piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 94

Zbyszek zamknął się u siebie, bo nie miał nastroju na nic. Nie chcieliśmy, żeby był smutny, ale wolał zostać sam (tylko Koksika przygarnął), więc uszanowaliśmy jego decyzję.
Krzysiek wymyślił, że poopowiadamy sobie straszne historie przy ognisku, bo już zrobiło się ciemno. Oczywiście on zaczynał. Nie zrobił większego wrażenia, ale za to po opowieści Piotrka nie wiedziałam, czy będę mogła spać. Kto by się spodziewał, że on potrafi tak przestraszyć człowieka…
Pogadaliśmy, trochę się zasiedzieliśmy, ale przynajmniej nikt nie myślał już o tej rudej wiedźmie. Potem każdy poszedł do siebie.
-Piotrek to ma gadane…
-Kiedyś mówił, że był w harcerstwie i pewnie stąd zna takie opowieści… A co? Boisz się?-spojrzał na mnie, uroczo unosząc jedną brew.
-Nie będę mogła spać w nocy…
-Nie musisz spać-uśmiechnął się łobuzersko-Noc jest długa i dużo ciekawych rzeczy można zrobić…
-Sugerujesz coś?
-Nie, ja stawiam cię przed faktem dokonanym-pociągnął mnie na łóżko.
-Nie za dużo sobie pozwalasz?-przejechałam palcem po jego torsie.
-Podobno dziewczyny lubią niegrzecznych chłopców-odpowiedział, co ja skwitowałam perlistym śmiechem.
-A mieć takiego na wyłączność, to dopiero wygoda-pozwoliłam, by jednym szybkim ruchem rozsunął zamek mojej sukienki.
-Mam nadzieję, że nie planujesz jutro nic męczącego, bo raczej się nie wyśpimy-poczułam jego usta na mojej szyi.
-O to się nie martw…

Obudziła nas głośna muzyka. Przeciągnęłam się i zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Było po 11, a ja czułam się tak, jakbym dopiero przed chwilą zamknęła oczy.
-Wstawać!-drzwi otworzyły się z hukiem i ujrzałam w nich Bartka.
Szybko podciągnęłam kołdrę po samą szyję.
-Yyy… Przepraszam… Ja nic nie widziałem, mnie tu nie było, nie przeszkadzajcie sobie…
Zarobił poduszką od Michała i zniknął za drzwiami.
-Co tu robi Kurek?-spojrzałam na Miśka.
-I skąd tu się wziął Bumbox, którym miał zaopiekować się Winiarski?
Ubraliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Trochę zaniemówiłam, bo tłum był trochę większy niż wieczorem. Dołączyło dwóch wcześniej wymienionych przyjmujących, a do tego Zator z Karolem Kłosem, Andrzejem Wroną i Wojtkiem Włodarczykiem.
-Przyjechaliśmy rozkręcić tą imprezę, smutasy!-Winiar podkręcił muzykę.
Paweł podszedł do nas z kolegami z drużyny.
-Nie macie mi za złe, że ich wziąłem? Siedzą i smęcą, a jak Bartek zadzwonił, to postanowiłem ich też wkręcić…
-Pewnie, że nie mamy nic przeciwko-uśmiechnęłam się-Im nas więcej, tym będzie weselej. Laura jestem-przedstawiłam się chłopakom ze Skry.
-A skąd wiedzieliście, że tu jesteśmy?-zapytał Misiek-Nie to, żebym was wyganiał…
-Głupek-szturchnęłam go.
-Piotrek was sprzedał za paczkę żelków-wyjaśnił Zatorski.
-To co dziś robimy?-Krzysiek wyłączył muzykę i zadał kluczowe pytanie.
-Już wiem, co będziemy dzisiaj robić!-zgłosił się Karol-Jak Mazury i jeziora, to… Cicho, buduję napięcie… Żagle!
Wszystkim bardzo spodobał się ten pomysł i po śniadaniu postanowiliśmy go zrealizować. Chłopaki zastanawiali się, jak nas podzielić, bo było nas piętnaścioro i musieliśmy wziąć trzy żaglówki.
-Mnie nie liczcie, ja jadę do domu-oznajmił Zbyszek, pakując swoje rzeczy do samochodu.
-Ale… Nie jedź, zostań, będzie fajnie-każdy zaczął go przekonywać.
-Nie, sorry, ale nie chcę psuć wam nastroju. Laura, trzymaj Koksa. Do zobaczenia-pożegnał się i odjechał.
-Szkoda…
Wylądowałam na łódce z Miśkiem, Piotrkiem, Zosią i Bartkiem. Wypłynęliśmy. Na szczęście nikt z naszej „załogi” nie miał choroby morskiej. Było dużo śmiechu przy sterowaniu.
-Laura, a co ty masz na szyi?-zapytał Piter.
-Nic-spłonęłam rumieńcem.
-Trochę im rano przeszkodziłem, ale jak widać, Dzikowi udało się malinkę zrobić-zaśmiał się Bartek.
-Niczego nam nie przerwałeś. Spaliśmy…
-Po 11?-przerwał mi Kuraś-To chyba była dłuuuga noc…
-Oj, już nie wnikaj… Zazdrościsz?-teraz Misiek zaczął jemu dokuczać.
Widoki były nieziemskie. Co chwila robiłam zdjęcia, bo trzeba było wszystko uwiecznić.
-Ej!-usłyszeliśmy z boku-Ścigamy się?-zapytał Włodi.
Ich ekipa liczyła cztery osoby, mianowicie Wronę, Kłosa, Zatora i Wojtka.
-Dobra, tylko dokąd?-zapytał Bartek i mocniej chwycił ster.
-Widzisz to drzewo? Załoga, która przegra, wieczorem wbiega do jeziora. Nago!!!
-Umowa stoi!
Tylko trochę przyspieszyliśmy, ale miałam nadzieję, że jakimś cudem wygramy, bo nie uśmiechało mi się bieganie nago przed bandą siatkarzy. Byliśmy już prawie na miejscu, gdy Zośka krzyknęła.
-Człowiek za burtą!
Okazało się, że nasza sierota, Piotrek wpadł do wody, a nie za bardzo umiał pływać.
-Umieram! Tonę! Ratunku!-darł się wniebogłosy, zapominając, że ma na sobie kamizelkę ratunkową.
Karol i Misiek skoczyli mu na ratunek. Wspólnymi siłami wciągnęliśmy go i już po chwili bezpiecznie leżał na pokładzie naszej żaglówki.  Powoli ruszyliśmy w kierunku brzegu, bo mieliśmy nadkomplet, bo środkowy Skrzatów też u nas został.
-Myślałem, że mnie utopisz-narzekał Kłos na Cichego-Uwiesiłeś mi się na szyi i obaj byśmy utonęli…
-Nie przesadzajcie-machnął ręką Bartek.
Chłopaki zdjęli mokre koszulki. I wszyscy zeszliśmy na suchy ląd. Wszyscy obstąpili naszego topielca, który tkwił w objęciach Zośki.
-Cichy, tylko ty mogłeś coś takiego odwalić-Winiar zrobił facepalma.
-Dajcie mu już spokój-wstawiłam się w jego obronie-Dobrze, że nic nikomu się nie stało.
-No, a wasza drużyna przegrała-zauważył Andrzej.
-Wcale nie! To się nie liczy!-zaczął kłócić się z nim Kurek.
-Liczy!
-Niee!
-Tak!
-Nie!
-Spokój-przerwała im Iwona-Nikt nie przewidział, że dojdzie do jakiegoś wypadku, więc…
-Zakład to zakład-przerwał jej małżonek-Przegrana drużyna dziś wieczorem biegnie do jeziora, a Karol z nimi.
-Czemu?-oburzył się Kłos.
-Dopłynąłeś z ostatnią grupą, więc tak jakby zmieniłeś drużynę…
Zaczęli się kłócić, więc ja z dziewczynami udałyśmy się przygotować coś do jedzenia. W końcu męska część też do nas dołączyła.
-I jaki werdykt?-zapytała Kinga.
-Przegrana drużyna i Karol wieczorem wykonują zadanie-oznajmił beznamiętnym tonem Włodi.
-Ale…-zaczęła Zosia.
-Dziewczyny też to obowiązuje-wyszczerzył się Grzesiek, za co dostał od Kini.
Popołudnie minęło nam zdecydowanie za szybko. Zbliżała się nieunikniona kara. Misiek i Piotrek kłócili się z chłopakami, bo kto to widział, żeby ich dziewczyny biegły nago przed ich kolegami. Miałam nadzieję, że uda im się coś wynegocjować.
-I co, Misiu?-spojrzałam z nadzieją na narzeczonego.
-Jak znajdziemy frajera, który zrobi to za ciebie, to nie ma problemu. Będziecie mogli się zamienić, a ty dostaniesz inną karę.
-Inną?
-Bez rozbierania, ale nie znam szczegółów. To kogo werbujemy?
-Bartka-odpowiedziałam pewnie.
-Siuraka? On na pewno się nie zgodzi…
-Zobaczymy-uśmiechnęłam się i ruszyłam w kierunku przyjmującego.
Pomrugałam chwilę, pouśmiechałam się i obiecałam piec mu wybrane przez niego ciasta przez rok i udało się. Przybiłam piątkę z narzeczonym i podeszłam do Zośki, żeby dowiedzieć się, jak jej idzie.
-Szczęściara. Mi się chyba nie upiecze…-podsumowała.
-A próbowałaś namówić Krzyśka?
-Co ty! Iwona by mnie udusiła…
-Zrozumie-uśmiechnęłam się-Igła! Chodź tu do nas na chwilkę!-zawołałam libero.
Najpierw nas wyśmiał, ale nasze błagalne spojrzenia chyba zrobiły wrażenie i zmiękł. Zgodził się. Zosia wyściskała najpierw jego, a potem mnie.
-Jesteśmy wolne-zaczęła tańczyć taniec radości.
Nadejście wieczoru nie było już tak straszne. Przesunęli wykonanie zadania na północ. Nie wiem, czy liczyli, że ktoś do tego czasu zaśnie, czy po co to było, ale gdy wybiła ustalona pora my siedzieliśmy na leżakach i patrzyliśmy, jak chłopaki zrzucają ciuchy.
- Tego jeszcze nie było-śmiała się Iwona.
-Wierzę, że to zrobią, ale nie mogę patrzeć. Chyba kolacja mi wraca!-oznajmił Zatorski.
W blasku księżyca widać było nieopalone tyłki chłopków wbiegających do chłodnej wody, a my tarzaliśmy się ze śmiechu. Trochę ochłonęłam i pobiegłam do ukochanego z ręcznikiem, żeby mógł wyjść z wody i od razu się zakryć.
-Po takich widokach, chyba będę miał koszmary-jęknął Włodarczyk.
-To był twój pomysł-wytknął mu Winiar.
-Wiem… Już więcej nie popełnię takiego błędu…
Śmiejąc się, każdy poszedł do siebie. Domek po Zbyszku zajęli Bartek i Winiarski, a Zator, Włodi, Kłos i Wrona rozbili sobie dwa namioty. Ze wszystkich stron zaczęło dobiegać „Dobranoc” wykrzykiwane przez każdego z osobna i nastała cisza.
-Mój ty bohaterze-uśmiechnęłam się do Michała-Uratowałeś Piotrkowi życie!
-Nie przesadzałbym, przecież nic mu nie groziło…
-Człowiek cię chwali, chce wynagrodzić, a ty narzekasz…
-Już nie narzekam, kotku-odnalazł moje usta.
____________________________________________
Przepraszam, że znowu późno...
Kolejny pojawi się prawdopodobnie w niedzielę koło 15, bo potem lecę na autobus do Krakowa, a wieczorem nie będę miała siły, by coś wymyślać...

Siatkarze i ich nie do końca normalne pomysły :D
Trochę bohaterów dorzuciłam, co by Wam się nie nudziło ;]
Mamy tu fanów tych Skrzatów?

Rozdział byłby wcześniej, ale zafascynowały mnie ostatnie komentarze pewnego fana Fabiana. Gościu od tekstów typu "Słitek, wdzięk, uroda, gracja, itp, itd." Może kojarzycie?
Leżę i nie wstaję czytając jego teksty xD

Oglądaliście dziś JSW?
Ja wtedy "pisałam" rozdział :P Czyli parzyłam, na czyją stronę przechyla się szala zwycięstwa ^^
I jest 3:1 <3

Dziękuję za liczne komentarze :]
Do następnego ;)
Buziaki ;*

Ps. Łapcie Karola w takiej "plażowej" wersji ^^

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 93

-Ani mi się waż go dotknąć, bo nie ręczę za siebie-warknęłam.
-Ktoś go przecież musi posmarować-położyła dłonie na jego umięśnionych plecach.
-Weź te łapy!-odciągnęłam ją.
Widziałam, że wszyscy idą w naszą stronę, Michał stał jak wryty, a ta siksa tylko głupio się uśmiechała.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi, ja tylko chciałam pomóc-wzruszyła ramionami.
-Bo ci uwierzę-sarknęłam-Zbyszka posmarowałaś, co za Michała się bierzesz?
-Nic nie stoi na przeszkodzie, żebym nim też się zajęła…-zaczęła-Chyba, że myślisz, że możesz mi czegokolwiek zabronić?-zaśmiała się-Zapytaj go, czy mu się podobało. Wiem, jak sprawić, żeby facet był zadowolony… Ale nawet nie licz, że dostaniesz jakąś radę.
Nawet nie wiem kiedy ją uderzyłam. W ułamku sekundy zaczęłyśmy się szarpać. Targałam ją za te rude kudły, a ona rozwaliła mi wargę.
-Dziewczyny! Co się tu dzieje?!-usłyszałam krzyk Zbyszka.
Poczułam czyjeś ręce na swojej talii i ktoś odciągnął mnie do tyłu. Czyjeś ramiona mocno mnie oplotły i udaremniły próbę wybicia zębów tej zdzirze.
-Co to ma być?-warknął Igła, mocno trzymając tą wywłokę.
-Ta wariatka się na mnie rzuciła!-zaczęła się bronić-I złamała mi paznokieć!
Z satysfakcją zauważyłam, że jutro będzie miała niezłą śliwkę pod okiem.
-Laura, co ty odwalasz?-zapytał Zibi.
-Ja?! Zapytaj tej siksy!-odtrąciłam trzymającego mnie Grzegorza i pobiegłam do domku.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i osunęłam się po nich, płacząc. Nawet krew sącząca się z mojej wargi nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Dałam upust swoim emocjom. Nie zwracałam uwagi na dobijanie się do drzwi i wołanie.
-Laura! Otwieraj, bo wyważę te drzwi!-krzyczał Ignaczak.
-Laura, proszę, porozmawiajmy…-prośby Michała wywoływały kolejne potoki łez.
-Zostaw mnie! Teraz ci się zachciało rozmawiać? Trochę za późno…-zaczęłam szlochać
-Otwórz, albo mnie chociaż wpuść-prosiła Zosia.
Nie rozumiałam, jak on mógł na to pozwolić. Nie było mnie tylko chwilę… Nawet nic nie powiedział, jak mu cyckami przed oczami machała…
Nie wiem, ile tak siedziałam, ale te łzy okropnie mnie wymęczyły. Zasnęłam na podłodze pod drzwiami…

Otworzyłam oczy, gdy poczułam czyjeś ręce. Podniosłam głowę i spojrzałam w brązowe tęczówki Kosy. Położył mnie na łóżku.
-Jak tu wszedłeś? Zamknęłam drzwi…-zdziwiłam się.
-Okno było uchylone-uśmiechnął się-Nieźle spuchła ci ta warga. Trzeba przyłożyć coś zimnego.
Po chwili przyniósł z lodówki puszkę schłodzonej coli. Zawinął ją w ściereczkę i przyłożył do moich ust. Poczułam ulgę, przez co dopiero teraz zauważyłam, że cały czas towarzyszył mi ból. A to wszystko przez Michała i tą małpę…
-Ej, nie płacz!-Grzesiek zareagował od razu, gdy zaszkliły mi się oczy.
-Ale Michał… Ta ruda ździra…-nie mogłam się wysłowić.
-Ciii-przytulił mnie.
Siedzieliśmy tak kilka minut, aż chłopak przerwał ciszę, prosząc, abym opowiedziała, co się stało. Powiedziałam mu wszystko, a on tylko pokiwał głową.
-Jak byliśmy w Spale, to przyjechała raz między treningami. Wpadłem na nią na korytarzu i obiecałem zaprowadzić do Zbyszka. Jechaliśmy windą i…-widziałam, że się zmieszał-Rzuciła się na mnie. Nie jestem przyzwyczajony, żeby odmawiać kobietom pocałunków-mrugnął do mnie-Ale odepchnąłem ją, bo wtedy byłem jeszcze z Kinią…-wyraźnie posmutniał.
-Powiedziałeś o tym Zibiemu?-zapytała, gdy wreszcie otrząsnęłam się z szoku.
-Nie, co ty… Jesteśmy kumplami, chodził taki szczęśliwy… Naprawdę go wzięło, a ja nie chciałem mu tego zniszczyć. Gdybym mu powiedział, może by z nią zerwał i ty nie miałabyś teraz problemów.
-Co się działo po tym jak…
-Jak nas opuściłaś i zamknęłaś się tutaj?-przytaknęłam-Ada powiedziała, że smarowała Michałowi plecy, a ty jesteś zazdrosną furiatką i się na nią rzuciłaś…
-A Michał?-przełknęłam głośno ślinę.
-On… Poszedł się przejść i Piotrek z Krzyśkiem musieli go szukać. Podobno jest załamany, bo cię zranił i boi się, że mu nie wybaczysz…-przerwał na chwilę-Zibi nie wie, czemu tak zareagowałaś. Adzie nikt nie wierzy, bo wszyscy cię znamy, ale ona nadal tu jest. Powinnaś wyjść i porozmawiać z nimi.
-Już późno… Jutro to załatwię-spojrzałam przepraszająco na środkowego.
-To teraz coś zjemy, bo pewnie niewiele dziś jadłaś…
Wyszedł na kilka minut i wrócił z kanapkami, które zniknęły w mgnieniu oka.
-To ja nie przeszkadzam, wyśpij się-uśmiechnął się i ruszył do drzwi.
-Możesz tu ze mną zostać? Jeszcze nie rozmawialiśmy o tobie i Kindze…
Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, ale usiadł z powrotem obok mnie. Przez pół nocy gadaliśmy o nich. Kazałam mu walczyć o ten związek, bo są dla siebie stworzeni.
-Ty z Michałem też, więc nie spiernicz tego-pogroził mi palcem.
-Nie mam takiego zamiaru. Kocham go-uśmiechnęłam się.

Rano obudził mnie Grzesiek. Okazało się, że zasnęliśmy na siedząco, opierając się o siebie głowami.
-Kark mi zesztywniał-jęknął.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Od czego jest przyjaciółka-fizjoterapeutka? Potem wyszliśmy do reszty. Bałam się tego starcia. Wszyscy siedzieli w kółku i rozmawiali. Na nasz widok zapanowała cisza. Uśmiechnęłam się, widząc, że Ada siedzi w przeciwsłonecznych okularach.
-Laura chciała z wami porozmawiać-Grzesiek popchnął mnie w ich kierunku-Mógłbym cię prosić na chwilę?-zwrócił się do Kingi.
Odeszli razem w stronę drzew, a reszta wpatrywała się we mnie.
-To wyjaśnisz mi wreszcie, czemu rzuciłaś się na Adę?-zapytał Bartman.
Opowiedziałam, co widziałam i co mówiła ta zołza. Chciała mi przerwać, ale Iwona ją uciszyła.
-Michał, czy to prawda?-zapytał Krzysiek.
-Tak, Ada zachowywała się bardzo… jednoznacznie-spuścił wzrok.
-Dziku! To moja dziewczyna! Myślałem, że jesteś moim przyjacielem!-podniósł głos Zibi.
-Złą osobę oskarżasz-wtrąciłam się-Zapytaj swojej dziewczyny-powiedziałam z naciskiem na ostatnie dwa słowa.
-O czym ona mówi?-Zbyszek był zdezorientowany.
-Mówiłam, że jest wariatką…
-Laura nie jest wariatką!-Piotrek stanął w mojej obronie-Widziałem, jak kleiłaś się do Winiara…
-A co było z Grześkiem? Na niego też się rzuciłaś!-chciałam, żeby Zbyszek przejrzał na oczy.
-Ty dziwko! Jak śmiesz?! A ty z Kosokiem co robiłaś przez całą noc?
-Ada! Czy to prawda?!-Zbyszek złapał ją za nadgarstek.
-Nie…-odwróciła wzrok-Oni cię okłamują! Nie lubią mnie i chcą zniszczyć nasz związek…
Zapadła długa cisza.
-Nie. Nie zniszczą naszego związku-oznajmił Bartman-Bo on już nie istnieje…
-Nie możesz!-krzyknęła Ada, ale gdy nie zareagował, kontynuowała-Myślisz, że jesteś taki super? Nie możesz się równać z Winiarskim! Zbigniew Bartman, wielka gwiazda. Albo raczej dupek z przerośniętym ego!
-Spałaś z Winiarem?
-Może tak, a może nie… Mało to facetów w reprezentacji?
Każdy był oburzony jej zachowaniem. Krzysiek z Iwoną odwieźli ją na najbliższy przystanek. Nikt nie chciał już jej widzieć na oczy. Nastroje były beznadziejne. Atakujący wyglądał, jakby ktoś umarł. W końcu wrócili Grzesiek z Kingą. Uśmiechnięci trzymali się za ręce.
-Dzięki-Grzesiek puścił mi oczko-A co z Michałem?
-Jeszcze nie rozmawialiśmy…
-To na co czekasz?
Zignorowałam go. Kubiak mógł nie lecieć na jej sylikony i sztuczne rzęsy. Oświadcza się, a potem przy pierwszej lepszej okazji ślini się na widok jakiejś ladacznicy…
-Laura…-obiekt moich rozmyślań położył mi dłoń na ramieniu-Możemy…
-Michał, proszę, powiedz mi, co ona ma, czego ja nie mam?
-Ty jesteś idealna. Ona do pięt ci nie dorasta-odgarnął mi włosy.
-Tak? To czemu oczy ci wyłaziły, gdy trzepotała rzęsami i nie tylko? Prężyła się przed tobą, a ty zapomniałeś o całym świecie!
-To nie tak! Po prostu mnie zaskoczyła…
-Nie musisz nic więcej mówić-odwróciłam się i chciałam odejść.
-Kocham cię-złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę-Jedyną kobietą, która się dla mnie liczy, jesteś ty!
-Też cię kocham, ale nie powinieneś oglądać się za…
-Laura!-ujął moją dłoń i położył ją sobie na sercu-Czujesz? Ono bije dla ciebie. Dla ciebie żyję, a oprócz ciebie nic się dla mnie nie liczy… Chciałem ci wczoraj powiedzieć… Jest wolna sala na 2 sierpnia przyszłego roku. Weźmiemy ślub, zamieszkamy razem, będziemy mieć trójkę dzieci. Ta ruda wywłoka, ani żadna inna się nie liczy. Kocham cię, Laura!
Nic nie odpowiedziałam, tylko rzuciłam mu się na szyję i odnalazłam jego usta, a za nami usłyszałam zadowolone okrzyki przyjaciół.
-Tylko nie rób tak więcej-oderwałam się od jego zachłannych warg.
___________________________________________
Może nie przed ciszą nocną, ale jest ;]

Rudej się trochę oberwało :D
Grzesiek pogodził się z Kingą, a Misiek ustalił datę ślubu ;]
Więc dosyć pozytywny ten rozdział ^^
Mam nadzieję, że taki obrót sprawy Wam się podoba...

Dziękuję, że jesteście <3 To bardzo wiele dla mnie znaczy :)

Oglądaliście mecz Skry?
Walczyli do samego końca :] Tylko szkoda, że się nie udało :(
Trzymamy kciuki na rewanżu ^^

No to do piątku :]
Całuję,
Wasza Niezapominajka ;*


Ps. Łapcie Grzesia Kosoka <3

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 92

W końcu Michał wstał i po rozmowie z Ignaczakiem szeroko się do mnie uśmiechnął.
-Pakuj się!
-Ale może byś mi chociaż powiedział, o co chodzi?
-Jedziemy na wakacje, ale wytłumaczę ci wszystko w aucie, bo obiecałem Krzyśkowi, że jutro będziemy, a pewnie będziesz chciała jechać jeszcze do domu po parę rzeczy…
-Nie rozpędzaj się tak… A dokąd dokładnie jedziemy? Kto tam będzie? Na jak długo?
-Malownicza miejscowość na Mazurach, w zacisznym miejscu nad jeziorem. Igła zarezerwował domki. Będzie on z Iwoną, Zibi i Ada, Piotrek i Zośka, prawdopodobnie udało się wkręcić Kingę i Grześka i zmusimy ich, żeby się pogodzili… Nie wiem, czy ktoś jeszcze będzie. I jedziemy tam na tak długo, jak chcemy, pod warunkiem, że piątego będziemy z samego rana na treningu… Więc tak z tydzień-uśmiechnął się.
Igła i te jego genialne pomysły… Od razu poszliśmy się pakować, a po południu u mnie w domu przepakowywałam walizkę. Przecież do rodziców Michała nie pakowałam balsamu do opalania, czy kostiumu kąpielowego. Narzeczony pozwolił mi wziąć Koksa na wakacje, bo głupio mi było, żeby mój pies zostawał sam z tatą.
Igła dzwonił jeszcze z pięć razy upewniając się, czy przyjedziemy i przypominając, co powinniśmy mieć. W końcu powiedziałam mu, że jak jeszcze raz zadzwoni, to nie przyjadę. Godzinę później zadzwoniła Iwona.
-No cześć, Laura. Czyli dołączycie do nas jutro?
-Oczywiście, bagaże spakowane, rano tylko wsiadamy do samochodu i jedziemy.
-To świetnie…
-Zapytaj, czy Michał spakował…-usłyszałam w słuchawce głos jej męża.
-Igła!-obie krzyknęłyśmy na libero.
-Przepraszam za niego, zaraz z nim zwariuję-jęknęła do słuchawki.
-To wy też się pakujecie?-zapytałam z ciekawości.
-My już na Mazurach-zaśmiała się żona siatkarza-Krzysiek musiał sprawdzić, czy to miejsce jest „godne przebywania takich osobistości”, więc dziś przyjechaliśmy. Wszystko jest zgodnie z ofertą, więc powinnaś być zadowolona.
-Krzysiek nie mógł wytrzymać w domu i znalazł wymówkę na wyjazd? A właśnie, co zrobiliście z dzieciakami?
-Pojechały na kolonie nad morze. Jak dzieci nie ma, to rodzice też mają prawo poszaleć…
-Dokładnie-teraz to ja się zaśmiałam.
-Ja już ci nie przeszkadzam. Sprawdź po raz enty, czy masz wszystko i wyśpij się, bo od jutra zaczynamy wakacje!
-Do zobaczenia-pożegnałam się i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

Rano wcześnie wstaliśmy, zrobiłam nam kanapki na drogę i dla Michała termos kawy (mi wystarczy sok) i mogliśmy ruszać. O tatę się nie martwiłam, bo przynajmniej zapasy babci Krystyny się nie zmarnują, a ja nie musiałam specjalnie gotować. W dobrych humorach jechaliśmy do wyznaczonego miejsca. Niestety postoje trzeba było robić dosyć często, bo Koksik nie bardzo miał dziś chęć na podróże. Koło południa zaczęłam się już strasznie niecierpliwić.
-Kiedy dojedziemy? Daleko jeszcze?-zapytałam.
-GPS pokazuje 7 kilometrów, więc zaraz powinniśmy być.
-Jesteś pewien, że wiesz, gdzie jedziesz?-podniosłam pytająco brew-Wywiozłeś nas do jakiegoś lasu, a jeziora nie widać…
-Hołowczyc nas zaprowadzi, w końcu po to go mamy-powiedział pewny siebie.
Po kolejnej godzinie dojechaliśmy do końca drogi. GPS oznajmił, że jesteśmy „u celu”.  Wyszliśmy z samochodu i doszliśmy na brzeg jeziora.
-A nie mówiłem, że dojedziemy-powiedział dumny Michał.
-No tak, gdzieś dojechaliśmy, ale powiedz mi kochanie, czy widzisz tu gdzieś Ignaczaków?
-No…-rozejrzał się, ale wszędzie pustki.
-A jakieś domki? Cokolwiek oprócz drzew i wody?
-Zobacz-wskazał palcem-Wiewiórka!
Koks pobiegł za rudym zwierzątkiem, a ja wybrałam numer do Krzyśka.
-Halo? Krzysiu? Chyba się zgubiliśmy…
-Jak to? Gdzie jesteście?
-Jakbym wiedziała, to bym nie dzwoniła-warknęłam-Michał nas gdzieś wywiózł…
-Nie Michał, nie Michał, a Hołowczyc-przerwał mi narzeczony.
-Nieważne! Zgubiliśmy się w jakiejś dziczy!
-Spokojnie-odezwał się Krzysiek-Co wpisaliście w GPS-ie? Macie dokładne współrzędne, czy coś?
Podałam mu nasze położenie. Powiedział, że zaraz oddzwoni. Nie minęło pięć minut i znów słyszałam jego głos.
-Chyba wiem, gdzie jesteście. Dokładnie po drugiej stronie jeziora. Przynajmniej tak mi się wydaje. Cofnijcie się trochę i tam powinna być droga, którą dojedziecie do nas. My będziemy na was czekać.
Wypełniliśmy polecenie Ignaczaka i jakieś pół godziny później zobaczyłam wysokie postacie. Wysiedliśmy i rzuciłam się Igle na szyję. Po kilku minutach wszyscy byliśmy na miejscu. Kilka domków, brak turystów, tylko kilku siatkarzy z partnerkami. Przywitaliśmy się ze wszystkimi.
-Są nasze zguby-uśmiechnęła się Iwona, ściskając nas na powitanie.
-Tylko my się zgubiliśmy?-zdziwił się Michał.
-Jak na razie tylko wy, ale brakuje jeszcze Ady i Zibiego…
Iwona zaprowadziła nas do jednego z domków.
-Rozgośćcie się. Mamy na tyle luksusowe warunki, że każda para ma własny domek.
-Przecież to musiało kosztować kupę kasy…-zaczęłam, ale Michał mi przerwał.
-Ty się nie martw finansami. Są wakacje-pocałował mnie.
-A co z Kingą i Grześkiem?
-Nie ma wolnych domków, więc muszą męczyć się razem-uśmiechnęła się szeroko-To oczywiście pomysł Krzyśka… Dobra, rozpakujcie się i chodźcie, bo Piotrek rozpala ognisko.
Nasz „władca ognia” nawet dał radę, mogliśmy spokojnie usiąść wkoło i piec kiełbaski. Kosok nawet ziemniaki zorganizował, więc ognisko wyszło nam ekstra. Kończyliśmy już, gdy zjawił się Bartman z dziewczyną.
-Zostało coś dla nas?-zapytał z wielkim uśmiechem, zamiast przywitania.
-Coś się jeszcze znajdzie-Igła zajął się nowoprzybyłymi.
Nie mogłam patrzeć na tą całą Adriannę. Kto normalny jeździ w szpilkach i obcisłej kiecce nad jezioro? Odmówiła zjedzenia kiełbaski, bo to zbyt tłuste i prymitywne, by jeść jedzenie pieczone nad ogniskiem. Grzesiek z Piotrkiem patrzyli na nią jak na kosmitkę, a ja z Zośką wymieniłyśmy zdumione spojrzenia.
-Co to za szczur?!-wydarł się nagle rudzielec.
-Nie szczur, tylko piesek-Bartman wziął Koksika na ręce.
-Piesek? Odstaw to! Psy są obrzydliwe! Ślinią się i przenoszą różne choroby…
Teraz każdy przyglądał jej się, jak nienormalnej. Zbyszek ze smutną miną odstawił yorka i podszedł do niej.
-Kochanie, co cię ugryzło? Chodź, może odpoczniemy po podróży?-chciał ją przytulić, ale się odsunęła.
-Najpierw umyj ręce po tym zwierzęciu-oznajmiła i ruszyła do domku, a Zbyszek za nią.
-Czy ja dobrze widziałem?-zapytał Misiek chwilę później.
-Albo coś było w tych kiełbaskach i mamy omamy grupowe-Piotrek i jego pomysły…-Albo Ada nie lubi psów, a Zbyszek stał się pantoflarzem…
-Iwona! Gdzieś ty kupiła te kiełbaski? Były nieświeże-zaśmiał się Igła, a z nim cała reszta.
Chłopaki rozdali każdemu po jakimś piwie i dopiero potem zaczęła się zabawa. Śpiewaliśmy tak głośno, że chyba wszystkie zwierzęta z okolicy wypłoszyliśmy… To było lepsze niż karaoke, ale przerażała mnie jedna rzecz, a mianowicie to, że Igła wszystko nagrywał…
Rozeszliśmy się grubo po północy.

Kolejny dzień mieliśmy poświęcić na leżing, plażing, smażing, czyli opalanko. Siatkarze od razu pobiegli do wody się wygłupiać, a ja z dziewczynami rozłożyłyśmy się na ręcznikach. Nawet Koks biegał przy brzegu cały mokry.
-Michał! Chodź, to cię posmaruję, bo się spalisz-wołałam narzeczonego.
-Potem-machnął ręką-Wiem, co robię.
Oni odbijali piłkę, słoneczko pięknie świeciło…
-Może zobaczymy, czy woda jest ciepła?-zapytała z uśmiechem Zośka.
Po chwili grałyśmy z chłopakami. Jak zabawa piłką nam się znudziła, zaczęliśmy się chlapać. Każdy wie, że najlepiej człowiek opala się w ruchu, a w wodzie szczególnie.
Padnięci zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek. Z dziewczynami wróciłyśmy na ręczniki, a nasi mężczyźni wbiegli do wody.
-Wiecie, że nie powinniście się kąpać po jedzeniu?-zapytała Kinga.
-Przecież odczekaliśmy chwilę-machnął ręką Zbyszek.
Zabawa trwała w najlepsze, opalenizna ładnie złapała już moje ciało.
-Misiek! Chodź, bo jeszcze cię nie posmarowałam.
-Mamy czas, cały czas w wodzie jestem, więc mnie nie spali.
-Żebyś się nie zdziwił…
Postanowiłam przynieść sobie słuchawki, bo czytanie książki już mi się trochę znudziło. Dosłownie pięć minut później wracałam do reszty i stanęłam jak wryta. Zagotowało się we mnie. Ta ruda dziwka w różowym bikini z rozmarzonym wzrokiem błądziła dłońmi po torsie mojego narzeczonego, trzepocząc przy tym rzęsami.
-Teraz posmaruję ci plecy-podniosła się, prawie przejeżdżając Michałowi biustem po twarzy, a on nie zareagował.
Nie wytrzymałam…
__________________________________________
Przepraszam, że o tej porze :/
Jak wczoraj dodałam o normalnej godzinie, to dziś znów północ mnie zastała -.-

No... Krzysiu wymyślił wspólne wakacje ;] Ale jak na razie z raczej marnym skutkiem :P
Rude jest wredne podobno... (nie to, żebym miała coś do rudych osób, ale tak się mówi :P )
I teraz pytanie, czy między dziewczynami panów ze zdjęcia niżej dojdzie do wojny?

Raz narzekałam, że komentarzy mało, no i proszę ;] Od razu jest ich więcej ^^
Dziękuję :*

Podobno Michałowi urodziła się córeczka :]
I to w jego urodziny <3
Jeśli to prawda i Mielewski na twitterze nie kłamał, to gratulacje dla szczęśliwego tatusia ^^

Nie męczę Was już...
Do następnego ;*

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 91

Następnego dnia wróciliśmy do Polski. Wszyscy pojechaliśmy do Spały, bo zostały tam nasze rzeczy. Memoriał i Mistrzostwa Europy dopiero we wrześniu, a treningi miały zostać wznowione w sierpniu. Dostaliśmy trzy tygodnie wolnego. Andrea długo rozmawiał z chłopakami o porażce w Bułgarii i ogólnie kiepskiej formie na tej Lidze.
Większość osób postanowiła zostać w Spale do jutra, żeby odpocząć po locie, a nie wracać po nocy do domu. Ja z Miśkiem też tak zrobiliśmy. Nastroje były beznadziejne, nawet ciężko było podtrzymywać rozmowę, a o śmiechu nie było mowy. W dosyć ponurych nastrojach rozjechaliśmy się do domów.
Tata ogromnie ucieszył się na nasz widok. Już nie wspomnę o Koksiku, chyba mu mnie brakowało, bo cały czas właził mi pod nogi i prosił, żebym go wzięła na ręce. Michał przyjechał ze mną, bo umówiliśmy się, że posiedzi u mnie trochę, a potem razem odwiedzimy jego rodziców.
Znów zwykłe obowiązki domowe, pranie sprzątanie, gotowanie. Michał często pomagał tacie w ogrodzie. Chodziliśmy na spacery z psem, wybraliśmy się nawet do kina i restauracji. Zośki nie było w Łodzi, bo pojechała na kilka dni do Piotrka, a Kinga dalej nie dogadała się z Grzesiem. Nie wiedziałam, jak przemówić tej dwójce do rozsądku… Ciągnęło ich do siebie strasznie, ale oboje byli okropnie uparci.
U mnie spędziliśmy cztery dni i w piątek pojechaliśmy do Żor. Mój narzeczony stwierdził, że dawno go tam nie było i musi sprawdzić, czy jego mieszkanie jeszcze stoi. Przy okazji spotkaliśmy się z Michałem i Mileną Łasko. My dwie plotkowałyśmy, a chłopaki rozmawiali przy piwku o siatkówce i naszych szansach na Mistrzostwach Europy.
-To kiedy ślub?-zapytała Milena, wskazują na mój pierścionek.
-Jeszcze o tym nie myśleliśmy…
-To pomyślcie, bo ciężko o wolne sale, a chyba nie chcecie czekać nie wiadomo jak długo. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy w planowaniu, to chętnie pomogę. Teraz sama wiem, jak ważny jest to dzień dla kobiety…
-Przepraszam, że nie mogliśmy być na waszym ślubie, ale Anastasi nie dał Michałowi wolnego i…
-Nie musisz mi się tłumaczyć, przecież rozumiem, jak to bywa z siatkarzami-uśmiechnęła się.
Trochę się u nich zasiedzieliśmy, ale cieszyłam się, że w końcu się spotkaliśmy.
Do rodziców Michała pojechaliśmy następnego dnia. Pani Basia mocno nas wyściskała, podobnie pan Jarek.
-Ja od początku wiedziałem, że będziesz moją synową-uśmiechnął się-I jak na razie wszystko zmierza w dobrym kierunku.
-Szkoda, że Błażejek nie ma tyle szczęścia…-wtrąciła się mama siatkarza.
-Co się stało?-zapytałam w tym samym momencie co Michał.
-To wy nie wiecie? Zerwał zaręczyny, bo ta pożal się Boże, Sara zdradzała go na lewo i prawo.
-Nie wierzę! Sara? Nie lubiłem jej, ale nie podejrzewałbym, że mogłaby go zdradzić-zdziwił się Michał.
-Przyjaciel Błażeja zrobił jej zdjęcie w jakimś klubie w dosyć jednoznacznej sytuacji-wzruszył ramionami starszy Kubiak-Ona jak zobaczyła te zdjęcia, najpierw wpadła w szał, że Błażej jej nie ufa i ją szpieguje, a potem zaczęła tłumaczyć, że to nie tak, jak myśli…
-Jak można mieć czelność tak kłamać w żywe oczy?-widziałam, że pani Basia jest poruszona.
Przeszliśmy do salonu i rozmawialiśmy na przyjemniejsze tematy, potem zaproponowałam swoją pomoc w przygotowaniu obiadu.
-Nie trzeba, skarbie, ja sobie poradzę…
-Ale ja naprawdę chcę pani pomóc.
-Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Wolałabym, żebyś nie zwracała się do mnie „pani”, bo niedługo będziemy rodziną.
I wyszło na to, że po raz pierwszy od 13 lat powiedziałam do kogoś „mamo”, pomijając chwile spędzone na cmentarzu i płacz nad grobem ukochanej rodzicielki. Na początku trochę głupio się czułam, mówiąc tak do mamy Michała, ale potem coraz łatwiej mi to przychodziło. Przygotowałyśmy znakomity gulasz.
-Basiu! Pyszny obiad, chyba gulasz jeszcze nigdy nie wyszedł ci tak wyśmienicie-zachwalał żonę pan Jarek.
-To zasługa Laury-puściła mi oczko-Połączyłyśmy nasze przepisy. Michał nam z głodu nie zginie…
-Nigdy w to nie wątpiłem. Pamiętasz tą szarlotkę, co przywiozła, gdy przyjechała do nas pierwszy raz? Wiem, że ty nie próbowałaś, bo nie lubisz, ale była znakomita. Nawet moja mama nie robi lepszej.
-Teraz przywiozłam sernik, to po obiedzie pokroję…
Cieszyłam się, że moi przyszli teściowie tak mnie lubią i doceniają. Michał siedział obok mnie i co chwila się do mnie uśmiechał. W miłej atmosferze spędziliśmy popołudnie. Wieczorem rozdzwonił się telefon pani Basi.
-A to niespodzianka. Babcia Krysia, jak dowiedziała się, że jesteście, to postanowiła przyjechać-oznajmiła nam, gdy tylko zakończyła połączenie-Jutro rano mam wsiąść w autobus i przyjechać.
-To my pojedziemy po nią na przystanek-zaoferował Michał.
-Z wielką chęcią-dodałam.
Wieczorem obejrzeliśmy jakiś film, a potem każdy poszedł się położyć. Ja z Michałem nie mogliśmy się jeszcze nagadać.
-To jutro przyjedzie babcia-westchnęłam.
-Przecież nie mogła przepuścić takiej okazji. Już  od jakiegoś czasu wypomina mi, że cię do niej nie zabrałem…
-Jeszcze będzie okazja-mrugnęłam.
-Czyżbyś planowała zostać ze mną na jakiś dłuższy czas?-Michał przyciągnął mnie do siebie.
-Gdyby było inaczej w strategicznym momencie nie powiedziałabym „tak”.
-Moja kochana narzeczona-wpił się w moje usta-Tylko będziesz to musiała powtórzyć przed ołtarzem.
-Jeszcze to przemyślę.
-Wypadałoby przemyśleć, kiedy weźmiemy ślub. Może w przyszłym roku? Po Lidze Światowej?
-Tak szybko?-trochę mnie to zdziwiło.
-A na co mamy czekać? Kocham cię nad życie…
-Z wzajemnością-wtuliłam się w niego.
-Więc trzeba tylko załatwić salę, orkiestrę, catering, księdza, zaproszenia…-zaczął wymieniać-Nie wiem, czy się wyrobimy w ciągu roku…
-Damy radę, bo jak nie my, to kto? Tylko nie wiem, czy jakaś sala będzie wolna. Często trzeba czekać po dwa lata na wolny termin…
-Nie przejmuj się, wszystko uda się załatwić-uspokoił mnie i zaczął gładzić po włosach.
Zasnęliśmy wtuleni w siebie.

Od rana byliśmy na nogach. Najpierw spacer z Koksem, potem śniadanko i w końcu trzeba było jechać po babcię. Byliśmy przed czasem. Gdy wysiadła z autobusu, bardzo ucieszyła się na mój widok. Wyściskała nas, a potem kazała Michałowi taszczyć ogromną walizkę.
-Babcia miała przyjechać na kilka dni, a nie się wprowadzać…-Michał ugiął się pod ciężarem bagażu staruszki.
-Przecież nie mogłam przyjechać z pustymi rękami-uśmiechnęła się promiennie.
-Nie rozumiem, jak ty się z tym zabrałaś, przecież to waży z tonę…
-Nie przesadzaj… Na siłowni ćwiczysz, a walizki nie możesz unieść. Widać, że nie dają wam porządnych obiadów w tej Spale…
W domu okazało się, że walizka po brzegi wypełniona była uszkami, pierogami, krokietami…
-A co to za słodka kruszynka?-babcia zobaczyła yorka-Jakiś ty malutki i chudziutki…
Obiad zrobiła babcia i ja z Michałem dostaliśmy tak ogromne porcje, że ledwo połowę zjadłam.
-Babciu, ja już dziękuję-Misiek odniósł talerz.
-To ja pół nocy stoję przy garach, a ty nawet tego nie docenisz-załamała ręce staruszka.
Nie mieliśmy innego wyjścia, jak siedzieć i jeść dalej. Koks nie pomógł, bo też dostał porcję i wyglądał, jakby miał zaraz pęknąć…
Jakoś przetrwaliśmy najbliższe dni i w środę ruszyliśmy do Żor. Wreszcie chwila dla nas. Dojechaliśmy i zajęliśmy się słodkim lenistwem. Nie byliśmy w stanie nic zjeść, a babcia zapakowała nam pełen samochód jedzenia. Leżeliśmy na kanapie przed telewizorem.
-Trzeba by spalić te kalorie-stwierdził Michał-I nie, nie mam na myśli spaceru z Koksem-uśmiechnął się zawadiacko.
-Idziemy na siłownię? Czy pobiegać?
-Nie i nie. Skoczę tylko zamknąć psa.
Po chwili wrócił, już bez koszulki.
-Ej, ja to chciałam zrobić-jęknęłam.
-Chcesz, to mogę się ubrać z powrotem, ale to chyba będzie strata czasu… Przejdźmy do przyjemniejszych rzeczy-poruszył brwiami i wylądował nade mną.
-Telefon ci dzwoni-zauważyłam chwilę później.
-Niech dzwoni…
-Ktoś strasznie się dobija… Może to coś ważnego?
-Zadzwoni jeszcze raz-Misiek muskał ustami moją szyję.
W końcu nie wytrzymał, rzucił telefonem w kierunku kuchni i wrócił do przerwanej czynności.

Obudziło mnie dzwonienie. Zwlekłam się z łóżka, zgarniając po drodze koszulkę Michała i odnalazłam pod stołem kuchennym telefon narzeczonego.
-Tak?
-Laura? To telefon Michała tak?-usłyszałam głos Ignaczaka.
-Mhm.
-To dlatego wczoraj nie odbierał… Przepraszam, że przeszkadzałem, mam nadzieję, że i tak będę chrzestnym-zaśmiał się do słuchawki-Gdzie masz tego ogiera?
-Krzsiek!-fuknęłam na niego.
-No co? Zamęczyłaś go?
-Jeszcze śpi…-w odpowiedzi usłyszałam kolejną falę śmiechu-Co tam chciałeś?
-Macie być jutro na Mazurach.
-Co?!-wytrzeszczyłam oczy.
-Jak wreszcie wstanie to niech zadzwoni i mu wszystko wyjaśnię. To do jutra!
-Pa…
Igła się rozłączył, a ja zaczęłam robić śniadanie, zastanawiając się, co ten człowiek znowu wykombinował...  
___________________________________________

Przepraszam za to... opóźnienie...
Czas mi przez palce ucieka :/
Moja mama powiedziała, że bierze na siebie odpowiedzialność za to, że wczoraj nie pojawił się rozdział, więc mnie nie bijcie...

Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;) Kolejny pomysł Krzyśka, więc nudno nie będzie :D

Ponad 75 000 wyświetleń!!! Kocham Was!!! <3

Ostatnio coś słabiej z komentowaniem :/ Każdy rozdział ma bardzo dużo wyświetleń, a komentarzy jest tylko kilka :(
Ale i tak bardzo Wam dziękuję, że jesteście i czytacie :*

I nowym Czytelnikom, którym chce się czytać te głupoty od samego początku <3

Kolejny rozdział powinien pojawić się już zgodnie z "harmonogramem", czyli jutro ;]
Tak więc do zobaczenia (albo raczej napisania... no, szczegół...)
Pozdrawiam ;*

Ps. Właśnie! Byłabym zapomniała!
Dziś urodziny obchodzi mój ulubiony przyjmujący!
Wszystkiego najlepszego dla Michała Kubiaka! <3 I żeby wszystkie sezony były dla niego tak udane, jak obecny ;]
To macie taki mały spam z nim ^^
Misiek najlepszy <3