piątek, 31 stycznia 2014

Przepraszam :(

Przepraszam Was bardzo, ale rozdział dodam dopiero jutro koło południa...
Spowodowane jest to tym, że dziś po południu pomagałam koleżance z matematyką, a potem byłam u kolegi i uczyliśmy się chemii...
Uwierzcie, że 3,5 godziny chemii (z dodatkiem walniętych wzorów z fizyki) potrafi zrobić wodę z mózgu... :(
Wróciłam jakieś pół godziny temu, nie mam napisanego nawet słowa i jestem tak padnięta, że po prostu marzę już tylko o łóżku...
Mam nadzieję, że wybaczycie...
Chyba nie miałoby sensu pisanie teraz, bo rozdział dodany koło 1 w nocy i tak w większości przeczytacie jutro...
Rozdział pojawi się jutro koło południa i planowo w niedzielę wieczorem.
Życzę Wam miłego weekendu :*
Pozdrawiam i dobranoc ;*

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 79

Od samego rana biegałam po domu szukając rzeczy, które powinnam wziąć. Michał przyjechał do mnie już spakowany, więc tylko siedział i śmiał się ze mnie.
-Pomógłbyś, a nie…
-A czego szukasz, skarbie?-zapytał, powstrzymując śmiech.
-Tej fioletowej bluzy z kapturem, którą ostatnio…
-W szafie między tą czerwoną sukienką, a jakąś koszulą.
Otworzyłam szafę, do której zaglądałam chwilę wcześniej. Faktycznie bluza tam wisiała.
-Jak ty to zrobiłeś? Skąd wiedziałeś?-zdziwiłam się.
-Nieważne-uśmiechnął się szelmowsko-Ale teraz buziak się należy.
Dzięki pomocy Miśka, szybko uporałam się z zapakowaniem wszystkiego, co potrzebne i potem mogliśmy poleniuchować. Nie chciało nam się siedzieć w domu, więc poszliśmy na spacer, oczywiście zabierając ze sobą Koksa.
Było dosyć ciepło, więc trochę zasiedzieliśmy się. Byliśmy w parku, potem na placu zabaw i Misiek huśtał mnie na huśtawce. Koksik sobie grzecznie spacerował, a my cieszyliśmy się sobą.
-Nie tak wysoko!
-Boisz się?
-Zaraz spadnę!
Reakcja siatkarza była natychmiastowa. Zatrzymał huśtawkę i mnie przytulił.
-Nie ufasz mi? Nie dał bym ci spaść…-pocałowałam go w policzek i zaczęłam się rozglądać.
-Gdzie ten futrzak polazł…
-Tam jest!-spojrzałam we wskazanym przez Michała kierunku.
Najpierw myślałam, że Koks goni jakieś dzieci, ale jak podeszliśmy bliżej, okazało się, że one ganiają się z Koksem, a on biega, szczeka i merda ogonem z radości.
-Widzisz, niepotrzebnie panikujesz-szturchnął mnie chłopak.
-To pani piesek?-podeszła do mnie chyba najmniejsza dziewczynka.
-Tak-uśmiechnęłam się do niej.
-Fajny-błysnęła ząbkami w uśmiechu i wróciła do reszty.
-Fajny, bo ode mnie-Misiek dorzucił pod nosem.
-Prezenty od ciebie zawsze są najlepsze…
-Oj słodzisz, Wójcikówna, słodzisz… Lepiej przyznaj się, czego chcesz.
-Niczego-zrobiłam niewinną minkę.
-Ale ja ci nie wierzę.
-A to już twój problem-wystawiłam język, ale zaraz tego pożałowałam, bo znalazłam się w powietrzu.
Przerzucił mnie przez ramię. Zaraz u jego stóp znalazł się Koks i dzieciaki. Pies skakał po nogach Michała.
-Dobry piesek, przyszedłeś uratować panią?
-Ten pan panią porywa?-zapytała ta sama dziewczynka co wcześniej.
-Pewnie, że ją porywam i nikt jej nie uratuje-zaśmiał się Michał.
-Możemy panią uratować?
-Pewnie-uśmiechnęłam się.
Po chwili  kilkoro dzieci siedziało na siatkarzu, a ja byłam wolna. Popłakałam się ze śmiechu patrząc na tą scenę.
-Zabierz psa-zaczął prosić Michał, bo Koksik podbiegł i właśnie lizał go po twarzy.
Zabrałam yorka i zaczęłam dziękować dzieciom, gdy podbiegła do nas mama któregoś z nich.
-Co wy tu wyprawiacie?! Powariowaliście? Przepraszam państwa za nich…
-Nic się nie stało, bawiliśmy się z nimi-uśmiechnął się Misiek, wstając, bo przerażone dzieciaki szybko z niego zeszły-Niech pani się na nich nie złości.
-Przepraszam… Lepiej ich zabiorę…
Dzieci po kolei żegnały się z Koksikiem, a ta mała mrugnęła do mnie. Wróciliśmy do domu. Michał cały wieczór zastanawiał się, jak to robię, czyli co sprawia, że dzieci mnie kochają, a ja naśmiewałam się z niego, że one go pokonały.
-Dałem im fory…
Wytłumaczyłam tacie, co gdzie ma w zamrażalniku, by nie musiał męczyć się w kuchni. Pokazałam mu, gdzie stoi karma Koksa, żeby przypadkiem nie zapomniał go karmić.
-Skarbie, jestem dorosły. Umiem o siebie zadbać-poklepał mnie po ramieniu.
-Nie będzie mnie pięć dni…
-No właśnie, to tylko pięć dni-uśmiechnął się uspokajająco.
Misiek śmiał się ze mnie, że jestem nadopiekuńcza w stosunku do własnego ojca… No może i racja, ale zostawiałam mu cały dom na głowie, a do tego psa…
Położyliśmy się wcześnie spać, bo pobudka była zaplanowana na piątą…

-Laura, wstawaj, słońce-poczułam wargi Michała w kąciku moich ust i się uśmiechnęłam.
-No już, ale jeszcze budzik nie dzwonił…
-No właśnie… I tu jest problem, bo jest już wpół do siódmej…
Zerwałam się z łóżka. Nie wiedziałam, jak to się mogło stać, że aż tak zaspaliśmy…
Pół godziny później wpychaliśmy walizki do bagażnika. Na początku Misiek prowadził, a ja przysypiałam na siedzeniu pasażera. Po jakichś dwóch godzinach jazdy, zrobiliśmy sobie postój. Michał wypił kawę, ja skoczyłam do toalety i mogliśmy ruszać dalej.
-Laura…-spojrzał na mnie nagle.
-Co się stało?-przestraszyłam się.
-A nic… Chciałem tylko powiedzieć, że cię kocham-uśmiechnął się rozbrajająco.
-Ja ciebie też-złączyliśmy na chwilę nasze usta-Fu… Smakujesz kawą…
Zaśmiał się tylko w odpowiedzi. Podśpiewywaliśmy sobie, oboje w świetnych nastrojach.
Koło południa byliśmy pod domkiem, który wynajął Misiek. W środku było bardzo przytulnie i „góralsko”. Właścicielka dała nam klucze i życzyła miłego pobytu. Zostawiliśmy rzeczy i od razu ruszyliśmy na miasto. Najpierw obiad, a potem standardowo Krupówki.
-Kocham Zakopane-uśmiechnęłam się patrząc na Giewont.
-Ja wolę plażę, słońce, morze… Ale takie góry też są niczego sobie.
Do domku wróciliśmy przed północą. Ja oczywiście nakupowałam pełno niepotrzebnych pamiątek, ale też pocztówki i prezenty dla bliskich. Misiek śmiał się, że do samochodu się nie zmieścimy, gdy będziemy wyjeżdżać.

Kolejny dzień postanowiliśmy poświęcić na spacer nad Morskie Oko. Słońce świeciło, mi było gorąco, a przy drodze wciąż leżał śnieg. Widoki były nieziemskie. Zrobiłam masę zdjęć, chłopak też cyknął mi kilka fotek. Zazwyczaj jak prosiliśmy kogoś o zrobienie nam razem zdjęcia, Michał musiał odwdzięczyć się autografem, ale ludzie nie rzucali się na niego zbytnio.
Chcieliśmy wybrać się nad Czarny Staw, ale tam było za dużo śniegu i niebezpiecznie by było, gdybyśmy tam we dwójkę poszli.
-Nie mam siły…-jęczał Kubiak, gdy już wróciliśmy do siebie.
-Ale jest jeszcze wcześnie, a przyjechaliśmy, żeby chodzić po górach…
-I odpocząć… Jeżeli chcesz, żebym jutro w ogóle wstał z łóżka…
-Dobra, mam pomysł-przerwałam mu-Co powiesz na to, żebyśmy pojechali kolejką na Gubałówkę?
-W sumie… To czemu nie.
Na Gubałówce zjedliśmy pizzę, zrobiliśmy sobie zdjęcie z facetem przebranym za niedźwiedzia i staliśmy patrząc na Tatry. Misiek obejmował mnie od tyłu.
-Pięknie tu-uśmiechnęłam się.
-Ładniejsze widoki mam, gdy budzę się rano z tobą u boku.
-Misiu…
-Kocham Cię.
Przez chwilę trwaliśmy w pocałunku. Dla mnie ta chwila mogłaby być wieczna, ale niestety trzeba było wracać. Michał umyślił sobie, że zjedziemy kolejką linową.
-No chodź, na co czekasz-gestem kazał mi podejść.
-Nie wsiądę na to…-spojrzałam nieufnie na chyboczące się krzesełka.
-Nic się nie stanie, obiecuję.
Zgodziłam się. Cały czas obejmował mnie ramieniem.
-Uśmiech-w wyciągniętej ręce trzymał aparat.
-Złap się, bo spadniesz!
-Miał być uśmiech, a nie mina w stylu „boję się, zaraz zginiemy”-pokręcił głową patrząc na zdjęcie-No to jeszcze raz.
Tym razem zrobił w miarę ogarnięte zdjęcie. Może było trochę wysoko i bałam się, że spadniemy, ale widoki zapierały dech w piersiach. Słońce zachodzące nad pasmem gór wyglądało niesamowicie.
-No i zeskakujemy-pociągnął mnie i stałam bezpiecznie na twardym podłożu.
Zmęczeni po całym dniu wrażeń wróciliśmy do siebie, ale nie po to, żeby od razu zasnąć…
-A mówiłeś, że jesteś tak zmęczony, że nie wstaniesz jutro z łóżka-uniosłam pytająco brew.
-To ty najwyżej też nie wstaniesz-posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów i rzucił moją koszulkę w kąt...
_____________________________________________
Udało mi się przed 23... To jakiś cud normalnie...


Cieszę się, że nie myślicie, że przynudzam ;]
Mam nadzieję, że ten rozdział też się spodoba ^^



Obiecuję, już niedługo więcej siatkarzy ;)


A pomysł na Zakopane przyszedł mi do głowy, gdy... myślałam o mojej wykładowczyni od matematyki :D
Raz miałam koszulkę z napisem "I <3 Zakopane" i teraz za każdym razem rzuca do mnie teksty o tym pięknym mieście :D
A dziś dostałam piąteczkę z egzaminu u niej ^^

Jestem happy, bo jeszcze tylko chemia :P


Oglądaliście dzisiejsze mecze? Brawo Sovia! Brawo JSW! Szkoda tylko Skry...
Ale ktoś musiał przegrać :/
Misiek debeściak ^^ MVP zasłużone :)


Nie przedłużam...
Czytajcie, komentujcie, obserwujcie i co tam jeszcze chcecie ;]
Całuję ;*

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 78

-Laura?-usłyszałam cichy głos Michała przy moim uchu-Nic ci nie jest…
-Przepraszam-jęknęłam i wybiegłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Osunęłam się po nich na dywanik i płakałam. Michał próbował wejść, ale go nie wpuściłam.
-Kochanie, w porządku, nic się nie dzieje…-przemawiał do drzwi-Spokojnie, wpuść mnie…
-Przepraszam, że jestem taka beznadziejna-wychlipałam.
-Jesteś najcudowniejszą osobą, jaką w życiu spotkałem…
-Ja nie potrafię, to takie…-urwałam zanosząc się jeszcze większym płaczem.
-Nic się nie stało, skarbie, wyjdź tu do mnie, albo otwórz drzwi-cały czas przemawiał do mnie spokojnym głosem.
Nie wiem, ile tak siedziałam. Misiek nie ustępował… Martwił się o mnie strasznie… W końcu powoli wstałam na drżących nogach, przekręciłam zamek i delikatnie pchnęłam drzwi. Jego ramiona od razu mnie przyciągnęły, ale po chwili odsunął mnie delikatnie, jakby bał się, że robi coś nie tak. Widziałam troskę w jego lazurowych oczach. Chwila patrzenia w te tęczówki, a moje zwilgotniały… On mnie kocha, a teraz pewnie myśli, że mu nie ufam… Gdyby mnie nie trzymał, pewnie bym się przewróciła.
-Mogę?-zapytał cicho.
Nie wiedziałam, co ma na myśli, ale kiwnęłam niepewnie głową. Wziął mnie w ramiona i zaniósł do łóżka. Położył się obok, ani na chwilę nie puszczając mojej dłoni. Uniósł ją do ust i pocałował.
-Przepraszam, nie pomyślałem, że może ci być ciężko… Nie chcę cię skrzywdzić…
-To ja przepraszam, ale…
-Nie musisz nic mówić. Kiedyś będziesz gotowa-przejechał opuszkami palców po moim policzku, a ja wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi-Teraz śpij, kochanie i pamiętaj, że możesz na mnie liczyć…
Michał musnął ustami moje włosy i razem zasnęliśmy.

-Przepraszam, że cię obudziłem-pocałował mnie przelotnie w policzek, gdy tylko otworzyłam oczy-Ja lecę na trening, ale się nie spakowałem i nie mogłem znaleźć spodenek…
Nic nie odpowiedziałam. Siatkarz jeszcze chwilę biegał po mieszkaniu, a potem położył się obok mnie.
-Tylko pamiętaj, że mecz jest o 18, bo jak będziesz spała cały dzień…
-Chyba wrócisz na obiad?
-A co serwujesz?
-Hm… Filety z mintaja, z ziemniakami i surówką…
-To wrócę-uśmiechnął się i mnie pocałował.
-Miłego treningu-szepnęłam, ale już go nie było.
Poleżałam jeszcze chwilę, a potem niechętnie zwlekłam się z łóżka. Nastrój miałam beznadziejny, bo nie mogłam sobie wybaczyć swojego wczorajszego zachowania…
Po śniadaniu wyszłam na spacer z Koksem i trochę posprzątałam, bo widać było, że w mieszkaniu Kubiaka trochę brakuje kobiecej ręki. Nie to, żeby było brudno… Ale facet, jak to facet, nie na wszystko zwróci uwagę tak jak kobieta. Więc sprzątnęłam i zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Poszło mi dość sprawnie, więc miałam jeszcze czas na zabawę z psem przed powrotem Michała.
Chłopak od progu wychwalał zapachy unoszące się z kuchni. Uśmiechnięty od ucha do ucha, cały czas prawił mi komplementy. Nie wiedziałam, czemu ma taki dobry humor, ale cieszyłam się, że jest szczęśliwy, a już najbardziej dlatego, że nie był zły o tą noc.
Zjedliśmy, wyszliśmy na krótki spacer do parku, a potem trzeba było zbierać się na mecz. Ubrałam jego koszulkę i razem pojechaliśmy na halę. Przywitałam się z chłopakami i gdy oni zajęli się rozgrzewką, dołączyłam do ich partnerek. Za każdym razem, gdy patrzył w moim kierunku, posyłałam mu buziaka. Z uśmiechem wykonywał kolejne ataki, zagrywki… Chłopaki byli dziś niesamowici! Szybkie 3:0 z kielczanami, a MVP powędrowało do Gierczyńskiego.
Późnym wieczorem siedziałam wtulona w tors przyjmującego, na moich kolanach spał york, a w telewizji leciał jakiś serial kryminalny. Niby nic, ale chciałam tą chwilę zachować do końca życia. Ja z ukochanym facetem, który mnie rozumie, wspiera i nigdy nie opuści…
Odbyliśmy poważną rozmowę, były łzy, zapewnienia miłości… Teraz wiem, że będzie dobrze…
Znalazłam idealnego faceta, który kochał mnie całym sercem…

Dwa miesiące później…

Minęły dwa miesiące od pierwszego wygranego ćwierćfinału z Effectorem. Siedząc na trybunach na hali w Jastrzębie Zdroju, patrzyłam na bezskuteczną próbę walki ze strony Delecty. Ale to był dzień Jastrzębian. Nic nie mogło ich powstrzymać przed zajęciem trzeciego miejsca w klasyfikacji. 3:0 i JSW zdobył brąz! Kapitan zasłużenie odebrał statuetkę dla najlepszego zawodnika meczu. Kibice skakali z radości, a ja patrzyłam, jak Michał razem z chłopakami z drużyny, rzucają się na siebie, krzyczą, ściskają się… Ich radość była cudowna. W końcu udało mi się przecisnąć do przyjmującego. Namiętny pocałunek i ta euforia w jego oczach… Po prostu nie do opisania!
Po wszystkim pojechaliśmy do domów (ja do mieszkania Kubiaka), by przebrać się i zaraz wbijać na imprezę do Czarnego. Wiadomo, że każdy wolałby, by to było pierwsze miejsce, ale świętowanie i tak było huczne. Alkohol lał się strumieniami. Ja nie pijam, ale i tak dałam się namówić na jednego drinka. Śpiewy i tańce w wykonaniu siatkarzy po prostu rozbawiły mnie do łez. Chyba nikt tego wieczoru nie był smutny…
Następny dzień u większości łączył się z narzekaniem na kaca. Mojego Miśka też to nie ominęło, ale domowej roboty mikstura, pomogła.
Teraz ponad dwa tygodnie wolnego, a potem Spała. Kubi został powołany, więc nie pozostało nic, tylko cieszyć się i kibicować mu na tegorocznej Lidze Światowej. Sezon reprezentacyjny oznaczał też powrót chłopaków do Polski i częstsze spotkania z moją kochaną bandą. Już nie mogłam się doczekać…
Misiek chciał, żebyśmy wyjechali gdzieś na kilka dni, ale niestety moje studia na to nie pozwoliły.
Pojechaliśmy razem do Łodzi. Mój tata ostatnio cały czas narzekał, że Michał nas nie odwiedza… A był dwa tygodnie temu, w święta.
Na studiach szło mi całkiem nieźle, ale każde spotkanie z Mają kończyło się awanturą… Dobrze, że miałam Zośkę i Kingę. Dziewczyny bardzo się polubiły i teraz często spotykałyśmy się we trzy. A to szłyśmy do kina, a to na zakupy, ewentualnie ploteczki u którejś z nas.
Grałam na pianinie, a Michał się przysłuchiwał, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Chłopak szybko poszedł otworzyć.
-No hej!-usłyszałam od progu moje przyjaciółki.
-To ja tu przyjeżdżam, a ty babski wieczór urządzasz?-zaśmiał się siatkarz, gdy Kinia z Zosią rozsiadły się w salonie.
-My tylko na chwilę-uśmiechnęła się dziewczyna Grześka.
-Stęskniłyśmy się-uśmiechnęła się Zośka.
Siedziały ze dwie godziny, a potem pożegnały się, bo późno się robiło. Ja zostałam z Michałem sama, bo tata pojechał do dziadków.
-No i co teraz?-mruknął mi do ucha ukochany.
-A bo ja wiem-zaczęłam się z nim droczyć.
Wylądowaliśmy w sypialni…
Z czasem przestałam myśleć o pewnych wydarzeniach. Wiedziałam, że będę musiała do tego wrócić, bo wyrok jeszcze nie zapadł. Andrzeja podejrzewali o znęcanie się, gwałty i morderstwo dwóch kobiet…

-Misiu?-rano przetarłam zaspane oczy-Gdzie go znowu wcięło?
Chłopaka nie było w domu. Zdziwiło mnie to, bo Koks spał grzecznie na dywanie…
-Wstałaś już?-zdziwił się wchodząc z dwoma reklamówkami-Byłem na zakupach-uśmiechnął się rozbrajająco.
Na śniadanko przygotowałam nam jajecznicę. Z nim robiąc cokolwiek, świetnie się bawiłam. Razem chodziliśmy na spacery z Koksikiem, gotowaliśmy…
Kilka dni przed końcem kwietnia, Michał pojechał na kilka dni do rodziców. Już wcześniej umówiliśmy się, że pojedzie do nich, żebyśmy długi weekend majowy mieli wolny.
Pani Basia strasznie się za mną stęskniła, bo już dawno ich nie odwiedzałam. Michał miał za zadanie sprowadzić mnie przy najbliższej okazji.
Gdy on był u rodziców, mi niespodziankę zrobiła Karolinka z Marcinem. Będąc u ciotki, namówili ją na przyjazd do mnie. Dziewczynka od razu zaczęła wypytywać o obiecany jej ślub. Żałowali, że nie było Kubiaka, bo jego też ogromnie lubili.
-Widzisz, ja mówiłam, że on cię kocha i że masz z nim być-uśmiechnęła się Karola.
-Wiem, jesteś jedną z najbystrzejszych osób jakie znam-odwzajemniłam uśmiech.
-Ale przyjedziecie do nas z Michałem kiedyś?-wtrącił się jej brat-Tata obiecał mi boisko do plażówki…
-Pewnie-poczochrałam go po włosach.
Jak już nacieszyli się moją obecnością, zajęli się sobą. Karolina rzucała Koksikowi piłkę, a Marcin rozmawiał z moim tatą w ogrodzie. Ja obserwowałam tą scenę, siedząc na huśtawce, gdy zaczął dzwonić mój telefon.
-Tak, Misiu-uśmiechnęłam się, słysząc jego głos.
Okazało się, że już wraca, bo nie mógł wytrzymać z dala ode mnie, a na dodatek przyjechała jego babcia i zaczęła go dokarmiać.
-I jak bym nie wyjechał, to Andrea by mi dał niezły wycisk… A i tak dostaliśmy pierogi, uszka i bigos…
Zaśmiałam się na wzmiankę o babci Krysi. Ona zawsze wszystkich dokarmiała, a mnie szczególnie… Bawiłam się z Karolą i futrzakiem, a panowie zniknęli w garażu, gdy przyjechał Michał. Pierwsza dobiegła do niego Karolina. Chłopak kucnął i pozwolił zawiesić jej się na szyi. Nie mogłam się nie uśmiechnąć patrząc na tą scenę. Wyobrażałam sobie takie akcje, tylko, że z naszymi dziećmi.
Dopóki dzieciaki nie pojechały, ja z Michałem nie mieliśmy dla siebie nawet chwili… Ale widząc ich radość i energię, nie mogliśmy się z nimi nie bawić. Wieczorem zabrała ich ciotka. Padłam zmęczona koło siatkarza.
-Widzę, że nieźle was wymęczyły-zaśmiał się mój tata.
-Nie mam pojęcia, skąd dzieci biorą tyle energii…-jęknął Misiek.
-Będziesz miał swoje, to zobaczysz, jak to jest zajmować się własnym dzieckiem-uśmiechnął się.
Jeszcze przed 22 zmęczenie wzięło górę i leżeliśmy w ciepłej pościeli.
-Jutro trzeba się spakować-szepnął Michał.
-Mhm-mruknęłam w odpowiedzi-W końcu pojutrze wyjeżdżamy do Zakopanego-ziewnęłam i wtuliłam się w jego silne ramiona…
________________________________________
Nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje...
Nie jestem w stanie napisać nic sensownego, a o godzinie to już nawet nie wspomnę... Kiedyś rozdziały były po południu, potem wieczorem, a teraz to już w ogóle w środku nocy...
Może to przez sesję? A może to przez brak weny? Ewentualnie lenistwo totalne...
 
Trochę przyspieszyłam, żeby to opowiadanie nie stało się nudne jak flaki z olejem...

Nie wiem, czy będzie aż 200 rozdziałów, ale 100 na pewno :D
Po prostu nie chcę Was zanudzać ^^

Widzieliście naszą grupę na MŚ?
Co sądzicie?

Do zobaczenia i mam nadzieję, że wreszcie zrobię coś ze sobą i to opowiadanie będzie toczyło się jak należy :P
Pozdrawiam ;*

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 77

Kolejne dni mijały mi tak samo. Budziłam się w nocy, bo bez bezpiecznych ramion Michała powróciły koszmary, chodziłam na zajęcia, pisałam kolokwia, gotowałam obiady, a popołudniami się uczyłam i widywałam z Zosią lub Kingą. Na szczęście tata powiedział, że nie muszę chodzić do psychologa. Nie wiem, czemu zmienił zdanie, ale byłam jak najbardziej za. Koks dzielnie pomagał mi w nauce, kładąc się na moich notatkach porozrzucanych po całym pokoju. Raz nieźle się na niego wkurzyłam, bo zeżarł mi jeden zeszyt, gdy byłam na uczelni i musiałam kserować notatki od Zośki. Wieczorami oglądałam telewizję z tatą i rozmawiałam z Miśkiem przez skype’a.
Dni upływały dosyć szybko w nawale obowiązków i nim się obejrzałam, był sobotni poranek. Po umyciu się, ubraniu, zjedzeniu śniadania, wyprowadzeniu i nakarmieniu psa, sprawdziłam czy mam wszystko, pożegnałam się z tatą, pogłaskałam Koksika i odpaliłam moje audi.
Warunki na drodze były okropne i zamiast jechać niecałe trzy godziny, do Bydgoszczy dojechałam po ponad czterech godzinach… Spóźniłam się na pierwszy set… Niestety Jastrzębianie go przegrali. Przecisnęłam się do machającej mi Mileny i zajęłam swoje miejsce, gdy Michał zerknął w tą stronę, przesłałam mu buziaka. Widziałam, że na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech. Zaczął coś tłumaczyć Czarnemu. Chyba z dobrym skutkiem, bo ten set padł naszym łupem. Kolejny znów dla gospodarzy…Musieliśmy walczyć o tie-break. Czwartą odsłonę meczu JSW wygrał z dziewięciopunktowym prowadzeniem. Jeszcze jeden… Emocje były wręcz namacalne, ale… Nie udało się… Drużyna gości przegrała…
Podbiegłam do smutnego Michała. Nic nie powiedział, tylko mocno mnie objął i wpił się w moje usta.
-Cieszę się, że jesteś-odgarnął mi kosmyk włosów na bok-Jak nie było cię na początku, bałem się, że coś się stało…
-Wszystko w porządku-uśmiechnęłam się delikatnie-Spóźniłam się, bo strasznie ślisko i jeszcze ten śnieg.
-Dobrze, że się spóźniłaś, a nie jechałaś jak wariatka, byle zdążyć-pocałował mnie-Kocham widzieć cię na trybunach, gdy w mojej koszulce skaczesz i krzyczysz najgłośniej z kibiców…
-Ja kocham patrzeć, jak na boisku dajesz z siebie wszystko…
-Moje szczęście…
-Dziś niestety nie pomogłam…
-Jak to nie? Gdyby nie ty, rozłożyli by nas w trzech setach… Teraz chociaż jeden punkt im zabraliśmy-uśmiechnął się.
Nie mogliśmy dłużej rozmawiać, bo Miśka wzywały obowiązki. Jakieś autografy, rozciąganie…
Nie chciałam dziś wracać do Łodzi, więc zatrzymałam się w jakimś hotelu. Wieczorem wyszłam z Michałem na spacer. Zimno straszne, ale padające płatki śniegu pozwoliły nam na zrobienie cudownych zdjęć. W parku siatkarz rzucił się w zaspę i zaczął robić aniołki na śniegu. Przyłączyłam się do niego, ale zrezygnowałam, gdy rzucił we mnie śnieżką. Aparat bezpiecznie schowany w torbie, a my zaczęliśmy bawić się jak dzieci. Niestety nie miałam szans i już po chwili leżałam w największej zaspie, a Michał na mnie.
-I co teraz?-zapytał z ogromnym uśmiechem.
-Nic. Chyba nie liczysz, że zacznę błagać o litość.
-Boisz się mnie?
-Nie-prychnęłam.
-Jesteś pewna?
-Mhm-uśmiechnęłam się, czując na zmarzniętym policzku, gorące wargi przyjmującego.
Na chwilę zapomnieliśmy o Bożym świecie, ale chwilę później, gdy wracaliśmy do hotelu, zimno dawało się jeszcze gorzej we znaki. Na miejscu szybko przebraliśmy się w suche ciuchy i zamówiliśmy do pokoju gorącą czekoladę i naleśniki. Przez resztę wieczoru siedziałam wtulona w chłopaka. Trochę rozmawialiśmy, ale milczenie nie było dla nas problemem. Cisza między nami nie była krępująca. Wystarczyła nam obecność drugiej połówki, bez zbędnych słów. Po 23 Michał musiał wracać do swojego hotelu, bo trener dzwonił do niego. Chłopakom nie do końca wyszło zatuszowanie jego nieobecności. I tak cieszyłam się, że mogłam spędzić te kilka wykradzionych godzin spędzić z nim. Misiek obiecał, że rano mnie jeszcze odwiedzi. Pocałowałam go na pożegnanie, a potem wyszykowałam się do snu.

Obudził mnie dźwięk przychodzącego sms-a.

„Śpisz jeszcze? Stoję pod drzwiami i myślę o tym, jak miło by było wejść i położyć się koło Ciebie <3”

Przetarłam zaspane oczy i ruszyłam, by mu otworzyć.
-Cześć, słońce-pocałował mnie.
-Hej-mruknęłam i wróciłam do łóżka.
Momentalnie leżał koło mnie. Zaczął bawić się moimi włosami. Leżeliśmy tak z pół godziny.
-Już się wyspałaś?-zapytał, gdy go pocałowałam.
-Tak troszkę, w końcu ile można spać?-uśmiechnęłam się.
Zjedliśmy śniadanie, które chłopak przyniósł ze sobą, posiedzieliśmy trochę, a potem znowu trzeba było się żegnać. Następny mecz za tydzień w poniedziałek, a ja nawet nie wiedziałam, czy będę mogła na nim być… Jeżeli jutrzejszy egzamin zdam, to drugi termin (w dzień meczu) nie będzie mnie obchodził…
Michał pojechał z chłopakami, a ja wsiadłam w samochód i wróciłam do domu. Nawet nie podejrzewałam, że pewna mała, futrzana kulka może się tak stęsknić przez jeden dzień. Niestety nie mogłam bawić się z Koksikiem, bo jeśli chciałam jechać na z Częstochową, to musiałam się ostro wziąć do nauki.
I znów wciągnął mnie wir zajęć i obowiązków. Nie miałam nawet czasu odwiedzić Kini, chociaż mnie zapraszała. Egzamin poszedł mi raczej dobrze i czekając na wyniki uczyłam się na dwa kolejne. Michał dzielnie mnie wspierał i trzymał kciuki. Na szczęście zdałam i mogłam już w niedzielę jechać do Żor. Spakowałam siebie, trzy placki, które upiekłam dzień wcześniej i Koksika i pojechałam do ukochanego.
Cieszyłam się, jakbym nie widziała go z miesiąc. Nie posiedzieliśmy zbyt długo w mieszkaniu, bo Michał miał trening. Ciasta, które z myślą o sztabie i siatkarzach upiekłam, zapewniły „wejściówkę” mi i nawet Koksowi. Trener Bernardi strasznie ucieszył się na mój widok. Zagadywał mnie i drapał za uchem szczeniaka. Po treningu chłopaki mogli zjeść ciasto, ale nie za dużo, żeby mogli się jutro na meczu ruszać…
Oni zajadali, śmiali się i wychwalali moje wypieki, a ja bawiłam się z yorkiem. Nawet nie wiedziałam, że tak może mu się spodobać zabawa piłką. Ja turlałam Mikasę, a on ją gonił, wskakiwał na nią, turlał… Chłopaki śmiali się z niego, a Misiek robił nam zdjęcia.
Zamiast wyjść z treningu o 18, siedzieliśmy tam do 20. Żarty się ich trzymały, a pod halą nie mogli się rozstać. Dobrze, że mieli dobre nastroje przed meczem, bo stres nie pomógłby im wygrać.
Wieczór w towarzystwie Michała spędziłam na oglądaniu z nim jakiejś komedii. Potem przyszykował mi kolację i dosyć wcześnie poszliśmy spać.

Kolejny dzień to trening z rana, a potem wieczorem mecz. Znów miałam jedno z najlepszych miejsc i koszulkę z trzynastką. Jak dla mnie szczęśliwą. Buziaki, rozgrzewka i wbiegł na boisko. Cała hala śpiewała, wspierając swoją drużynę. Gospodarze roznieśli Częstochowian w trzech setach. Entuzjazm kibiców był ogromny. Nie mogłam podbiec od razu do Miśka, bo musiał poświęcić chwilę dla fanów. Gdy już grupka się przerzedziła, podeszłam do niego.
-A ja mogę autograf?
Odwrócił się i chwycił mnie w ramiona, kręcąc się w kółko. Jego usta odnalazły moje…
-Mówiłem, że przynosisz mi szczęście-uśmiechnął się-Moja piękna…
Po rozciąganiu i przebieraniu się, cała drużyna z dziewczynami, narzeczonymi i żonami, ruszyła na symboliczne piwko. Na szczęście Michał wypił jedno i wracaliśmy do jego mieszkania. Oboje byliśmy wykończeni. On meczem, a ja wspieraniem go. Wyprowadziliśmy Koksika, a potem w ubraniach zasnęliśmy na kanapie... 

Może i po przebudzeniu bolało mnie wszystko, ale byłam szczęśliwa. W jego towarzystwie mogłabym budzić się codziennie. Wspólny czas minął nadzwyczaj szybko i musiałam wracać. Wieczorem już siedziałam nad notatkami w swoim pokoju. Jutro miałam ostatni egzamin… A teraz ćwierćfinały… W piątek mecz, w czwartek Walentynki…  Niby głupie święto, straszna komercha i w ogóle jak się kogoś kocha, to trzeba to okazywać codziennie, ale miło by było, gdybym mogła je spędzić z Michałem…


Egzamin był łatwy, więc o zdanie go nawet się nie martwiłam. Misiek spodziewał się mnie dopiero w piątek rano, ale ja chciałam już jutro zrobić mu niespodziankę. Wywołałam nasze wspólne zdjęcie, kupiłam ramkę i postanowiłam dać to jutro siatkarzowi. Musiałam się wyspać, bo znów czekało mnie 250 kilometrów…
Rano odśnieżyłam autko (tak to jest, jak nie chce się do garażu wjechać) i już o 10 wyjechałam z domu. Misiek był w niemałym szoku, gdy jadł obiad, a ja wparowałam mu do mieszkania. Oczywiście towarzyszył mój wierny przyjaciel, pies obrońca-Koks.
Zaraz znalazł się obiad i dla mnie, bo Michał stwierdził, że mu się zagłodzę. Jadłam, a on siedział naprzeciwko i przyglądał mi się z uśmiechem. Dałam mu nasze zdjęcie, które od razu zajęo honorowe miejsce w salonie.
-Co powiesz na kolację wieczorem?
-No… Ja zazwyczaj jem kolację wieczorami-wystawiłam mu język.
-Wiesz, co mam na myśli.
-Nie.
-Czemu nie?
-Nie wiem, co masz na myśli-puściłam mu perskie oczko.
-Kochanie, czy pójdziesz ze mną na kolację?
-Gdzie?
-Tu niedaleko jest taka restauracja…
-Nie mam się w co ubrać-przerwałam mu.
-Kobiety-przewrócił oczami-A jak byś miała, to poszłabyś?
-Z miłą chęcią, panie Kubiak.
Wyszedł i po chwili wrócił z portfelem.
-Ja idę na trening, a ty na zakupy-dał mi kartę płatniczą-Na 20 masz być gotowa.
Uśmiechnął się, a ja w odpowiedzi go pocałowałam. Tak jak chciał, pojechałam do galerii i zaczęłam spacerować po sklepach. Trochę głupio było mi wydawać jego pieniądze, ale uparł się, że to jego pomysł, więc on funduje mi kreację. Wybrałam szafirową sukienkę przed kolano, z asymetryczną górą i srebrną broszką na ramieniu. Do tego czarne szpilki i bolerko. W restauracji raczej nie zmarznę…
Wykąpałam się, uczesałam, umalowałam i ubrałam. Michał miał o 20 przyjechać już gotowy. Oczywiście był na czas i to z ogromnym bukietem czerwonych róż.
-Jaka ty jesteś piękna-mruknął mi do ucha, muskając moją szyję wargami.
-A ty niezwykle przystojny-uśmiechnęłam się-Jedziemy?
-Sekundkę… Czegoś brakuje…
Przyniósł płaskie pudełeczko i otworzył przed moimi oczami. Śliczna kolia, która się w nim znajdowała, wylądowała na mojej szyi.
-Ale Michał…
-Już nie mogę sprawić prezentu mojej miłości?
-Możesz, ale to pewnie kosztowało kupę kasy…
-Chodźmy już, bo stolik czeka-zmienił szybko temat.
W restauracji było bardzo miło. Wyśmienite jedzenie, przyjemna atmosfera, czułe słówka i gesty, trochę wina, śmiech…
Gdy przekroczyliśmy próg mieszkania, akurat wybiła północ. Nie zapalając światła, Michał odnalazł moje usta i kolejne części naszej garderoby lądowały na podłodze, znacząc drogę do sypialni. Leżeliśmy na miękkiej pościeli, zachłannie wpijając swoje usta w wargi ukochanej osoby. Czułam dłonie Michała na moim nagim brzuchu. Zsunęły się niżej, by zdjąć koronkową bieliznę.
-Nie-zesztywniałam, gdy jego palec zahaczył o czerwoną koronkę, a pod powiekami zapiekły łzy…
__________________________________________
I znowu mam problemy z czasem -.-
Nauka do egzaminów, spotkania ze znajomymi i brak weny, zdecydowanie nie są po mojej stronie...
Możecie być na mnie źli. Zrozumiem :(

Mam nadzieję, że jednak rozdział mimo poślizgu Wam się spodoba i na długość też nie będziecie narzekać...

I takie poważne pytanie do Was. Ile rozdziałów oczekujecie na tym blogu?
Tylko to ma być realna liczba, bo kiedyś i tak na pewno się skończy :P

Dziękuję, że czytacie, komentujecie, że JESTEŚCIE <3
To dla mnie bardzo wiele znaczy...
Strasznie się cieszę, że zdecydowałam się pisać tą historię, bo dzięki niej wiem, że to co robię się komuś podoba... :]
Bez Was bym nie istniała...

Przepraszam, dziękuję i pozdrawiam,
Wasza Niezapominajka ;*