środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 57

Zatrzymałam się przed skromnym granitowym nagrobkiem.
-To tu-szepnęłam.
Staliśmy chwilę w milczeniu. Myślałam o tym, jak by to wszystko wyglądało, gdyby mama żyła. Gdyby nie ten cholerny wypadek. Gdyby nie konie, burza, praca taty… Gdybym nie pozwoliła jej wtedy wyjść z domu…
-Na pewno by cię polubiła…-poczułam łzy napływające do oczu i ścisnęłam mocniej jego dłoń.
-Naprawdę jesteś do niej strasznie podobna-wskazał na zdjęcie.
-Każdy tak mówi-mruknęłam-Ale nie wygląd jest najważniejszy. Obiecałam sobie, że będę taka jak moja mama. Ona jest moim autorytetem. Zawsze wszystkim pomagała, każdy ją lubił… Dużo się uśmiechała, nie narzekała, nie było dla niej rzeczy niemożliwych… Potrafiła zrobić wszystko, przynajmniej tak jako dziecko myślałam…
-Podziwiam ciebie i twojego tatę, że daliście sobie radę-Michał przytulił mnie mocno.
-Nie było łatwo…-starłam słoną ciecz z twarzy.
Opowiedziałam mu o tym, jak w wieku 16 lat przesiadywałam całymi dniami na cmentarzu. Jak przechodziłam okres buntu, gorsze dni, pokłóciłam się z tatą lub po prostu coś mi nie wyszło. Przychodziłam tutaj i całymi dniami mogłam opowiadać mamie, co się stało, płakać za nią, prosić o radę… Zazwyczaj tata przyjeżdżał wieczorem i zabierał mnie do domu. Wiedział, gdzie znikam i widział, że tylko tak mogę poradzić sobie z tym wszystkim. Pewnie ciężko było mu samemu wychować nastolatkę, ale starałam się nie sprawiać problemów. Zdarzały się chwile, że robiłam coś głupiego, nieodpowiedzialnego, ale mimo wszystko chciałam być taka jak Ona. Moja Mama.
-Myślę, że byłaby z ciebie dumna-uśmiechnął się nikle-Jesteś najwspanialszą osobą, jaką w życiu spotkałem.
Płakałam jeszcze trochę, a Michał po prostu był. Nic już nie mówił, po prostu gładził mnie po plecach. Ulżyło mi, gdy powiedziałam mu to wszystko.
-Już północ minęła-chłopak wyrwał mnie z zamyślenia.
-Tak się bałeś, a tu widzisz… Nawet o północ duchy nie przyszły-uśmiechnęłam się.
Powoli ruszyliśmy do domu. Postanowiliśmy się przejść. Wracaliśmy prawie dwie godziny, ale z nim mogłabym tak iść i na koniec świata… Padnięci, padliśmy na łóżko, nawet się nie przebierając.
-Dziękuję, że mnie tam zabrałaś i że opowiedziałaś mi wszystko-szepnął siatkarz i pocałował mnie na dobranoc.

Rano obudziliśmy się po 10. Albo raczej Michał został obudzony po tym, jak rozwalił się na całe łóżko, aż nie miałam miejsca i spadłam. Rzucił się mi na pomoc, pomógł wstać z podłogi i co chwila mnie przepraszał. Bardziej wkurzało mnie to jego ciągłe przepraszanie niż to, że zepchnął mnie z łóżka. Nawet tata przyszedł zobaczyć, co się stało. Na szczęście skończyło się na stłuczonym łokciu i obolałej kości ogonowej…
Dzień zleciał nadzwyczaj szybko. Nie zdążyłam nacieszyć się przyjmującym, a już musiał wracać do Żor… Umówiliśmy się, że zobaczymy się w niedzielę na meczu wyjazdowym, bo chłopaki mieli grać z Politechniką Warszawską. Nie mogłam się doczekać naszego kolejnego spotkania. Ale co to za spotkanie, jak będę patrzeć na niego na meczu i porozmawiam z nim chwilę po?
Spotkania z Michałem nauczyły mnie, że jak się jest w związku ze sportowcem, to każda chwila jest na wagę złota. Dzięki niemu bardziej zaczęłam doceniać drobne rzeczy…
Kolejne dni minęły mi na jeżdżeniu pomiędzy domem, uczelnią a ośrodkiem rehabilitacyjnym… Zaczęły się studia, więc miałam mniej czasu na narzekanie, że Michał jest daleko. Codziennie rozmawialiśmy wieczorami, ale to była kropla w morzu potrzeb…
Rzadziej widywałam się też z Mają, bo jej plan zajęć był ułożony tak, że gdy ja miałam wolne, ona musiała siedzieć na ćwiczeniach i na odwrót. Raz był u mnie Andrzej i oglądaliśmy film, innym razem wyszłam z dziewczynami z grupy do galerii… Cały czas w biegu i nawet się nie spostrzegłam, kiedy nadszedł sobotni wieczór. Michał był już w Warszawie. Jak dzwonił, to poprosił, żebym przyjechała wcześniej, to zobaczymy się jeszcze przed rozgrzewką. Nie musiał dwa razy powtarzać.
W niedzielę od rana biegałam podekscytowana po domu. Koszulka z numerem trzynastym leżała naszykowana na łóżku i czekała, żeby ją założyć. Wzięłam wszystkie rzeczy, poprawiłam makijaż i ruszyłam w kierunku stolicy.
Mecz miał się zacząć o 17, ale ja już godzinę wcześniej czekałam przed halą. Ledwo zobaczyłam Kubiaka, a już wisiałam mu na szyi. Chłopaki z drużyny śmiali się ze mnie. Gdy już względnie nacieszyłam się Michałem, przywitałam się z resztą. Pogadałam z nimi, pośmialiśmy się, aż w końcu Bernardi delikatnie mówiąc poprosił mnie, żebym zajęła miejsce, żeby jego drużyna mogła trenować. Nie było to zbyt miłe, ale nie dziwiło mnie to. Grzecznie zajęłam swoje miejsce i przez kolejne dwie godziny zdzierałam gardło. Niestety bezskutecznie… Jastrzębianie przegrali z Politechniką 1:3.
Gdy już część kibiców wyszła, dopchałam się wreszcie do Michała. Mocno go przytuliłam.
-Nic się nie stało, dla mnie i tak jesteś najlepszy-wychrypiałam.
Na te słowa, chłopak pocałował mnie.
-Dziękuję-uśmiechnął się.
-Ale za co?-uniosłam pytająco brew.
-Za to, że przyjechałaś i zdarłaś sobie dla mnie gardło.
Staliśmy na środku nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi. Do Jastrzębia Zdroju wracali dopiero jutro, więc po rozciąganiu pojechałam z nimi do hotelu. Żeby nie tracić czasu, zafundowałam Michałowi osobisty masaż, a potem wyszliśmy do małej kawiarni tuż przy hotelu. Nie rozmawialiśmy o meczu. To dopiero druga kolejka, więc wszystko może się zdarzyć. Następny mecz grali u siebie i to w sobotę, więc zapewniłam przyjmującego, że przyjadę.
Czas gonił nieubłaganie. Siedzieliśmy tam do 22, aż zamknęli lokal. Postaliśmy jeszcze przed hotelem, nie mogąc się rozstać. Musiałam jechać, bo od rana miałam zajęcia. Ja-studia, Michał-treningi, jednym słowem obowiązki…
W domu byłam przed pierwszą w nocy. Wystukałam sms, że dojechałam i od razu poszłam się położyć.

Kolejny nudny tydzień, jeśli nie liczyć rolek z Mają. Cieszyło mnie to, że rehabilitacja taty dawała znaczne efekty. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że wróci do pełnej sprawności. Zaczęły się pierwsze kolokwia, pierwsze projekty… Chcąc nie chcąc, coraz więcej czasu siedziałam nad książkami. Byłam zmęczona wszystkimi obowiązkami. Chyba przez te wakacje odzwyczaiłam się od tego… A może to na magisterce dają bardziej w kość? Dzięki temu, że tyle miałam do zrobienia, czas mijał mi zdecydowanie szybciej. W piątek nie mogłam niestety wyjechać do Michała, bo musiałam zawieźć tatę na zabieg, a potem wpadła do mnie Zośka po jakieś notatki, bo chciała pouczyć się przez weekend. Trochę się zasiedziała, więc napisałam Michałowi, żeby się nie martwił, bo przyjadę jutro. Wszystko miałam spakowane, więc wystarczyło wsiąść w samochód i jechać.
W sobotę rano po uprzednim pożegnaniu się z tatą, pojechałam do Żor. Michał ogromnie się ucieszył na mój widok. Moja obecność trochę go rozkojarzyła i musiałam pilnować, żeby niczego nie zapomniał.
-Tak to się nie będziemy bawić! Skup się, bo przestanę przyjeżdżać na mecze, bo boję się, że przeze mnie przegrywacie…
-Dziś wygram dla ciebie-przelotnie mnie pocałował.
-Wariat… A ja będę krzyczeć najgłośniej ze wszystkich!-krzyknęłam za nim, gdy zniknął za drzwiami szatni.
Siedziałam z dziewczynami innych siatkarzy. Do rozpoczęcia się meczu rozmawiałam z Mileną. Bardzo wychwalała chłopaków, bo wykończyli już dom. Zapraszała, żebym w wolnej chwili przyjechała i zobaczyła efekt naszej wspólnej pracy.
Gospodarze i siatkarze Lotosu skończyli się rozgrzewać. Rozpoczął się mecz. Tak jak obiecałam, skakałam, krzyczałam, śpiewałam… Byłam na pewno najgłośniejsza z dziewczyn siatkarzy. Siatkarze Lotosu wrócili do Gdańska bez punktów, bo chłopaki rozwalili ich 3:0. Cała hala szalała z radości. MVP został Russell Holmes. Wbiegłam na boisko i pogratulowałam im zwycięstwa. Siatkarze rozdali trochę autografów, rozciągnęli się. Razem z dziewczynami czekałam na nich przed halą. Wyszli w świetnych humorach.
-Co powiecie na imprezkę u mnie?-zapytał kapitan-Symboliczne piwko za wygraną? Oczywiście, jeśli tylko Milena się zgodzi…-dodał po chwili.
-Ja nie mam nic przeciwko-wzruszyła ramionami narzeczona siatkarza.
-To jak będzie?
-Wbijamy do ciebie!-odpowiedział Czarny, a reszta potwierdziła to radosnymi okrzykami i śmiechem.
__________________________________________
Przepraszam, znów zawaliłam...
Wróciłam późno, a potem zagadałam się jeszcze ze współlokatorką...

Rozdział taki nudnawy, nic się nie dzieje...
Były rozdziały, że jeden dzień trwał dwa rozdziały, a tu w jednym są aż dwa tygodnie...

Wszyscy zachwycają się, jacy oni są zakochani, szczęśliwi... Za dobrze się zrobiło... Trzeba coś zepsuć... :P
Postaram się o trochę więcej akcji, ale na razie nadal będę opisywać głównie weekendy.

Widać, że dla Laury mama była (i nadal jest) bardzo ważna.
Ja uważam, że rodzice są najważniejszymi osobami na świecie i nie wyobrażam sobie nazywania ich "stary", "stara".
Rodziców trzeba szanować. Choćby nie wiem, co się działo (czasami czegoś zabraniają, karają nas, zdarza się, że też popełniają błędy...), to i tak trzeba ich kochać, bo to ludzie, którzy dali nam życie i poświęcają czas, energię, pieniądze i nerwy na nasze wychowanie...

Chyba jestem zmęczona, skoro mnie na taką rozkminę wzięło...
A Wy, co sądzicie o rodzicach?
Zgadzacie się ze mną, czy macie inne zdanie w tej sprawie?

To idę na imprezę do Łasko... Tzn. idę spać... :D
Do czwartku ;)
Pozdrawiam ;*

Krzysia tu dawno nie było...

6 komentarzy:

  1. Żadnego psucia !!!!!!! :) jest dobrze tak jak jest.
    Musza być i takie rozdziały 'o niczym' :)
    Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. No i kolejna impreza się zapowiada;) Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wspaniały :)
    Nie psuj nic :*
    ______
    A co co Twojego pytania,to uważam tak samo jak Ty ! Rodzice są najważniejszymi osobami w naszym życiu i należy im się ogromny szacunek !
    Ja na swoich nigdy nie powiedziałam i nie powiem 'stara czy stary ' te określenia są dla mnie chore -.- . Alw juz sie nie rozwijam z tematem :).

    Buziaki :*.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej jakie psucie! Noł :D
    Rodzice i ogólnie rodzina są najważniejsi!!!!!
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To urocze, że Laura zabrała go do swojej mamy, bo w końcu to także bliska jej osoba. I masz mi tutaj nic nie psuć bo zobaczysz oberwie ci się ode mnie. Sielanka musi być bo oni są tacy słodcy <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Święte słowa o tych rodzicach :)

    OdpowiedzUsuń