sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 64

-Co się stało?-szybko wyplątałam się z pościeli i wybiegłam na korytarz.
-Uważaj!
Zaliczyłam ślizg przez całą długość korytarza. Dobrze, że Michał mnie złapał, bo wylądowałabym na podłodze. Z kuchni wyszedł zadowolony z siebie psiak.
-Chyba pożałuję, że ci go dałem-Misiek narzekał pod nosem na stworzonko.
-Chodź do mnie Koksik.
-Kto?-chłopak uniósł pytająco brwi.
-No Koksik, Koks. Tak będzie miał na imię.
-Koks?-zapytał niedowierzając.
Po moim potwierdzeniu zaczął się strasznie śmiać. Dołączyłam do niego. Potem śmialiśmy się z tego, że taki mały pies potrafi zrobić tak dużą kałużę. W końcu się ogarnęliśmy. Zmyłam podłogę, zjedliśmy, a potem wyszliśmy z Koksem na spacer.
Po południu Michał wpadł na genialny pomysł. Mianowicie poszliśmy na łyżwy. Trochę protestowałam, bo co będzie, jak mi się ten olbrzym połamie? Obiecał, że umie jeździć, więc się zgodziłam. Bawiłam się świetnie. Miśkowi szło lepiej niż mi, przez co kilka razy śmiał się, gdy zaliczyłam glebę. Koks został u sąsiadów, a my ścigaliśmy się po lodowisku.
Gdy już myślałam, że nogi mi odpadną, postanowiliśmy wracać. Michał zabrał mnie jeszcze po drodze na gorącą czekoladę. Rozmawialiśmy o świętach i Sylwestrze. Niestety trzeba się było zbierać, bo czekała mnie jeszcze długa droga.
Siatkarz pomógł mi spakować rzeczy. Koksika posadziłam na przednim siedzeniu, pożegnałam się z chłopakiem i powoli ruszyłam w stronę domu. Było ślisko, musiałam jechać wolno i droga strasznie mi się dłużyła. Od czasu do czasu zerkałam na śpiącego w fotelu obok szczeniaczka, a na mojej twarzy od razu pojawiał się uśmiech.
Dojechałam do domu koło północy. Tata już spał, więc wzięłam rzeczy i Koksa do mojego pokoju. Zmęczona zasnęłam w ciepłej pościeli.
Po trzeciej nad ranem obudziło mnie skomlenie.
-Koks, weź się zamknij… Koks! Ja rano muszę wstać na zajęcia!
Skończyło się na tym, że musiałam wziąć psinę do łóżka, bo inaczej nie było mi dane się wyspać.
Po przebudzeniu czekała na mnie niespodzianka. Mój krzyk słyszeli chyba sąsiedzi… Mój śliczny, słodki Koksik… narobił mi pod drzwiami. Jak na niego krzyczałam, schował się pod łóżkiem. Sprzątnęłam po nim i zeszłam na dół. Tego małego drania musiałam znieść, bo jeszcze był za mały, żeby chodzić po schodach.
-Laura, skarbie, co się stało? Czemu tak krzyczałaś?-tata zasypał mnie lawiną pytań.
-Przez niego-wyciągnęłam w jego kierunku dłonie, w których trzymałam Koksika.
Przy śniadaniu wytłumaczyłam tacie, dlaczego krzyczałam i skąd mam tego łobuza. Na szczęście nie miał nic przeciwko. Oczywiście pod warunkiem, że nauczę go, żeby wołał, jak będzie musiał iść na dwór.
Kolejne dwa tygodnie dłużyły mi się niemiłosiernie. W sobotę chłopaki grali w Gdańsku, więc mecz mogłam sobie wybić z głowy. Czekałam na kolejną sobotę, bo wtedy mieli grać u siebie i to z Resovią. I to ostatni mecz przed świętami.
Byłam z Andrzejem w kinie, kilka razy wyszliśmy na spacer. Koks za każdym razem na niego warczał… Psa uczyłam wychodzenia na dwór i wykonywania prostych komend. W połowie ostatniego tygodnia przed świętami odwiedziła mnie Maja z wielkim miśkiem. Przeprosiła za swoje zachowanie, powiedziała, że rozumie swój błąd i chciała znów być moją przyjaciółką. Ulżyło mi, że się pogodziłyśmy. Może to ta magia świąt pomogła?
W domu było już posprzątane, więc z czystym sumieniem mogłam w piątek, 21 grudnia jechać do Żor. Pogoda, delikatnie mówiąc, była niesprzyjająca, ale jakoś dojechałam. Z Michałem długo się nie widziałam, więc po prostu siedzieliśmy przytuleni na kanapie i cieszyliśmy się swoją obecnością. A już jutro mecz! Widziałam, że Michał się denerwował. Może dlatego, że miał grać przeciwko najlepszemu przyjacielowi.
Nim się obejrzeliśmy, minął poranny trening, rozgrzewka i wybiła godzina 17. Obie drużyny wyszły na boisku. Ja w Michałowej koszulce i szaliku Resovii wspierałam Kubiaka, nie zapominając o przyjaciołach z drużyny przeciwnej. Jastrzębski Węgiel wygrał w trzech setach! Ostatni grali na przewagi, ale nie dali szansy drużynie z Rzeszowa i nie przedłużyli meczu. Wbiegłam na boisko i pocałowałam chłopaka. Potem przytuliłam każdego ze smutnych Resoviaków. Pocieszyłam ich, że z kimś innym zdobędą trzy punkty. Igła pytał mnie czy jutro będę w domu, ale nie chciał zdradzić, po co mu te „poufne” informacje. Porozmawiałam trochę z chłopakami, a potem życzyłam wszystkim wesołych świąt i czekałam aż Michał wróci z szatni. Musiałam się z nim pożegnać, bo ja wracałam do domu, pichcić potrawy wigilijne, a on jechał do rodziców. Złożyłam mu najszczersze życzenia, upewniłam się, że w pierwszy dzień świąt przyjedzie do mnie i ruszyłam w kierunku Łodzi.
Humor mi dopisywał, bo bardzo lubiłam święta. W radiu rozbrzmiewały świąteczne piosenki, a mnie jutro czekało gotowanie. Choinka już stała ubrana (Koks tak pomagał, że stłukł kilka bombek i ściągnął łańcuch z choinki), więc czuło się już tą niezwykłą atmosferę.
W niedzielę obudziłam się wcześnie i po szybkim śniadaniu, założyłam jakieś stare ciuchy, związałam włosy i zaczęłam urzędować w kuchni. Tata mi nie pomagał, bo jego strach dopuścić do jakichkolwiek garnków. Gotowania nie było jakoś strasznie dużo, bo to Wigilia dla dwóch osób. Od śmierci mamy zawsze tak ją spędzaliśmy, mimo że rodzina zawsze nas zapraszała.
Kończyłam smażyć rybę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Tato, otworzysz?
Nie słyszałam, z kim rozmawiał w korytarzu. Wróciłam do przerwanej czynności, podśpiewując sobie piosenkę „Dong dong”.
-Laura, do ciebie.
Odwróciłam się i zobaczyłam spory tłum…
_______________________________________
Cześć :]
Stęskniłam się za Wami, więc jestem ;)
Jak myślicie, kto przyszedł?

Piesek Koks... :D To pomysł mojej mamy :D Mały york, a taki koksu :P

Jak po świętach?
Ja zaraz jadę do cioci na kilka dni, ale jak będziecie ładnie komentować, to rozdział pojawi się w poniedziałek ;) Jak nie to po Nowym Roku...

Pozdrawiam Was serdecznie ;*

17 komentarzy:

  1. Może reprezentacja wpadła z wizytą do Laury. Pewnie pudło, ale tylko to mi do głowy przychodzi;)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Założę się, że to pewnie Igła z chłopakami ; D
    Jak zwykle genialnie i chcę kolejny !! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Siatkarscy znajomi na wigilię? :P Tylko może miejsca przy stole dla nich wszystkich zabraknąć :P
    Wesolutko się zrobiło :)
    Nadrobiłam dzisiejszy i po przedniejszy, to skomentuję również i kolacyjkę no i poranek następnego dnia :D
    Kurcze chciałabym być starsza i mieć za chłopaka siatkarza :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno siatkarze wpadli na Wigilię:D
    Koks :D dobra nazwa dla małego psa:D

    Pozdrów Mamę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeej ;D Coś czuję, że mam już swojego nowego ulubionego bohatera tego opowiadania - Koksik <3 Taki rozkoszny łobuziak ;p Widzę, że Laurze udziela się klimacik świąteczny ;D a u nas już po ;c No nic ;) Czekam na kolejny! :) Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały! Mam przeczucie że ten tłum to Resovia :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Domyślam się, że to pewnie siatkarze przyjechali do Laury:) Fajnie, ze im się układa a ten mały piesek jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Na pewno w tym tłumie znajduje się Krzysztof I. znany pod pseudonimem Igła ^^ Koks fajne imię. Pozdrawiam :D A u nas już po świętach :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny rozdział :) Coś czuję, że Resovia zawitała :D
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A może ten tłum to Resovia, a może jeszcze Misiek z kumplami :) Ciekawie imię dla pieska takie oryginalne:) Jednak okaże się później kto wpadł na pomysł wizyty u Laury. Nie zdziwię się, że będzie tam też Krzysiek I zwany "Igła" :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Koksik świetne imię :)
    Także przeczuwam że to Resovia ale zobaczymy :)
    Zapraszam do siebie http://pamietaszmnie.blog.pl/
    Pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń
  12. It is fantastic :D (szaleje z moim jakże genialnym angielskim). Świetne imię dla pieska- Koksik ^_^ Podejrzewam, że Laurę i jej tatę odwiedzą albo Resoviacy albo siatkarze z reprezentacji lub i jedni, i drudzy ;) Według mnie Laura zbyt szybko wybaczyła Maji. Ja na jej miejscu nie chciałabym już przyjaźnić się z nią po tym co zrobiła.
    Coś za dużo tego Andrzeja tutaj :/ Myślę, że on wprowadzi jakieś kłopoty na Laurę. Od samego początku mi się on nie podobał i nazywałam go (możesz się śmiać, bo to tylko moja zryta wyobraźnia) "Andrzej gwałciciel" :D
    Pozdawiam :***
    P.S.Mam nadzieję, że dzięki naszym komentarzom rozdział będzie jeszcze w tym roku :) A jeśli nie no to już dziś życzę Ci szczęśliwego nowego 2014 roku i jakiejś fajnej, udanej imprezy sylwestrowej :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham takie komentarze <3
      Bez Mai i Andrzeja Laura byłaby całkiem samotna w tej Łodzi...
      A czy przeczucie, co do Andrzeja się sprawdzi... Zobaczymy ;]
      Rozdział będzie jutro, już jest nawet napisany (co dla mnie jest dziwne, bo zazwyczaj piszę na ostatnią chwilę :P )
      A impreza sylwestrowa na pewno będzie fantastyczna w świetnym towarzystwie ^^
      Buziaki ;*

      Usuń
  13. Pewnie siatkarze zawitali - mam nadzieję że jednak dużo nagotowała...
    Co do Andrzeja to zgadzam się z Ever- od początku mi się w nim coś nie podoba- nie dziwię się ze pies się poznał.
    Jastrzębski Węgiel = Koks= swietne imię dla yorka.U mnie w domu jest taki jeden- właśnie siedzi obok i mnie pilnuje. Błędem Laury było wpuszczenie yorka do łóżka- już się go nie pozbędzie, wiem coś o tym :)
    Buziaczki i czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie :)
    http://byc-zagadka.blogspot.com/

    Pozdrawiam, deficytek :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Fajny rozdział :D
    Pies Koksik? - zawsze spoko. Twoja mama ma fajne pomysły ;)
    Szkoda, że Michał i Laura spędzą wigilie osobna.... Ale czy na pewno? Coś czuje, że Ignaczak coś wykombinował. Zastanawia mnie czy z Krzyśkiem do Laury przyszła cała Sovia czy tylko Ci bardziej lubiani z Miśkiem.
    Jestem bardzo ciekawa i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń