-przejechał opuszkami palców po moim policzku, a
ja wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi-Teraz śpij, kochanie i pamiętaj, że
możesz na mnie liczyć…
Michał musnął
ustami moje włosy i razem zasnęliśmy.
-Przepraszam, że
cię obudziłem-pocałował mnie przelotnie w policzek, gdy tylko otworzyłam
oczy-Ja lecę na trening, ale się nie spakowałem i nie mogłem znaleźć spodenek…
Nic nie
odpowiedziałam. Siatkarz jeszcze chwilę biegał po mieszkaniu, a potem położył
się obok mnie.
-Tylko pamiętaj, że
mecz jest o 18, bo jak będziesz spała cały dzień…
-Chyba wrócisz na
obiad?
-A co serwujesz?
-Hm… Filety z
mintaja, z ziemniakami i surówką…
-To
wrócę-uśmiechnął się i mnie pocałował.
-Miłego
treningu-szepnęłam, ale już go nie było.
Poleżałam jeszcze
chwilę, a potem niechętnie zwlekłam się z łóżka. Nastrój miałam beznadziejny,
bo nie mogłam sobie wybaczyć swojego wczorajszego zachowania…
Po śniadaniu wyszłam
na spacer z Koksem i trochę posprzątałam, bo widać było, że w mieszkaniu Kubiaka
trochę brakuje kobiecej ręki. Nie to, żeby było brudno… Ale facet, jak to facet,
nie na wszystko zwróci uwagę tak jak kobieta. Więc sprzątnęłam i zabrałam się
za przygotowywanie obiadu. Poszło mi dość sprawnie, więc miałam jeszcze czas na
zabawę z psem przed powrotem Michała.
Chłopak od progu
wychwalał zapachy unoszące się z kuchni. Uśmiechnięty od ucha do ucha, cały
czas prawił mi komplementy. Nie wiedziałam, czemu ma taki dobry humor, ale
cieszyłam się, że jest szczęśliwy, a już najbardziej dlatego, że nie był zły o
tą noc.
Zjedliśmy,
wyszliśmy na krótki spacer do parku, a potem trzeba było zbierać się na mecz.
Ubrałam jego koszulkę i razem pojechaliśmy na halę. Przywitałam się z
chłopakami i gdy oni zajęli się rozgrzewką, dołączyłam do ich partnerek. Za
każdym razem, gdy patrzył w moim kierunku, posyłałam mu buziaka. Z uśmiechem
wykonywał kolejne ataki, zagrywki… Chłopaki byli dziś niesamowici! Szybkie 3:0
z kielczanami, a MVP powędrowało do Gierczyńskiego.
Późnym wieczorem
siedziałam wtulona w tors przyjmującego, na moich kolanach spał york, a w
telewizji leciał jakiś serial kryminalny. Niby nic, ale chciałam tą chwilę
zachować do końca życia. Ja z ukochanym facetem, który mnie rozumie, wspiera i
nigdy nie opuści…
Odbyliśmy poważną
rozmowę, były łzy, zapewnienia miłości… Teraz wiem, że będzie dobrze…
Znalazłam idealnego
faceta, który kochał mnie całym sercem…
Dwa miesiące później…
Minęły dwa miesiące
od pierwszego wygranego ćwierćfinału z Effectorem. Siedząc na trybunach na hali
w Jastrzębie Zdroju, patrzyłam na bezskuteczną próbę walki ze strony Delecty.
Ale to był dzień Jastrzębian. Nic nie mogło ich powstrzymać przed zajęciem
trzeciego miejsca w klasyfikacji. 3:0 i JSW zdobył brąz! Kapitan zasłużenie
odebrał statuetkę dla najlepszego zawodnika meczu. Kibice skakali z radości, a
ja patrzyłam, jak Michał razem z chłopakami z drużyny, rzucają się na siebie,
krzyczą, ściskają się… Ich radość była cudowna. W końcu udało mi się przecisnąć
do przyjmującego. Namiętny pocałunek i ta euforia w jego oczach… Po prostu nie
do opisania!
Po wszystkim
pojechaliśmy do domów (ja do mieszkania Kubiaka), by przebrać się i zaraz
wbijać na imprezę do Czarnego. Wiadomo, że każdy wolałby, by to było pierwsze
miejsce, ale świętowanie i tak było huczne. Alkohol lał się strumieniami. Ja
nie pijam, ale i tak dałam się namówić na jednego drinka. Śpiewy i tańce w
wykonaniu siatkarzy po prostu rozbawiły mnie do łez. Chyba nikt tego wieczoru
nie był smutny…
Następny dzień u
większości łączył się z narzekaniem na kaca. Mojego Miśka też to nie ominęło,
ale domowej roboty mikstura, pomogła.
Teraz ponad dwa
tygodnie wolnego, a potem Spała. Kubi został powołany, więc nie pozostało nic,
tylko cieszyć się i kibicować mu na tegorocznej Lidze Światowej. Sezon
reprezentacyjny oznaczał też powrót chłopaków do Polski i częstsze spotkania z
moją kochaną bandą. Już nie mogłam się doczekać…
Misiek chciał,
żebyśmy wyjechali gdzieś na kilka dni, ale niestety moje studia na to nie pozwoliły.
Pojechaliśmy razem
do Łodzi. Mój tata ostatnio cały czas narzekał, że Michał nas nie odwiedza… A
był dwa tygodnie temu, w święta.
Na studiach szło mi
całkiem nieźle, ale każde spotkanie z Mają kończyło się awanturą… Dobrze, że
miałam Zośkę i Kingę. Dziewczyny bardzo się polubiły i teraz często
spotykałyśmy się we trzy. A to szłyśmy do kina, a to na zakupy, ewentualnie
ploteczki u którejś z nas.
Grałam na pianinie,
a Michał się przysłuchiwał, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Chłopak szybko
poszedł otworzyć.
-No hej!-usłyszałam
od progu moje przyjaciółki.
-To ja tu
przyjeżdżam, a ty babski wieczór urządzasz?-zaśmiał się siatkarz, gdy Kinia z
Zosią rozsiadły się w salonie.
-My tylko na
chwilę-uśmiechnęła się dziewczyna Grześka.
-Stęskniłyśmy
się-uśmiechnęła się Zośka.
Siedziały ze dwie
godziny, a potem pożegnały się, bo późno się robiło. Ja zostałam z Michałem
sama, bo tata pojechał do dziadków.
-No i co
teraz?-mruknął mi do ucha ukochany.
-A bo ja
wiem-zaczęłam się z nim droczyć.
Wylądowaliśmy w
sypialni…
Z czasem przestałam
myśleć o pewnych wydarzeniach. Wiedziałam, że będę musiała do tego wrócić, bo
wyrok jeszcze nie zapadł. Andrzeja podejrzewali o znęcanie się, gwałty i
morderstwo dwóch kobiet…
-Misiu?-rano przetarłam
zaspane oczy-Gdzie go znowu wcięło?
Chłopaka nie było w
domu. Zdziwiło mnie to, bo Koks spał grzecznie na dywanie…
-Wstałaś
już?-zdziwił się wchodząc z dwoma reklamówkami-Byłem na zakupach-uśmiechnął się
rozbrajająco.
Na śniadanko
przygotowałam nam jajecznicę. Z nim robiąc cokolwiek, świetnie się bawiłam.
Razem chodziliśmy na spacery z Koksikiem, gotowaliśmy…
Kilka dni przed
końcem kwietnia, Michał pojechał na kilka dni do rodziców. Już wcześniej
umówiliśmy się, że pojedzie do nich, żebyśmy długi weekend majowy mieli wolny.
Pani Basia
strasznie się za mną stęskniła, bo już dawno ich nie odwiedzałam. Michał miał
za zadanie sprowadzić mnie przy najbliższej okazji.
Gdy on był u
rodziców, mi niespodziankę zrobiła Karolinka z Marcinem. Będąc u ciotki,
namówili ją na przyjazd do mnie. Dziewczynka od razu zaczęła wypytywać o
obiecany jej ślub. Żałowali, że nie było Kubiaka, bo jego też ogromnie lubili.
-Widzisz, ja
mówiłam, że on cię kocha i że masz z nim być-uśmiechnęła się Karola.
-Wiem, jesteś jedną
z najbystrzejszych osób jakie znam-odwzajemniłam uśmiech.
-Ale przyjedziecie
do nas z Michałem kiedyś?-wtrącił się jej brat-Tata obiecał mi boisko do
plażówki…
-Pewnie-poczochrałam
go po włosach.
Jak już nacieszyli
się moją obecnością, zajęli się sobą. Karolina rzucała Koksikowi piłkę, a
Marcin rozmawiał z moim tatą w ogrodzie. Ja obserwowałam tą scenę, siedząc na
huśtawce, gdy zaczął dzwonić mój telefon.
-Tak, Misiu-uśmiechnęłam
się, słysząc jego głos.
Okazało się, że już
wraca, bo nie mógł wytrzymać z dala ode mnie, a na dodatek przyjechała jego
babcia i zaczęła go dokarmiać.
-I jak bym nie
wyjechał, to Andrea by mi dał niezły wycisk… A i tak dostaliśmy pierogi, uszka
i bigos…
Zaśmiałam się na
wzmiankę o babci Krysi. Ona zawsze wszystkich dokarmiała, a mnie szczególnie…
Bawiłam się z Karolą i futrzakiem, a panowie zniknęli w garażu, gdy przyjechał
Michał. Pierwsza dobiegła do niego Karolina. Chłopak kucnął i pozwolił zawiesić
jej się na szyi. Nie mogłam się nie uśmiechnąć patrząc na tą scenę. Wyobrażałam
sobie takie akcje, tylko, że z naszymi dziećmi.
Dopóki dzieciaki
nie pojechały, ja z Michałem nie mieliśmy dla siebie nawet chwili… Ale widząc
ich radość i energię, nie mogliśmy się z nimi nie bawić. Wieczorem zabrała ich
ciotka. Padłam zmęczona koło siatkarza.
-Widzę, że nieźle
was wymęczyły-zaśmiał się mój tata.
-Nie mam pojęcia,
skąd dzieci biorą tyle energii…-jęknął Misiek.
-Będziesz miał
swoje, to zobaczysz, jak to jest zajmować się własnym dzieckiem-uśmiechnął się.
Jeszcze przed 22
zmęczenie wzięło górę i leżeliśmy w ciepłej pościeli.
-Jutro trzeba się
spakować-szepnął Michał.
-Mhm-mruknęłam w
odpowiedzi-W końcu pojutrze wyjeżdżamy do Zakopanego-ziewnęłam i wtuliłam się w
jego silne ramiona…
________________________________________
Nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje...
Nie jestem w stanie napisać nic sensownego, a o godzinie to już nawet nie wspomnę... Kiedyś rozdziały były po południu, potem wieczorem, a teraz to już w ogóle w środku nocy...
Może to przez sesję? A może to przez brak weny? Ewentualnie lenistwo totalne...
Nie jestem w stanie napisać nic sensownego, a o godzinie to już nawet nie wspomnę... Kiedyś rozdziały były po południu, potem wieczorem, a teraz to już w ogóle w środku nocy...
Może to przez sesję? A może to przez brak weny? Ewentualnie lenistwo totalne...
Trochę przyspieszyłam, żeby to opowiadanie nie stało się nudne jak flaki z olejem...
Nie wiem, czy będzie aż 200 rozdziałów, ale 100 na pewno :D
Po prostu nie chcę Was zanudzać ^^
Po prostu nie chcę Was zanudzać ^^
Widzieliście naszą grupę na MŚ?
Co sądzicie?
Co sądzicie?
Do zobaczenia i mam nadzieję, że wreszcie zrobię coś ze sobą i to opowiadanie będzie toczyło się jak należy :P
Pozdrawiam ;*
niedziela, 26 stycznia 2014
Rozdział 77
Kolejne dni mijały
mi tak samo. Budziłam się w nocy, bo bez bezpiecznych ramion Michała powróciły
koszmary, chodziłam na zajęcia, pisałam kolokwia, gotowałam obiady, a
popołudniami się uczyłam i widywałam z Zosią lub Kingą. Na szczęście tata
powiedział, że nie muszę chodzić do psychologa. Nie wiem, czemu zmienił zdanie,
ale byłam jak najbardziej za. Koks dzielnie pomagał mi w nauce, kładąc się na
moich notatkach porozrzucanych po całym pokoju. Raz nieźle się na niego
wkurzyłam, bo zeżarł mi jeden zeszyt, gdy byłam na uczelni i musiałam kserować
notatki od Zośki. Wieczorami oglądałam telewizję z tatą i rozmawiałam z Miśkiem
przez skype’a.
Dni upływały dosyć
szybko w nawale obowiązków i nim się obejrzałam, był sobotni poranek. Po umyciu
się, ubraniu, zjedzeniu śniadania, wyprowadzeniu i nakarmieniu psa, sprawdziłam
czy mam wszystko, pożegnałam się z tatą, pogłaskałam Koksika i odpaliłam moje
audi.
Warunki na drodze
były okropne i zamiast jechać niecałe trzy godziny, do Bydgoszczy dojechałam po
ponad czterech godzinach… Spóźniłam się na pierwszy set… Niestety Jastrzębianie
go przegrali. Przecisnęłam się do machającej mi Mileny i zajęłam swoje miejsce,
gdy Michał zerknął w tą stronę, przesłałam mu buziaka. Widziałam, że na jego
twarzy zagościł ogromny uśmiech. Zaczął coś tłumaczyć Czarnemu. Chyba z dobrym
skutkiem, bo ten set padł naszym łupem. Kolejny znów dla gospodarzy…Musieliśmy
walczyć o tie-break. Czwartą odsłonę meczu JSW wygrał z dziewięciopunktowym
prowadzeniem. Jeszcze jeden… Emocje były wręcz namacalne, ale… Nie udało się…
Drużyna gości przegrała…
Podbiegłam do
smutnego Michała. Nic nie powiedział, tylko mocno mnie objął i wpił się w moje
usta.
-Cieszę się, że
jesteś-odgarnął mi kosmyk włosów na bok-Jak nie było cię na początku, bałem
się, że coś się stało…
-Wszystko w
porządku-uśmiechnęłam się delikatnie-Spóźniłam się, bo strasznie ślisko i
jeszcze ten śnieg.
-Dobrze, że się
spóźniłaś, a nie jechałaś jak wariatka, byle zdążyć-pocałował mnie-Kocham
widzieć cię na trybunach, gdy w mojej koszulce skaczesz i krzyczysz najgłośniej
z kibiców…
-Ja kocham patrzeć,
jak na boisku dajesz z siebie wszystko…
-Moje szczęście…
-Dziś niestety nie
pomogłam…
-Jak to nie? Gdyby
nie ty, rozłożyli by nas w trzech setach… Teraz chociaż jeden punkt im zabraliśmy-uśmiechnął
się.
Nie mogliśmy dłużej
rozmawiać, bo Miśka wzywały obowiązki. Jakieś autografy, rozciąganie…
Nie chciałam dziś
wracać do Łodzi, więc zatrzymałam się w jakimś hotelu. Wieczorem wyszłam z
Michałem na spacer. Zimno straszne, ale padające płatki śniegu pozwoliły nam na
zrobienie cudownych zdjęć. W parku siatkarz rzucił się w zaspę i zaczął robić
aniołki na śniegu. Przyłączyłam się do niego, ale zrezygnowałam, gdy rzucił we
mnie śnieżką. Aparat bezpiecznie schowany w torbie, a my zaczęliśmy bawić się
jak dzieci. Niestety nie miałam szans i już po chwili leżałam w największej
zaspie, a Michał na mnie.
-I co
teraz?-zapytał z ogromnym uśmiechem.
-Nic. Chyba nie liczysz,
że zacznę błagać o litość.
-Boisz się mnie?
-Nie-prychnęłam.
-Jesteś pewna?
-Mhm-uśmiechnęłam
się, czując na zmarzniętym policzku, gorące wargi przyjmującego.
Na chwilę
zapomnieliśmy o Bożym świecie, ale chwilę później, gdy wracaliśmy do hotelu,
zimno dawało się jeszcze gorzej we znaki. Na miejscu szybko przebraliśmy się w
suche ciuchy i zamówiliśmy do pokoju gorącą czekoladę i naleśniki. Przez resztę
wieczoru siedziałam wtulona w chłopaka. Trochę rozmawialiśmy, ale milczenie nie
było dla nas problemem. Cisza między nami nie była krępująca. Wystarczyła nam
obecność drugiej połówki, bez zbędnych słów. Po 23 Michał musiał wracać do
swojego hotelu, bo trener dzwonił do niego. Chłopakom nie do końca wyszło
zatuszowanie jego nieobecności. I tak cieszyłam się, że mogłam spędzić te kilka
wykradzionych godzin spędzić z nim. Misiek obiecał, że rano mnie jeszcze
odwiedzi. Pocałowałam go na pożegnanie, a potem wyszykowałam się do snu.
Obudził mnie dźwięk
przychodzącego sms-a.
„Śpisz jeszcze? Stoję pod drzwiami i myślę o tym, jak miło by było
wejść i położyć się koło Ciebie <3”
Przetarłam zaspane
oczy i ruszyłam, by mu otworzyć.
-Cześć,
słońce-pocałował mnie.
-Hej-mruknęłam i
wróciłam do łóżka.
Momentalnie leżał
koło mnie. Zaczął bawić się moimi włosami. Leżeliśmy tak z pół godziny.
-Już się
wyspałaś?-zapytał, gdy go pocałowałam.
-Tak troszkę, w
końcu ile można spać?-uśmiechnęłam się.
Zjedliśmy
śniadanie, które chłopak przyniósł ze sobą, posiedzieliśmy trochę, a potem
znowu trzeba było się żegnać. Następny mecz za tydzień w poniedziałek, a ja
nawet nie wiedziałam, czy będę mogła na nim być… Jeżeli jutrzejszy egzamin
zdam, to drugi termin (w dzień meczu) nie będzie mnie obchodził…
Michał pojechał z
chłopakami, a ja wsiadłam w samochód i wróciłam do domu. Nawet nie
podejrzewałam, że pewna mała, futrzana kulka może się tak stęsknić przez jeden
dzień. Niestety nie mogłam bawić się z Koksikiem, bo jeśli chciałam jechać na z
Częstochową, to musiałam się ostro wziąć do nauki.
I znów wciągnął
mnie wir zajęć i obowiązków. Nie miałam nawet czasu odwiedzić Kini, chociaż
mnie zapraszała. Egzamin poszedł mi raczej dobrze i czekając na wyniki uczyłam
się na dwa kolejne. Michał dzielnie mnie wspierał i trzymał kciuki. Na
szczęście zdałam i mogłam już w niedzielę jechać do Żor. Spakowałam siebie,
trzy placki, które upiekłam dzień wcześniej i Koksika i pojechałam do
ukochanego.
Cieszyłam się,
jakbym nie widziała go z miesiąc. Nie posiedzieliśmy zbyt długo w mieszkaniu,
bo Michał miał trening. Ciasta, które z myślą o sztabie i siatkarzach upiekłam,
zapewniły „wejściówkę” mi i nawet Koksowi. Trener Bernardi strasznie ucieszył
się na mój widok. Zagadywał mnie i drapał za uchem szczeniaka. Po treningu
chłopaki mogli zjeść ciasto, ale nie za dużo, żeby mogli się jutro na meczu
ruszać…
Oni zajadali,
śmiali się i wychwalali moje wypieki, a ja bawiłam się z yorkiem. Nawet nie
wiedziałam, że tak może mu się spodobać zabawa piłką. Ja turlałam Mikasę, a on
ją gonił, wskakiwał na nią, turlał… Chłopaki śmiali się z niego, a Misiek robił
nam zdjęcia.
Zamiast wyjść z
treningu o 18, siedzieliśmy tam do 20. Żarty się ich trzymały, a pod halą nie
mogli się rozstać. Dobrze, że mieli dobre nastroje przed meczem, bo stres nie
pomógłby im wygrać.
Wieczór w
towarzystwie Michała spędziłam na oglądaniu z nim jakiejś komedii. Potem
przyszykował mi kolację i dosyć wcześnie poszliśmy spać.
Kolejny dzień to
trening z rana, a potem wieczorem mecz. Znów miałam jedno z najlepszych miejsc
i koszulkę z trzynastką. Jak dla mnie szczęśliwą. Buziaki, rozgrzewka i wbiegł
na boisko. Cała hala śpiewała, wspierając swoją drużynę. Gospodarze roznieśli
Częstochowian w trzech setach. Entuzjazm kibiców był ogromny. Nie mogłam
podbiec od razu do Miśka, bo musiał poświęcić chwilę dla fanów. Gdy już grupka
się przerzedziła, podeszłam do niego.
-A ja mogę autograf?
Odwrócił się i
chwycił mnie w ramiona, kręcąc się w kółko. Jego usta odnalazły moje…
-Mówiłem, że
przynosisz mi szczęście-uśmiechnął się-Moja piękna…
Po rozciąganiu i
przebieraniu się, cała drużyna z dziewczynami, narzeczonymi i żonami, ruszyła
na symboliczne piwko. Na szczęście Michał wypił jedno i wracaliśmy do jego
mieszkania. Oboje byliśmy wykończeni. On meczem, a ja wspieraniem go.
Wyprowadziliśmy Koksika, a potem w ubraniach zasnęliśmy na kanapie...
Może i po
przebudzeniu bolało mnie wszystko, ale byłam szczęśliwa. W jego towarzystwie
mogłabym budzić się codziennie. Wspólny czas minął nadzwyczaj szybko i musiałam
wracać. Wieczorem już siedziałam nad notatkami w swoim pokoju. Jutro miałam
ostatni egzamin… A teraz ćwierćfinały… W piątek mecz, w czwartek Walentynki… Niby głupie święto, straszna komercha i w
ogóle jak się kogoś kocha, to trzeba to okazywać codziennie, ale miło by było,
gdybym mogła je spędzić z Michałem…
Egzamin był łatwy,
więc o zdanie go nawet się nie martwiłam. Misiek spodziewał się mnie dopiero w
piątek rano, ale ja chciałam już jutro zrobić mu niespodziankę. Wywołałam nasze
wspólne zdjęcie, kupiłam ramkę i postanowiłam dać to jutro siatkarzowi.
Musiałam się wyspać, bo znów czekało mnie 250 kilometrów…
Rano odśnieżyłam
autko (tak to jest, jak nie chce się do garażu wjechać) i już o 10 wyjechałam z
domu. Misiek był w niemałym szoku, gdy jadł obiad, a ja wparowałam mu do
mieszkania. Oczywiście towarzyszył mój wierny przyjaciel, pies obrońca-Koks.
Zaraz znalazł się
obiad i dla mnie, bo Michał stwierdził, że mu się zagłodzę. Jadłam, a on
siedział naprzeciwko i przyglądał mi się z uśmiechem. Dałam mu nasze zdjęcie,
które od razu zajęo honorowe miejsce w salonie.
-Co powiesz na
kolację wieczorem?
-No… Ja zazwyczaj
jem kolację wieczorami-wystawiłam mu język.
-Wiesz, co mam na
myśli.
-Nie.
-Czemu nie?
-Nie wiem, co masz
na myśli-puściłam mu perskie oczko.
-Kochanie, czy
pójdziesz ze mną na kolację?
-Gdzie?
-Tu niedaleko jest
taka restauracja…
-Nie mam się w co
ubrać-przerwałam mu.
-Kobiety-przewrócił
oczami-A jak byś miała, to poszłabyś?
-Z miłą chęcią,
panie Kubiak.
Wyszedł i po chwili
wrócił z portfelem.
-Ja idę na trening,
a ty na zakupy-dał mi kartę płatniczą-Na 20 masz być gotowa.
Uśmiechnął się, a
ja w odpowiedzi go pocałowałam. Tak jak chciał, pojechałam do galerii i
zaczęłam spacerować po sklepach. Trochę głupio było mi wydawać jego pieniądze,
ale uparł się, że to jego pomysł, więc on funduje mi kreację. Wybrałam
szafirową sukienkę przed kolano, z asymetryczną górą i srebrną broszką na
ramieniu. Do tego czarne szpilki i bolerko. W restauracji raczej nie zmarznę…
Wykąpałam się, uczesałam,
umalowałam i ubrałam. Michał miał o 20 przyjechać już gotowy. Oczywiście był na
czas i to z ogromnym bukietem czerwonych róż.
-Jaka ty jesteś
piękna-mruknął mi do ucha, muskając moją szyję wargami.
-A ty niezwykle
przystojny-uśmiechnęłam się-Jedziemy?
-Sekundkę… Czegoś
brakuje…
Przyniósł płaskie
pudełeczko i otworzył przed moimi oczami. Śliczna kolia, która się w nim
znajdowała, wylądowała na mojej szyi.
-Ale Michał…
-Już nie mogę
sprawić prezentu mojej miłości?
-Możesz, ale to
pewnie kosztowało kupę kasy…
-Chodźmy już, bo
stolik czeka-zmienił szybko temat.
W restauracji było
bardzo miło. Wyśmienite jedzenie, przyjemna atmosfera, czułe słówka i gesty,
trochę wina, śmiech…
Gdy przekroczyliśmy
próg mieszkania, akurat wybiła północ. Nie zapalając światła, Michał odnalazł
moje usta i kolejne części naszej garderoby lądowały na podłodze, znacząc drogę
do sypialni. Leżeliśmy na miękkiej pościeli, zachłannie wpijając swoje usta w
wargi ukochanej osoby. Czułam dłonie Michała na moim nagim brzuchu. Zsunęły się
niżej, by zdjąć koronkową bieliznę.
-Nie-zesztywniałam,
gdy jego palec zahaczył o czerwoną koronkę, a pod powiekami zapiekły łzy…
__________________________________________
I znowu mam problemy z czasem -.-
Nauka do egzaminów, spotkania ze znajomymi i brak weny, zdecydowanie nie są po mojej stronie...
Możecie być na mnie źli. Zrozumiem :(
Mam nadzieję, że jednak rozdział mimo poślizgu Wam się spodoba i na długość też nie będziecie narzekać...
I takie poważne pytanie do Was. Ile rozdziałów oczekujecie na tym blogu?
Tylko to ma być realna liczba, bo kiedyś i tak na pewno się skończy :P
Dziękuję, że czytacie, komentujecie, że JESTEŚCIE <3
To dla mnie bardzo wiele znaczy...
Strasznie się cieszę, że zdecydowałam się pisać tą historię, bo dzięki niej wiem, że to co robię się komuś podoba... :]
Bez Was bym nie istniała...
Bez Was bym nie istniała...
Przepraszam, dziękuję i pozdrawiam,
Wasza Niezapominajka ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)