poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 65

Do mojej kuchni władowała się prawie cała reprezentacja, drużyna z Jastrzębskiego Węgla i kilku chłopaków z Resovii.
-Co wy tu robicie?-zapytałam zdumiona.
-Nie można już odwiedzić starej znajomej?-zapytał Igła z dziwnym uśmieszkiem.
-Jak ona jest stara, to nie wiem, co ty o sobie sądzisz-zaśmiał się Zatorski.
-Ej! Ja wiem, że ty byś mnie na emeryturę posłał, bo po co inny libero, ale…-Krzyśkowi przerwała salwa śmiechu-Ja się czuję młodo, na dyskotekę by się jakąś poszło, czy coś…
-No dobra, Krzysiu jest młody, ale nie uwierzę, że wszyscy przyjechaliście mnie odwiedzić w tym samym czasie-skrzyżowałam ręce na piersiach i czekałam na wyjaśnienia.
-Coś ci się chyba pali-Lotman wskazał na kuchenkę.
-Moja ryba!
Niestety filety z miruny nie nadawały się już do jedzenia…
-Uuu, zaraz nam się dostanie-jęknął Kurek.
-To wtedy sobie pójdziemy-wzruszył ramionami Guma.
-A byłaś grzeczna w tym roku?-zapytał Ignaczak, na co wszyscy założyli czapki Mikołajów.
Patrzyłam na nich zszokowana i zastanawiałam się, o co może im wszystkim chodzić.
-Złe pytanie zadałeś Krzysiu-wtrącił się Piotrek-Powinieneś zapytać, czy nie była bardzo niegrzeczna, bo wszyscy wiemy, że grzeczna to ona nie była.
-Piotrek…-mruknęłam.
-Widzicie? Grozi mi!-schował się za Bartkiem, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Mniejsza o to. Laura, zamknij oczy-zwrócił się do mnie Łasko.
-Mam się bać?-zapytałam, na co zaprzeczyli-Tato, jakby co miej ich na oku-mrugnęłam do ojca i zamknęłam oczy.
-Bierzemy ją!-usłyszałam szepty, a potem straciłam grunt pod nogami.
-Ten, który trzyma rękę na moim tyłku, ma ją zabrać, chyba, że chce ją stracić…-mruknęłam.
Ręka od razu się przesunęła, a czyjeś dłonie zatkały mi dodatkowo oczy. Domyślałam się, że wyszliśmy na dwór, bo zrobiło mi się chłodno. Postawili mnie, ale dłonie na moich oczach pozostały. Poczułam, jak ktoś kładzie mi coś ciepłego na ramionach, a inny wciska czapkę na głowę.
-Możesz otworzyć oczy-usłyszałam szept Kurka.
Otworzyłam oczy w chwili, gdy siatkarz zabrał dłonie z moich oczu. Rozdziawiłam usta ze zdziwienia i wpatrywałam się w czarne audi A3 z wielką czerwoną kokardą.
-Czy wy powariowaliście?-wykrztusiłam w końcu z siebie.
-Liczyliśmy na zwykłe „dziękuję”-wzruszył ramionami Patryk Czarnowski.
-Miałaś wypadek, straciłaś auto, a czymś na mecze i do Michała musisz jeździć-uśmiechnął się Ziomek.
-Ale… Wydaliście tyle pieniędzy… Nie trzeba było…-zaczęłam się jąkać.
-Wiemy, że ty nie mogłabyś sobie pozwolić na auto…-zaczął Zati.
-A my cię lubimy…-dorzucił Piotrek.
-I postanowiliśmy przeznaczyć premię świąteczną…-kontynuował Bartek.
-Na prezent dla ciebie-dokończył Igła, który wszystko nagrywał.
Po moich policzkach spływały łzy, gdy ściskałam każdego po kolei. Nie wierzyłam, że zrobili dla mnie coś takiego.
-Piotruś marzniesz-zauważyłam, gdy przytulałam środkowego, stojącego w samej koszulce.
-Myślisz, że kto był tak genialny i domyślił się, że zmarzniesz?
-Jesteś kochany-uśmiechnęłam się.
-Powiem Michałowi!-za moimi plecami pojawił się Bartek.
-Chodźcie, bo Piter zamarznie i dostanie mi się od Kowala…
Zaprosiłam chłopaków do domu i poczęstowałam sernikiem i szarlotką(na którą rzucił się Nowakowski). Dwie blachy ciasta zniknęły w mgnieniu oka. Chłopaki siedzieli, gdzie tylko się dało i rozmawiali. Mój tata pogrążony był w dyskusji z Łukaszem, Kurek z Zatorskim bawili się z Koksem, a ja krążyłam między całą bandą, żeby z każdym zamienić chociaż kilka zdań.
-To co? Może przejażdżka?-wypalił nie kto inny, jak Krzysiek.
-Chyba nie chcę widzieć, jak rozwali to auto na pierwszym lepszym zakręcie-zaśmiał się Łasko.
-Ej! Wcale nie prowadzę aż tak tragicznie!
-Człowieku! Mówię ci, nie zaczynaj z nią, bo jak cię przewiezie, to…-Kuraś dramatycznie zawiesił głos.
-To kto odważny, żeby się przejechać?-zapytałam z chytrym uśmieszkiem.
-Yyy…
-Ja!-zgłosił się Igła-Ale pamiętaj, że ja mam dzieci!
Skończyło się na tym, że razem ze mną do auta wsiedli Krzysiek, Grzesiu Kosok i Holmes. Z tym ostatnim nie rozmawiałam od imprezy u Łasko. Nie pozwolili mi odczepić kokardy, żeby „wszyscy sąsiedzi zauważyli i zazdrościli mi nowego samochodu”. Odpaliłam silnik, a wszyscy, jak jeden mąż zapięli pasy. Nie powiem, trochę mnie to rozśmieszyło, ale nic się nie odzywałam.
-Pamiętaj, tylko powoli i ostrożnie, to nowy samochód i musisz się do niego przyzwyczaić-Igła zaczął mnie instruować.
Reszta siatkarzy stała przed domem i przyglądała się, jak powolutku wycofuję z podjazdu. Widać było, że są nieco zawiedzeni, bo Kurek naopowiadał im, że jeżdżę jak wariatka… Wyjechałam na prostą drogę i musiałam się popisać, bo nie byłabym sobą. Z wielkim uśmiechem ruszyłam z piskiem opon.
-Po co tak gwałtownie!-Krzysiek patrzył na mnie przerażonym wzrokiem-Wszystko jest nowe i delikatnie działa…
-Jakby było ślisko, to pokazałabym wam prawdziwy drift, ale w takich warunkach pogodowych… Musicie się tym zadowolić-wyszczerzyłam się do nich.
-Patrz na drogę!-jęknął Russell-Nie dziwię się, że tamto auto poszło do kasacji…
-Patrzę-westchnęłam-Nie wiesz, że kobiety mają podzielną uwagę?
-To niech część twojej uwagi skieruje się na Dominisię i Sebastianka… Dzieci muszą mieć ojca…-Ignaczak na przednim siedzeniu był zdecydowanie złym pomysłem...
Pod dom podjechałam, zatrzymując się tuż za Bartkiem. Krzysiek i Russell wypadli z samochodu, jakby się paliło, a ja i Grzesiek wyszliśmy normalnie.
-Chciałaś mnie zabić?-Kurek przyjrzał mi się uważnie.
-Ciebie, Bartuś? Jakże bym śmiała?-przytuliłam go.
Chłopaki powoli zaczęli się rozjeżdżać w swoje strony. Zaczepiłam Kosę, bo w trakcie jazdy, ani po niej nic nie mówił.
-Grzesiu, jak tam? Czemu nic nie mówisz?
-Szalona-uśmiechnął się-Pozazdrościć Dzikowi, że ma taką odważną i żywiołową dziewczynę.
Mówiąc, patrzył mi w oczy, a ja mogę się założyć, że spłonęłam rumieńcem.
-Ej, spokojnie. Jesteś świetną dziewczyną, a Michał to mój kumpel, więc nie mógłbym…
-Dzięki-przytuliłam go.
Pożegnałam ostatnie osoby, życzyłam im wesołych świąt i wróciłam do samochodu. Siedziałam w nim z godzinę i nadal nie mogłam w to uwierzyć. Potem w domu zasypałam tatę potokiem słów. On też był pod wrażeniem tego, co siatkarze dla mnie zrobili. Gdy się nagadałam, było już po 20, więc szybko zrobiłam szarlotkę (trzeba było nadrobić braki po chłopakach) i poszłam się wykąpać. Trochę przysnęłam w wannie, ale gdy wyszłam okazało się, że tata był tak miły i wyciągnął ciasto z piekarnika. Z czystym sumieniem mogłam wrócić na górę i położyć się.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Otworzyłam w szlafroku. Po chwili jakichś dwóch facetów wniosło mi ogromne pudło na korytarz.
-Przepraszam, ale to chyba jakaś pomyłka…
-Pani Laura Wójcik?
-Tak-byłam zdziwiona, co to może być.
-Proszę tu podpisać-wykonałam polecenie-A tu list dla pani. Do widzenia. Wesołych świąt-wyszedł z uśmiechem.
Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam liścik.

„Możesz otworzyć dopiero po kolacji ;) To prezent :]
Kocham Cię,  Słońce :*
Wesołych Świąt ^^
                                                                            Michał”

Wigilia minęła mi na gotowaniu, w którym pomagał mi Koks i zastanawianiu się, co jest w tym ogromnym , tajemniczym pudle. Potem wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Zadzwoniłam z życzeniami do Michała, Majki i Andrzeja. Nakryłam do stołu, nie zapominając o sianku i dodatkowym nakryciu. Wieczorem razem z tatą zasiadłam do wieczerzy. Podzieliliśmy się opłatkiem i jedliśmy barszcz, ryby i masę innych smakołyków. Włączyłam płytę z kolędami i piosenkami świątecznymi, a potem wreszcie przyszedł czas na prezenty. Wymieniliśmy się z tatą podarunkami i stanęłam przed prezentem od Michała.
____________________________________________
Dziękuję za tak dużo komentarzy <3
Jesteście kochani :*
 
Tak jak obiecałam, dodaję Wam rozdział ;) Kolejny pojutrze ^.^

Jak Wam się podoba pomysł chłopaków? I jak myślicie, co jest w pudle od Michała?

Zachęcam do obserwowania, komentowania i przedstawiania swoich pomysłów :] To bardzo wiele dla mnie znaczy :)

Szczęśliwego Nowego Roku!!!
Macie jakieś plany na Sylwestra?
Całuję ;*

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 64

-Co się stało?-szybko wyplątałam się z pościeli i wybiegłam na korytarz.
-Uważaj!
Zaliczyłam ślizg przez całą długość korytarza. Dobrze, że Michał mnie złapał, bo wylądowałabym na podłodze. Z kuchni wyszedł zadowolony z siebie psiak.
-Chyba pożałuję, że ci go dałem-Misiek narzekał pod nosem na stworzonko.
-Chodź do mnie Koksik.
-Kto?-chłopak uniósł pytająco brwi.
-No Koksik, Koks. Tak będzie miał na imię.
-Koks?-zapytał niedowierzając.
Po moim potwierdzeniu zaczął się strasznie śmiać. Dołączyłam do niego. Potem śmialiśmy się z tego, że taki mały pies potrafi zrobić tak dużą kałużę. W końcu się ogarnęliśmy. Zmyłam podłogę, zjedliśmy, a potem wyszliśmy z Koksem na spacer.
Po południu Michał wpadł na genialny pomysł. Mianowicie poszliśmy na łyżwy. Trochę protestowałam, bo co będzie, jak mi się ten olbrzym połamie? Obiecał, że umie jeździć, więc się zgodziłam. Bawiłam się świetnie. Miśkowi szło lepiej niż mi, przez co kilka razy śmiał się, gdy zaliczyłam glebę. Koks został u sąsiadów, a my ścigaliśmy się po lodowisku.
Gdy już myślałam, że nogi mi odpadną, postanowiliśmy wracać. Michał zabrał mnie jeszcze po drodze na gorącą czekoladę. Rozmawialiśmy o świętach i Sylwestrze. Niestety trzeba się było zbierać, bo czekała mnie jeszcze długa droga.
Siatkarz pomógł mi spakować rzeczy. Koksika posadziłam na przednim siedzeniu, pożegnałam się z chłopakiem i powoli ruszyłam w stronę domu. Było ślisko, musiałam jechać wolno i droga strasznie mi się dłużyła. Od czasu do czasu zerkałam na śpiącego w fotelu obok szczeniaczka, a na mojej twarzy od razu pojawiał się uśmiech.
Dojechałam do domu koło północy. Tata już spał, więc wzięłam rzeczy i Koksa do mojego pokoju. Zmęczona zasnęłam w ciepłej pościeli.
Po trzeciej nad ranem obudziło mnie skomlenie.
-Koks, weź się zamknij… Koks! Ja rano muszę wstać na zajęcia!
Skończyło się na tym, że musiałam wziąć psinę do łóżka, bo inaczej nie było mi dane się wyspać.
Po przebudzeniu czekała na mnie niespodzianka. Mój krzyk słyszeli chyba sąsiedzi… Mój śliczny, słodki Koksik… narobił mi pod drzwiami. Jak na niego krzyczałam, schował się pod łóżkiem. Sprzątnęłam po nim i zeszłam na dół. Tego małego drania musiałam znieść, bo jeszcze był za mały, żeby chodzić po schodach.
-Laura, skarbie, co się stało? Czemu tak krzyczałaś?-tata zasypał mnie lawiną pytań.
-Przez niego-wyciągnęłam w jego kierunku dłonie, w których trzymałam Koksika.
Przy śniadaniu wytłumaczyłam tacie, dlaczego krzyczałam i skąd mam tego łobuza. Na szczęście nie miał nic przeciwko. Oczywiście pod warunkiem, że nauczę go, żeby wołał, jak będzie musiał iść na dwór.
Kolejne dwa tygodnie dłużyły mi się niemiłosiernie. W sobotę chłopaki grali w Gdańsku, więc mecz mogłam sobie wybić z głowy. Czekałam na kolejną sobotę, bo wtedy mieli grać u siebie i to z Resovią. I to ostatni mecz przed świętami.
Byłam z Andrzejem w kinie, kilka razy wyszliśmy na spacer. Koks za każdym razem na niego warczał… Psa uczyłam wychodzenia na dwór i wykonywania prostych komend. W połowie ostatniego tygodnia przed świętami odwiedziła mnie Maja z wielkim miśkiem. Przeprosiła za swoje zachowanie, powiedziała, że rozumie swój błąd i chciała znów być moją przyjaciółką. Ulżyło mi, że się pogodziłyśmy. Może to ta magia świąt pomogła?
W domu było już posprzątane, więc z czystym sumieniem mogłam w piątek, 21 grudnia jechać do Żor. Pogoda, delikatnie mówiąc, była niesprzyjająca, ale jakoś dojechałam. Z Michałem długo się nie widziałam, więc po prostu siedzieliśmy przytuleni na kanapie i cieszyliśmy się swoją obecnością. A już jutro mecz! Widziałam, że Michał się denerwował. Może dlatego, że miał grać przeciwko najlepszemu przyjacielowi.
Nim się obejrzeliśmy, minął poranny trening, rozgrzewka i wybiła godzina 17. Obie drużyny wyszły na boisku. Ja w Michałowej koszulce i szaliku Resovii wspierałam Kubiaka, nie zapominając o przyjaciołach z drużyny przeciwnej. Jastrzębski Węgiel wygrał w trzech setach! Ostatni grali na przewagi, ale nie dali szansy drużynie z Rzeszowa i nie przedłużyli meczu. Wbiegłam na boisko i pocałowałam chłopaka. Potem przytuliłam każdego ze smutnych Resoviaków. Pocieszyłam ich, że z kimś innym zdobędą trzy punkty. Igła pytał mnie czy jutro będę w domu, ale nie chciał zdradzić, po co mu te „poufne” informacje. Porozmawiałam trochę z chłopakami, a potem życzyłam wszystkim wesołych świąt i czekałam aż Michał wróci z szatni. Musiałam się z nim pożegnać, bo ja wracałam do domu, pichcić potrawy wigilijne, a on jechał do rodziców. Złożyłam mu najszczersze życzenia, upewniłam się, że w pierwszy dzień świąt przyjedzie do mnie i ruszyłam w kierunku Łodzi.
Humor mi dopisywał, bo bardzo lubiłam święta. W radiu rozbrzmiewały świąteczne piosenki, a mnie jutro czekało gotowanie. Choinka już stała ubrana (Koks tak pomagał, że stłukł kilka bombek i ściągnął łańcuch z choinki), więc czuło się już tą niezwykłą atmosferę.
W niedzielę obudziłam się wcześnie i po szybkim śniadaniu, założyłam jakieś stare ciuchy, związałam włosy i zaczęłam urzędować w kuchni. Tata mi nie pomagał, bo jego strach dopuścić do jakichkolwiek garnków. Gotowania nie było jakoś strasznie dużo, bo to Wigilia dla dwóch osób. Od śmierci mamy zawsze tak ją spędzaliśmy, mimo że rodzina zawsze nas zapraszała.
Kończyłam smażyć rybę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Tato, otworzysz?
Nie słyszałam, z kim rozmawiał w korytarzu. Wróciłam do przerwanej czynności, podśpiewując sobie piosenkę „Dong dong”.
-Laura, do ciebie.
Odwróciłam się i zobaczyłam spory tłum…
_______________________________________
Cześć :]
Stęskniłam się za Wami, więc jestem ;)
Jak myślicie, kto przyszedł?

Piesek Koks... :D To pomysł mojej mamy :D Mały york, a taki koksu :P

Jak po świętach?
Ja zaraz jadę do cioci na kilka dni, ale jak będziecie ładnie komentować, to rozdział pojawi się w poniedziałek ;) Jak nie to po Nowym Roku...

Pozdrawiam Was serdecznie ;*

wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 63

Niedzielę spędziliśmy na słodkim leniuchowaniu. Wieczorem wrócił tata i oberwało mi się, że nie wiedział o przyjeździe Michała, bo wróciłby wcześniej. Cieszyłam się, że tak się polubili. Z Kubiakiem mógł rozmawiać godzinami, a gdy odwiedzał nas Andrzej, siadał w kącie z gazetą, szedł do siebie do pokoju lub na spacer. I tym razem zagadał tak Michała, że ten wyjechał po 20.
-On jutro rano ma trening, znowu się nie wyśpi-czepiałam się taty.
-To mogłaś powiedzieć, że nas odwiedzi-udawał obrażonego.
Ja też chciałam, żeby przyjmujący spędzał ze mną jak najwięcej czasu, ale rozumiałam też, że ma obowiązki.
W czwartek Mikołajki, więc najbliższe dni minęły mi na obmyślaniu planu doskonałego. Wymagało to opuszczenia kilku  zajęć, ale raz mogłam sobie pozwolić. Kilka telefonów, popołudnie spędzone na łażeniu po sklepach i niespodzianka dla ukochanego załatwiona.
W środę już miałam wszystko spakowane, mimo że jechałam dopiero w czwartek po południu. Poinformowałam tatę, że wrócę dopiero w niedzielę, bo chłopaki grali w sobotę mecz u siebie, więc spokojnie mogłam zostać na dłużej.
-Może pomóc?-usłyszałam pytanie, gdy 6 grudnia po wczesnym obiedzie znosiłam torby do samochodu.
-Andrzej!-uśmiechnęłam się na widok kumpla.
-Wybierasz się gdzieś?-zrobił zdziwioną minę.
-Jadę zrobić Michałowi niespodziankę.
Na chwilę zapanowała niezręczna cisza.
-Mam coś dla ciebie-odezwał się w końcu i wyciągnął w moim kierunku ozdobną torebeczkę.
-Ale… Nie musiałeś… Ja nic ci nie kupiłam-było mi strasznie głupio.
-Liczyłem, że pójdziemy do kina, ale nie masz czasu… No trudno-machnął ręką-Lepiej powiedz, czy ci się podoba.
W torebce były śliczne kolczyki, perfumy i czekolada. Uściskałam Andrzeja, podziękowałam i obiecałam, że w przyszłym tygodniu na pewno pójdziemy do kina. Po tym musiałam niestety się zbierać, jeśli chciałam, żeby mój plan wypalił. Przeprosiłam, że nie mam czasu i szybko ruszyłam do Jastrzębie Zdroju.
Najpierw odwiedziłam dom Łasko, gdzie czekała już na mnie Milena. Odebrałam klucze i ruszyłam „na włam” do mieszkania przyjmującego.
Zgodnie z planem usłyszałam szczęk zamka kilka minut przed 19. Słyszałam kroki na korytarzu. Michał przeszedł przez salon nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Chciało mi się śmiać z niego, ale się powstrzymywałam. Poszedł pod prysznic wesoło podśpiewując. Po kilkunastu minutach wyszedł i sięgnął po telefon. Nagle rozdzwoniła się moja komórka. Szkoda, że chłopak stał do mnie tyłem, bo minę musiał mieć nieziemską. Powoli odwrócił się i jego wzrok padł na kanapę, na której siedziałam odkąd wrócił. Jego oczy były wielkie jak pięciozłotówki.
-Laura!-ruszył w moim kierunku, a ja zrobiłam to samo-Długo tu jesteś?-zapytał, gdy jego usta oderwały się od moich.
-Już dobrą chwilę-zaśmiałam się.
-Jak się tu dostałaś? I jak ja mogłem cię nie zauważyć…
-Chodź, będzie czas na rozmowę-uśmiechnęłam się i pociągnęłam go do jadalni połączonej z salonem.
-Wow-wydusił z siebie.
Nie powiem, robiło to wrażenie. Stół nakryty dla dwóch osób, wszędzie świece, czerwone wino i pyszna kolacja. Może i oklepane, ale jednak to wszystko miało „to coś”.
Usiedliśmy przy stole. Michał nie mógł przestać mnie wychwalać. Pomysł z dorobieniem kluczy rozbawił go, a ja bałam się, że będzie zły. Gdyby nie pomoc Michała i Mileny, na pewno by mi się nie udało, w końcu to oni załatwili mi klucze. Obiecałam sobie, że się im za to porządnie odwdzięczę. Gdy skończyliśmy jeść, Michał wyciągnął jeszcze jedną butelkę wina, bo ta pierwsza jakoś szybko się skończyła… Wyszedł na chwilę i przyniósł coś, co chował za drzwiami.
-Też mam coś dla ciebie, ale teraz boję się, że za mało się postarałem-jęknął Michał podając mi pudełko przewiązane kokardą.
Otworzyłam podarunek, a ze środka coś wyskoczyło! Po chwili zorientowałam się, że to piesek.
-Śliczny!-kucnęłam przy maleństwu-Kto jest słodziakiem?-od razu zaczęłam go głaskać.
-Miałem ci go przywieźć w niedzielę, ale skoro już jesteś…
-Jak to możliwe, że nawet go nie zauważyłam. No dobra jest malutki, ale…
-Sąsiedzi go pilnowali-przerwał mi-Wiem, że lubisz zwierzaki, więc pomyślałem, że będziesz mieć miłe towarzystwo.
Mały yorkshire terier z czerwoną obrożą spał w kącie, a ja zaczęłam dziękować Michałowi. Gdy skierował się ze mną do sypialni zatrzymałam go i oznajmiłam, że chciałabym jeszcze wina i mam chęć na bitą śmietanę. Nie musiałam długo prosić. Chłopak pobiegł do sklepu, a ja do łazienki. Szybko się przebrałam i czekałam na niego na łóżku.
-Ooo-rozdziawił usta ze zdziwienia-Nie przypuszczałem, że Mikołaj jest taki sexowny.
-Raczej Śnieżynka-puściłam mu perskie oczko.
Leżałam w niewiele zakrywającym, czerwonym stroju z białym puszkiem. Do tego czapka Mikołaja. Michał ekspresowo znalazł się przy mnie. Wino poszło w odstawkę, ale bitą śmietaną namalowałam mu brodę. Śmiałam się, że jest Mikołajem. Jego „broda” nie mogła się zmarnować, więc moje usta oczyściły jego twarz. Jego ręce i usta błądziły po moim ciele. Pomysł z bitą śmietaną był genialny. Nie pozwoliliśmy, by ani trochę się jej zmarnowało…

Rano obudziłam się w ramionach Kubiaka. Nie miałam nic na sobie, więc chciałam naciągnąć bardziej kołdrę, która zsunęła się z łóżka.
-Tak jest dobrze-mruknął Michał całując mnie po zagłębieniu szyi.
-Ale jestem goła…
-Nie ty jedna-zaśmiał się-O, masz tu trochę śmietany-poczułam jego usta na swoich.
-Nie masz przypadkiem treningu?
Po odszukaniu telefonu wyskoczyliśmy z łóżka i Michał biegiem szykował się do wyjścia. Nikła była szansa, że zdąży, ale pocałował mnie przelotnie i już go nie było.
Ja spokojnie się wykąpałam, zjadłam śniadanie, a potem bawiłam się z psem i zrobiłam obiad. Michał wrócił i od razu zaczął narzekać na kapitana.
-I ja wpadłem na salę w połowie rozgrzewki, a ten idiota drze się na całe gardło, że ci się niespodzianka udała. Chłopaki cały czas się ze mnie nabijali, a do tego miałem dodatkowe ćwiczenia za spóźnienie…
-To już więcej nie zrobię ci niespodzianki-wzruszyłam ramionami.
-Czemu?
-Bo narzekasz.
-Ej!-pociągnął mnie na swoje kolana-Dla ciebie mógłbym trenować dziesięć razy tyle…
Po południu ja spacerowałam z moim małym futrzakiem, a Michał był na treningu. Trochę dłużej dziś im zeszło, bo w końcu jutro mecz.
W sobotnie popołudnie ja siedziałam na trybunach, a Michał się rozgrzewał. Na swojej hali z Politechniką Warszawską wszyscy spodziewali się łatwego spotkania, ale jak się okazało, nie było to takie proste. Pierwszy set przegrany, ale w drugim walczyliśmy i z dwunastopunktowym prowadzeniem zakończyliśmy seta. Krzyczałam głośno z resztą kibiców. Niestety znów przegrany. Czwarty do 11 dla nas i wszystko miał rozstrzygnąć tie-break, który wygraliśmy! Radość ogromna towarzyszyła wszystkim przez resztę wieczoru. Część chłopaków poszła to oblać, ale ja z Michałem woleliśmy wziąć psa i wyjść na spacer. Dużo rozmawialiśmy. Ustaliliśmy, że na pierwszy dzień świąt siatkarz przyjedzie do mnie, a drugiego, ja odwiedzę jego rodzinę. Wigilię mieliśmy spędzić osobno. Wróciliśmy do mieszkania, gdzie trochę zmarznięci od razu wskoczyliśmy pod ciepłą kołdrę.
W niedzielę rano obudził mnie krzyk Michała…
____________________________________________
Przepraszam, miał być w niedzielę... Ale jedno słowo "święta" i mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)

Tak właściwie to już dziś Wigilia...
Z całego serca życzę Wam spokojnych, rodzinnych świąt, zdrowia, pachnącej choinki, dużo prezentów, smacznego karpia (i jedenastu innych potraw), mnóstwo uśmiechu, weny do pisania opowiadań i szampańskiej zabawy w Sylwestra :]

Z przykrością informuję, że następny rozdział pojawi się 1 lub 2 stycznia.
Tak więc do zobaczenia w przyszłym roku ;8

Ps. A co do ostatniego rozdziału... Nie mogłam Wam zabić Laury na święta :D







 
Jak szaleć, to szaleć... Macie takich świątecznych chłopaków ^^

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 62

Dzwonił jakiś nieznany numer, więc odrzuciłem połączenie. No bo bez przesady, dochodzi północ, a ktoś się dobija… Po czwartym połączeniu wcisnąłem zieloną słuchawkę.
-Słucham-zacząłem niezbyt miłym tonem.
-Michał?
-O, pan Wojtek, dobry wieczór. Mógłby pan powiedzieć Laurze, że jej kosmetyczka tu została…
-Laura…
-Tak, pewnie się zastanawia, gdzie ją zostawiła-gadałem.
-Michał! Laura miała wypadek!
-Co!?-kolana się pode mną ugięły.
-Zabrali ją do szpitala, nie wiem, co dokładnie się stało. Jakiś idiota w nią wjechał-słychać było, że się martwi-Powinieneś wiedzieć.
-Dziękuję, że pan zadzwonił. Zaraz wsiadam w samochód i za góra trzy godziny będę na miejscu.
-Nie, Michał, jest późno, nie ma takiej potrzeby. Ja czekam aż lekarz powie, co z nią.
Pożegnałem się z nim i nie zważając na jego słowa, ubrałem się i po kilku minutach pędziłem do Łodzi. Gdy dojechałem do miasta, zatrzymałem się na jakimś parkingu i zadzwoniłem do pana Wojtka. Okazało się, że jest w domu i kazał mi tam przyjechać. Na miejscu powiedział mi, że Laurze nic nie będzie. Złamana ręka, pęknięte trzy żebra, rozcięta głowa i jest trochę poobijana. Znów powiedział, że niepotrzebnie przyjeżdżałem. Martwił się moim jutrzejszym treningiem. Ja postanowiłem zadzwonić rano do trenera. Korzystając z gościnności ojca Laury, zostałem na noc. Nie mogłem wyjechać, nie widząc się z dziewczyną. A była prawie czwarta rano.
Wstałem koło 9 i od razu zacząłem się szykować do wyjścia do szpitala. Pan Wójcik pojechał ze mną. Bez problemu trafiliśmy do odpowiedniej sali. Laura szeroko uśmiechnęła się na nasz widok. Podobno czuła się lepiej niż wyglądała. Podobno jakiś facet przysnął za kierownicą i wjechał w jej samochód, który teraz nadawał się tylko do kasacji. Jej tata zostawił nas samych.
-Nie musiałeś przyjeżdżać-dotknęła mojej dłoni.
-Musiałem. Nawet nie wiesz, jak się bałem-delikatnie przejechałem opuszkami palców po jej policzku-Mówiłem, żebyś została…
-Nie wiesz, że kobiety zawsze muszą stawiać na swoim?-zaśmiała się, ale po chwili na jej twarzy odmalował się grymas bólu-Bolą mnie żebra, chyba nie powinnam się śmiać…-spojrzała na mnie dużymi oczami-Czemu nie jesteś na treningu!?
-Bo jestem u ciebie-pocałowałem ją w policzek-Cholera, zapomniałem zadzwonić do trenera…
Po krótkiej rozmowie telefonicznej, streściłem słowa Bernardiego. Najpierw mnie opierniczył, a potem wypytywał o szczegółu wypadku i stanu zdrowia poszkodowanej.
-Chyba cię polubił-mrugnąłem do niej.
-I nie jesteś zazdrosny?
-O niego? A mam być?-zapytałem, na co ona się roześmiała-Chyba dobrze, że się o ciebie martwi.
Siedziałem z nią bardzo długo, aż wyprosił mnie lekarz. Laurę mieli jutro wypisać. Nie chciała, żebym zawalał treningi przez nią, więc pożegnałem się z panem Wojtkiem i wróciłem do Żor.

Oczami trochę obolałej Laury…

Co najmniej trzy tygodnie będę musiała mieć gips… Dobrze, że to lewa ręka, ale i tak nie mogłam prowadzić auta. Ba! Ja nie miałam auta. Nie miałam jak jeździć na mecze… Dobrze, że tata był już w stanie sam jeździć na zabiegi. Michał dzwonił lub pisał w każdej wolnej chwili. Piątkowy mecz chłopaków w Kędzierzynie oglądałam w telewizji. Niestety nie poszło po naszej myśli. Totalna porażka… ZAKSA nie oddała nam nawet jednego seta. Żałowałam, że muszę siedzieć w domu i nie mogę przytulić teraz Michała.
Dni mijały mi strasznie wolno. Miłe było to, że Andrzej często mnie odwiedzał. Przynajmniej nie nudziłam się sama. Humor poprawiali mi też chłopaki z reprezentacji, którzy wydzwaniali do mnie. 11 listopada nawet mnie odwiedziło kilku z nich. Michała pominę, bo to oczywiste, że przyjechał, skoro miał wolne. Wpadli też do mnie Ignaczakowie, Piter, Grzesiu Kosok, a nawet Zatorski. Nie wiem skąd on się tu wziął, skoro jest z innego klubu, ale mi to nie przeszkadzało. Chłopaki malunkami na poziomie dzieci z przedszkola, ozdobili mój gips. Zaczęli też tłumaczyć mi, jaki samochód powinnam sobie kupić. Było dużo śmiechu i przekomarzanek. Nie wiedziałam nawet, że jestem dla nich tak ważna. Mój tata dobrze się z nimi dogadywał. Takie dni mogłyby zdarzać się częściej…
W środę odwiedziła mnie Majka. Albo raczej przyszła i nawrzeszczała na mnie, że nagadałam coś Sebastianowi o zdradzie i z nią zerwał. Nie widziałam go już ze trzy tygodnie, a ona bez żadnych dowodów, przychodzi i mnie oskarża… Maja zawsze była dla mnie jak siostra, ale teraz przesadziła. Zamknęłam się w pokoju i płakałam tak długo, aż zasnęłam. Wstałam dopiero następnego dnia rano. Byłam wykończona. Chciałam się z nią pogodzić, ale skoro ona nie chce, to nic na to nie poradzę.
W sobotę chłopaki grali u siebie z Indykpolem. Drużyna z Olsztyna nie dostarczyła jakichś specjalnych emocji. JW spokojnie wygrał 3:0. Drugi set z dziesięciopunktową przewagą. Byle więcej takich spotkań. Nagroda MVP powędrowała do Tischera.
Oni sobie jeżdżą, grają, a ja chodzę na uczelnię, gotuję i się nudzę… A do tego ten gips… Jeszcze tydzień i prawdopodobnie mi go zdejmą.
Niestety mecz z Transferem Bydgoszcz musiałam sobie jeszcze darować. Po ciężkim boju na swojej hali, Jastrzębski Węgiel wygrał w tie-break’u. Mogłabym się założyć, że symboliczne piwo po meczu stawiał Czarnowski. W końcu to on został zawodnikiem meczu. Oglądanie transmisji meczu nawet w małym stopniu nie dorównywało kibicowaniu na hali. We wtorek szłam na zdjęcie gipsu, więc niedługo mój „szlaban” na mecze się skończy. Pozostawała kwestia samochodu. Tata pewnie mi pożyczy swojego opla. Kolejny mecz rozgrywali już w środę w Częstochowie. Niestety nie mogłam na niego jechać przez zajęcia. Piękne 3:0 i Simon Tischer MVP.
W sobotę do Kielc postanowiłam się wybrać, choćby nie wiem co. Wzięłam od taty samochód i w sobotę o 14 czekałam na hali. Chłopaki rozgrzewali się, a potem podeszli się ze mną przywitać. Życzyłam im powodzenia, Michała obdarzyłam namiętnym pocałunkiem i zajęłam swoje miejsce na trybunach. Dużo osób nie docenia Effectora, ale dziś ta kielecka drużyna pokazała bardzo dobrą siatkówkę. W czwartym secie walkę na przewagi przegraliśmy. Na szczęście JW wygrał całe spotkanie w tie-break'u. Statuetka powędrowała zasłużenie do rąk kapitana.
Po meczu, rozciąganiu, wywiadach i autografach, Michałowi udało się ubłagać trenera, żeby mógł jechać ze mną. Dzięki temu zyskaliśmy trochę czasu dla siebie. Wieczorem byliśmy u mnie w domu. Tata pojechał na kilka dni do babci, więc ja i przyjmujący mieliśmy wolną chatę. Brakowało mi jego bliskości, ciepła jego ciała i gorących pocałunków. Ostatnio nie mieliśmy chwil sam na sam. Do późna nie spaliśmy, aż w końcu zmęczeni zasnęliśmy w swoich ramionach.
__________________________________________
Taki krótki i o niczym... :(
W opowiadaniu jest już początek grudnia. Więcej się będzie działo w święta, Sylwestra...
Musimy się jakoś przemęczyć :/

Pisałam, pisałam, a tego rozdziału jakoś nie chciało przybywać...

Dziękuję za wyświetlenia i komentarze ;)
W niedzielę rozdział się pojawi, a co dalej, to jeszcze nie wiem...

Miłej lektury, udanego weekendu i owocnych przygotowań do świąt ;)
Pozdrawiam ;*
 
To zdjęcie mnie rozwaliło totalnie :D

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 61

-Dzięki-uśmiechnął się mój chłopak.
-Widzę, że faktycznie nie najlepiej z nią-kapitan wskazał na mnie.
-Muszę siku-jęknęłam i mój chłopak zaprowadził mnie do łazienki.
Po chwili wyszłam (gdyby nie pomoc ściany, to ciężko by było…) i zastałam chłopaków rozmawiających.
-Dobra, to idziemy spać-zarządził mój chłopak-Ty śpisz ze mną, bo mamy pokój dwuosobowy i dwa łóżka. Chyba, że wolisz z nim.
-Mhm-mruknęłam.
-Tylko tam grzecznie-pogroził nam palcem drugi Michał.
Ciepła pościel była spełnieniem moich marzeń. Łóżko było ciasne, ale bynajmniej mi to nie przeszkadzało.
-Laura!-Misiek złapał moje dłonie wędrujące po jego nagim torsie-Idź spać.
-Ale Misiu…
-Jesteś nietrzeźwa, a potem będzie, że cię wykorzystałem. Nie, idziemy spać.
-No ale…
-Laura!-przerwał mi-Michał śpi i ja też bym chciał. Tobie także doradzam, bo do domu kiedyś trzeba wrócić.
-Czyli nie?-zapytałam ze smutkiem w głosie.
-Przykro mi-pocałował mnie w czoło i mocno otulił kołdrą.
Było mi wygodnie i ciepło, więc bez problemu zasnęłam.

-Laura-poczułam jak ktoś delikatnie gładzi moje ramię-Laura, trzeba wstawać.
-Misiu, ale dopiero się położyłam…
-Nie dopiero, bo dochodzi 9 i zaraz jadę do Jastrzębia, a ciebie nie mogę zostawić w hotelu. Chodź-pociągnął mnie delikatnie do góry.
Niechętnie wstałam. O dziwo, głowa mnie nie bolała, ale nie pamiętałam, co to za hotel, ani skąd się w nim wzięłam. Z łazienki wyszedł Michał Łasko. Zaczęłam się zastanawiać, co on tutaj robi. Misiek wspomniał coś o powrocie do Jastrzębia Zdroju, więc pewnie tu nocowała jego drużyna… Przeżułam kawałek kanapki przyniesionej przez przyjmującego. Nie zjadłam nawet połowy, a już pochylałam się nad muszlą toaletową, pozbywając się zawartości żołądka.
-W porządku?-Michał wparował do łazienki.
-Nic mi nie jest-uśmiechnęłam się blado.
-No chyba jednak nie. Chodź, napijesz się gorącej herbaty.
Herbata podzieliła los kanapki, a do tego rozbolał mnie żołądek. Trzeba było się zbierać, więc Misiek zadzwonił po Ignaczaków, żeby zabrali mnie i mój samochód do siebie, bo nie mogłam jeszcze prowadzić. Pożegnałam się z nim i pojechałam z Krzyśkiem. Jego dzieciaki były świetne, ale nie mogłam się z nimi bawić. Położyłam się, bo tylko w tej pozycji czułam się znośnie. Każda próba jedzenia lub picia kończyła się w toalecie.
-Odwodnisz się nam-jęczała Iwona.
W końcu napiłam się trochę wody i od razu się położyłam. Po chwili zasnęłam. Trzy godziny później obudziła mnie Dominika.
-Idziesz na kolację?-zapytała dziewczynka.
-Już tak późno? Muszę jechać do domu!
Weszłam do kuchni połączonej z jadalnią.
-I jak? Lepiej ci już?-od razu Igła znalazł się koło mnie.
-Tak, raczej tak, ale czemu mnie nikt nie obudził? Muszę wracać do domu…
-O nie, kochana-wpadł mi w słowo-Nigdzie się nie wybierasz. Tak się składa, że Dziku powiedział mi, że wtorki masz wolne, więc zostajesz. I nie ma żadnego ale!-dodał, gdy otwierałam usta, by się zripostować.
Kolacji nie dane było mi zjeść, ale wodę w małych ilościach mój organizm już przyswajał. W życiu nie miałam tak okropnego zatrucia pokarmowego… Już nigdy nie tknę alkoholu! A na pewno nie w takich ilościach…
Byłam zmuszona zostać u nich na noc. Było mi strasznie głupio nadużywać ich gościnności, zwłaszcza, że prawie cały dzień przesiedziałam na podłodze w łazience.
We wtorek koło 10 wyjechałam do domu. Iwona zapakowała mi jakichś kotletów, żebym nie musiała gotować. Tata ucieszył się na mój widok, a mi przypomniało się, że nie zawiozłam go na rehabilitację. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, gdy mówił, że jechał taksówką. Jaka  ze mnie wyrodna córka…
Dni mijały szybko. Wpadłam w wir obowiązków. Z Majką się nie kontaktowałam, nawet nie wiem, czy i w jaki sposób wróciła z Rzeszowa. Nie zamierzałam jej przepraszać. Nie dopóki oszukuje Sebastiana. Nie znałam go długo, rzadko się widywaliśmy, ale zdążyłam go polubić. Nie zasługiwał na takie traktowanie. Zresztą, kto zasługuje na bycie okłamywanym przez osobę, którą kocha?

W sobotę rano obrałam kierunek Żory. Bez najmniejszego problemu trafiłam do mieszkania Kubiaka, który już na mnie czekał. Po czułym przywitaniu, nie zważając na to, że jest środek dnia, wylądowaliśmy w sypialni. Brakowało mi jego bliskości. Zmęczeni, ale szczęśliwi leżeliśmy wtuleni w siebie. Już jutro miał się odbyć mecz ze Skrą. Tym razem udało mi się niczego nie zapomnieć. Michał opowiadał mi, co działo się na ostatnim treningu, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Udajemy, że nas nie ma?-zapytał chłopak.
Pokiwałam głową, ale dźwięk dzwonka rozlegał się cały czas.
-Chyba sobie nie pójdzie-westchnął Michał i w samych bokserkach poszedł do drzwi.
-Widzę, że Laura już przyjechała-usłyszałam śmiech Łasko dobiegający z przedpokoju-Chcieliśmy was zaprosić do nas na kolację.
-Nie mogłeś napisać sms-a?-w głosie przyjmującego dało się wyczuć irytację.
-Może i mogłem. To jak przyjdziecie?
-A bo ja wiem…
-Laura! Wiem, że tam jesteś! Przyjdziecie dziś do nas?
-Jasne, z chęcią-odkrzyknęłam.
Chłopaki jeszcze chwilę pogadali, a potem kapitan Jastrzębskiego Węgla sobie poszedł. Do wieczora razem z Miśkiem siedzieliśmy na kanapie, kłócąc się o pilota. Ambitnie… Po 18 zaczęłam się szykować, by już o 20 pukać do drzwi Mileny i Michała. Posiedzieliśmy, pośmialiśmy się, pogadaliśmy. Oprócz nas był jeszcze Patryk z Kasią. Miło spędziliśmy wieczór. Pod koniec ja plotkowałam z dziewczynami, a chłopaki zaczęli rozmawiać o jutrzejszym meczu. Koło północy wróciliśmy do mieszkania przyjmującego. Szybki prysznic i spokojnie mogłam się oddać w ramiona Morfeusza.

Michał od samego rana kręcił się po domu. Chodził z kąta w kąt i nie mógł obie znaleźć miejsca. Nie pomagały moje przemowy, żeby się nie denerwował. Był na jednym treningu, a potem razem pojechaliśmy na halę. Ja ubrana na pomarańczowo z zapałem do dopingowania, on z torbą ze strojem i wolą walki. Rozgrzewka przebiegła sprawnie. W międzyczasie zaczepił mnie Zator z Winiarem. Obaj bardzo cieszyli się na mój widok. Nie wiedziałam, czy Michał widział się już z Winiarskim. Wolałam nie wnikać. Ostatnie słowa otuchy i mój siatkarz wkroczył na boisko. To był piękny mecz. Kibice dawali z siebie wszystko, tak samo jak zawodnicy. Drużyna gospodarzy wygrała to spotkanie 3:1, a MVP został Michał Łasko. Poczekałam, aż tłum się przerzedzi i podbiegłam do chłopaka. Widziałam radość w jego oczach. Niestety nie mogłam za długo cieszyć się ciepłem jego ramion, bo musiał rozdać jeszcze trochę autografów, udzielić wywiadu i się rozciągnąć. Potem odprowadziłam go pod drzwi szatni i czekałam, aż wyjdzie.
-Tęskniłem-odwróciłam się stając twarzą w… klatkę piersiową (nie da się tego inaczej nazwać) z Winiarem-Dziku wygrał.
-Świetnie dziś grali, więc nie ma się co dziwić ich wygraną-wzruszyłam ramionami.
O wilku mowa. Po chwili z szatni wyszedł Kubiak.
-Czego od niej chcesz?-warknął.
-Już nie można porozmawiać?-oburzył się Winiar.
-Porozmawiać, czy całować ją bez jej zgody!?
Zaczęli się kłócić, nie zwracając uwagi na moje protesty. Padło kilka słów za dużo i pięść Kubiaka trafiła w twarz drugiego przyjmującego. Gdyby nie interwencja siatkarzy wychodzących z szatni, nie wiem, jak by się to skończyło. Byłam zła na ich obu. Jednego byłam pewna, Winiar obudzi się jutro z niezłą śliwką pod okiem.
Zmęczeni wrażeniami wróciliśmy do mieszkania, ale ja tylko po rzeczy. Mimo protestów chłopaka postanowiłam wracać, bo na jutrzejszych zajęciach musiałam być.

Perspektywa najlepszego przyjmującego z Jastrzębskiego Węgla ;)

Laura uparła się, żeby wracać. Tłumaczyła się zajęciami, ale byłem pewien, że jest na mnie zła za tą akcję z Winiarskim. Może mnie poniosło, ale nie będę patrzył bezczynnie, jak on się do niej przystawia!
Nie chciałem się z nią rozstawać, ale kobiety muszą zawsze stawiać na swoim. Koło 21 wsiadła do samochodu i ruszyła do Łodzi. Dużo się dziś działo i emocje nie dawały mi spać. Chodziłem po domu i myślałem o Laurze, o siatkówce, o życiu… Dziewczyna zapomniała kosmetyczki, więc położyłem ją na wierzchu, żeby jej oddać przy najbliższym spotkaniu.
Przed północą rozdzwonił się mój telefon. Dotarła do domu i pewnie zastanawia się gdzie ma kosmetyczkę, pomyślałem i sięgnąłem bo komórkę.
___________________________________________
I znowu późno... Jakoś rozdziały nie chcą się same pisać... :P A nie mam ostatnio czasu... :(
Dzisiaj dwóm osobom tłumaczyłam chemię (mózg rozj... rozwalony). Nie cierpię chemii :/

Dziś mój ulubiony środkowy ma urodziny!!! Sto lat, sto lat dla Pitera! ^^

A widzieliście dzisiejszy mecz Kubiaka? Dziwić się, że to mój ulubiony siatkarz. Nie poddaje się, mimo bólu walczy do samego końca... Poświęcenie, walka, te słowa kojarzą mi się z tym znakomitym przyjmującym <3

Przedwczoraj pobiliście rekord wyświetleń! Jestem z Was dumna! Mordka mi się śmieje, gdy widzę, ile osób tu zagląda ;]

#studia #nowerozdziały #chemia #brakczasu #świetnemecze #corazbliżejświęta
Tak mogę podsumować moje ostatnie dni... :D
Do piątku ;)
Całuję ;*
Nasz dzisiejszy jubilat :*